Mieszkanie dla młodych – zysk dla deweloperów
Wiele w ostatnim czasie mówi się o przybierającym ostateczny kształt programie Mieszkanie dla młodych, który stanie się następcą wygasłej Rodziny na swoim. Analizując założenia programu można mieć wątpliwości, że pomoc Państwa trafi we właściwe ręce. Może okazać się, że asekuracja ze strony ustawodawcy spowoduje wzrost niezadowolenia licznych grup potencjalnych nabywców mieszkań, którzy nie będą mogli skorzystać z dobrodziejstw programu tylko dlatego, że nie mieszkają w dużym mieście.
Mieszkanie dla młodych wsparciem nabywcy czy dewelopera? Takie pytanie można postawić biorąc pod uwagę fakt, iż dopłaty do kredytu będą dotyczyć wyłącznie rynku pierwotnego. Budowę domu jednorodzinnego uznaje się widocznie za wyższy standard zamieszkania, dlatego budujący metodą gospodarczą nie będą objęci programem. Zawiedzionych będzie jeszcze więcej, ponieważ z dopłat nie będą też mogli skorzystać nabywcy mieszkań na rynku wtórnym. Ustawodawca nie ukrywa, że Mieszkanie dla Młodych ma pośrednio wspierać budowlankę. Tylko jak to powiedzieć nabywcom mieszkań w miastach poza największymi aglomeracjami, gdzie dostarczycielami nowych mieszkań są spółdzielnie mieszkaniowe lub niewielcy lokalni deweloperzy? Wyprodukowane przez nich mieszkania stanowią niewielki odsetek ruchu transakcyjnego. Większość transakcji natomiast ma miejsce na rynku wtórnym.
Ze statystyk programu Rodzina na swoim wynika, że w okresie ujednoliconych limitów cenowych dla rynku wtórnego i pierwotnego większość dopłat do kredytów w ramach RnS dotyczyła nieruchomości nabywanych na rynku wtórnym. Dziś ograniczenie programu tylko do nowych mieszkań świadczy z jednej strony o dużym przeświadczeniu Rządu co do możliwości stworzenia branży deweloperskiej odpowiednich warunków do poprawy koniunktury, co znajdzie odzwierciedlenie w odprowadzanych podatkach. Jednak troska o budżet wyzwala swego rodzaju zachowawcze podejście do wsparcia w nabywaniu pierwszego mieszkania. Wybór rodzaju nabywanej nieruchomości nie jest często podyktowany względami ekonomicznymi, ale zwyczajną dostępnością. Na uprzywilejowanej pozycji znajdą się więc mieszkańcy dużych miast, podczas, gdy potencjalni nabywcy lokali w mniejszych miastach i na prowincji mogą tylko pozazdrościć tego wsparcia, choć mogłoby się wydawać, że to właśnie poza aglomeracjami potencjał nabywczy jest najsłabszy i to właśnie tam potrzebne są narzędzia wspierające nabywanie pierwszego własnego M.
Optymistycznym elementem nowego programu dopłat może być jednak traktowanie rządowego wsparcia jako wkład własny do kredytu. Jest to tym bardziej ważne, że prawdopodobnie od początku 2014 r. kredyty na 100 proc. ceny zakupu, wobec nowych regulacji Komisji Nadzoru Finansowego, odejdą do lamusa. Prorodzinny model programu, choć godny pochwały, na pewno nie zmobilizuje do powiększania rodzin, tak jak nie zmobilizowało becikowe.
Mariusz Kania
Prezes Zarządu
Metrohouse & Partnerzy S.A.