Zbyt wysokie koszty życia: Pożyczkami Polacy łatają dziury w domowym budżecie
W kogo uderzyły podwyżki
Jak wynika z najnowszego raportu Krajowego Rejestru Długów, co miesiąc wydajemy na utrzymanie średnio 1572 zł, podczas gdy trzy lata temu było to 976 zł, czyli o ponad 60 proc. mniej. W porównaniu do 2015 r., kiedy KRD przeprowadziło pierwszą edycję badania, obecnie Polacy gorzej oceniają swoją sytuację finansową oraz dostrzegają znaczny wzrost kosztów życia. Co podrożało najbardziej? Jak wylicza KRD, w ciągu ostatnich trzech lat nasze rachunki za wodę wzrosły o 56 proc., za prąd o 65 proc., koszt gazu wzrósł o 73 proc., a wywozu nieczystości nawet o 93 proc. Jednak niechlubne pierwsze miejsce na tej liście zajmują rachunki za energię cieplną – są one wyższe o 188 proc. w stosunku do 2015 r. Najmniej, bo o 20 proc. wzrosły nasze rachunki za telewizję i telefon – 24 proc.
Jak wynika z raportu, zwiększone wydatki najdotkliwiej odczuwają (82 proc.) osoby z podstawowym wykształceniem, które wykonują mało wykwalifikowane, a przez to i nisko płatne prace. Po opłaceniu wszystkich zobowiązań, osobom z tej grupy zostaje średnio niecałe 600 zł na życie. Prawie tyle samo (80 proc.) emerytów i rencistów narzeka na wysokie koszty utrzymania, co nie dziwi, bo ich głównym źródłem dochodów są nierzadko niskie emerytury czy świadczenia socjalne. Niemała grupa seniorów musi także liczyć się z zakupem lekarstw, których ceny sukcesywnie rosną. Kwota, którą mogą dysponować po zapłaceniu rachunków to średnio 775 zł. Co ciekawe, jak wynika z analiz KRD, na wzrost wydatków częściej wskazywały kobiety – 70 proc. w stosunku 40 proc. mężczyzn. Z czego wynika ta dysproporcja? – Powodem może być fakt, że to na kobietach częściej spoczywa obowiązek gospodarowanie rodzinną kasą, robienia codziennych zakupów i płacenia rachunków, w związku z tym, to one zauważają realny wzrost cen. Te z kolei kobiety odnoszą do własnych zarobków, które rosną zdecydowanie wolniej niż koszty życia, i które w wielu zawodach są nadal niższe niż pensje mężczyzn na podobnych stanowiskach – komentuje Diana Jarocka, ekspert Intrum.
Zupełnie innego zadania są osoby z grupy wiekowej 18-24 lat, które deklarują, że nie odczuły wzrostu kosztów życia, uważając, że te utrzymują się na średnim poziomie, a w związku z tym nie mają powodów do narzekania. – To nie oznacza, że tej grupy nie dotyczy wzrost kosztów życia. Część osób biorących udział w badaniu, które ukończyły 20. rok życia, nadal jest utrzymywana przez rodziców lub korzysta ze wsparcia dalszej rodziny. Młodzi Polacy, którym brakuje pieniędzy, chętnie sięgają po zewnętrzne źródła finansowania, takie jak np. kredyty czy pożyczki. Zadłużenie osób w wieku 18-24 lat łącznie wynosi już 872 mln zł, czyli w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy wzrosło aż o 62 proc.[3] – zauważa Diana Jarocka, Intrum.
Rzeczpospolita Polska zadłużona
Ale nie tylko młodzi z powodu wzrostu kosztów życia coraz częściej pożyczają pieniądze, by pokryć bieżące rachunki. – Statystyczne gospodarstwo domowe wydaje na spłatę rat pożyczek i kredytów gotówkowych około 706 zł miesięcznie, (w 2015 r. było to mniej, bo niecałe 440 zł). Wydaje się niewiele, ale to zjawisko dotyczy już prawie 4 na 10 Polaków. To niemal dwukrotny wzrost w porównaniu z pierwszą edycją badania KRD. Wynika z tego, że nasze długi rosną – zauważa Diana Jarocka z Intrum. Tę tendencję potwierdzają również dane zebrane przez BIG InfoMonitor oraz BIK: w II kw. 2018 r. zobowiązania kredytowe Polaków zwiększyły się o 3,74 mld zł do 33,13 mld zł, podczas, gdy w poprzednim kwartale przyrost ten wyniósł 0,27 mld zł. BIG przewiduje również, że w całym 2018 r. wartość udzielonych kredytów konsumpcyjnych będzie wyższa niż w roku poprzednim i może przekroczyć 83 mld zł. Z kolei jak podaje NBP, Polacy w swoich portfelach mają prawie 6 mln kart kredytowych, a wielkość kredytów zaciągniętych za ich pośrednictwem wynosi 13,8 mld zł[4].
Liczba niewypłacalnych kredytobiorców rośnie
Polacy nie tylko podejmują decyzję o „życiu na kredyt”, ale również mają problemy ze spłatą swoich zobowiązań. Wzrost liczby osób nieregulujących terminowo zobowiązania spowodował, że Indeks Zaległych Płatności Polaków, również się podwyższył, z poziomu 76,8 w 2017 r. do 86,5 obecnie[5], co oznacza, że na 1000 dorosłych obywateli w naszym kraju przypada prawie 87 niesolidnych dłużników. Tylko w II kw. tego roku przybyło 5,25 mld zł niespłaconych w terminie zobowiązań. Dla porównania w okresie styczeń-marzec 2018 było to „tylko” 1,24 mld zł[6].
Co prawda, odsetek osób, które przewidują zadłużyć się w ciągu kolejnych dwunastu miesiącach pozostaje na podobnym poziomie, co trzy lata temu – 15 proc. do 13 proc. w 2018 r., ale liczba osób, które planują zaciągnięcie nowych zobowiązań w formie pożyczek lub kredytów wzrosła prawie dwukrotnie[7]. – Jednak najbardziej niepokojące wydaje się to, że chęć zaciągnięcia kredytu lub wzięcia pożyczki deklaruje 4 proc. osób bezrobotnych. Brak stałego zatrudnienia, a co za tym idzie, brak zdolności kredytowej, może sugerować, że jedyną możliwością dla nich będzie skorzystanie z popularnych „chwilówek” oferowanych przez parabanki, w których mogą liczyć na szybsze otrzymanie pieniędzy, bez konieczności decydowania się na którąś z form zabezpieczenia spłaty pożyczki. Niestety, wśród osób zadłużonych są i takie, które spłacają kilka „drobnych” pożyczek jednocześnie. Takie postępowanie w połączeniu z nagłymi zdarzeniami losowymi, może przyczynić się do wpadnięcia w spiralę zadłużenia – zauważa Diana Jarocka, ekspert Intrum.
Rozwiązania lepsze niż kredyt
Kredyt jest atrakcyjnym rozwiązaniem, kiedy planujemy większy wydatek, np. chcemy zainwestować w kupno mieszkania na wynajem, ale może stać się pułapką finansową, kiedy sięgamy po niego, gdy chcemy pokryć bieżące rachunki. – Dziś dostęp do kredytu mamy w zasięgu ręki i to dosłownie, np. posiadając w portfelu kartę kredytową. Jednak, gdy nasze rachunki rosną, a pensje wręcz przeciwnie, nie powinniśmy sięgać po to rozwiązanie w pierwszej kolejności. Najpierw przyjrzyjmy się naszym wydatkom i oceńmy uczciwe, z których możemy łatwo zrezygnować. Może być to np. czwarte wyjście do kina w miesiącu lub częste kolacje ma mieście. Dzięki zaoszczędzonej kwocie pokryjemy zwiększone rachunki. Jeżeli to nie wystarczy, warto szukać kolejnych oszczędności, np. zmienić dostawcę prądu czy gazu na bardziej atrakcyjnego cenowo lub wybrać komunikacją miejską zamiast samochodu, jako codzienny środek transportu do pracy. Bilet miesięczny w niektórych przypadkach może być zdecydowanie tańszym rozwiązaniem. Zaciągnie kredytów czy pożyczek pozostawmy na „czarną godzinę”, gdy niespodziewane zdarzenia, takie jak np. choroba czy utrata pracy, mogą skutecznie pogorszyć naszą sytuację finansową – radzi Diana Jarocka, Intrum.
Źródło: Lightscape