Wzięli koguta do sądu, gdzie go ścinać chcieli za śpiewy

Wzięli koguta do sądu, gdzie go ścinać chcieli za śpiewy
Jan Cipiur Fot. Autor
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Czy słyszeliście o Maurycym z wyspy na zachodnim wybrzeżu Francji? Co to za pytanie, odpowiecie, ale wielu z was słyszało, choć już nie pamięta. Maurycy, po tamtejszemu Maurice, to kogut z miasteczka Saint-Pierre-d’Oléron, który piał za głośno. Przeszkadzało to sąsiadom spędzającym tam wakacje, więc poszli ze skargą do sądu.

Przez dobrą chwilę sprawa była głośna. W obronie ulubionego ptaka Galów wystąpili politycy, lecz zwłaszcza tłumy prostych ludzi. Sąd się zebrał, stron wysłuchał, z kogutem opinii nie  wymienił, ale orzeczenie wydał.

Można piać

Werdykt brzmiał, że Maurycy był w prawie; mógł i może piać o każdej porze; jeśli taka jego wola – tak głośno, jak tylko umie i może.

Nie za długo cieszył się Maurycy ekspresją swej swobody bycia. Zszedł z tego świata ostatniego lata, po roku od zwycięstwa dobrych ludzi, w których ziemi grzebał.

Doniesień szczegółowszych nie ma, ale konflikt z sąsiadami dobrze kogutowi nie służył. Stres musiał go mordować – nawet w Nowym Jorku pisali, że w trakcie obrad sądu piał już znacznie rzadziej.

Żaby też przeszkadzają

Pojawiły się jednak wśród ptactwa kolejne ofiary drażliwych ludzi. Marceli – kolega Maurycego z Ardèche w południowowschodniej Francji – nie miał szans przedstawić swoich racji, zginął zastrzelony przez sąsiada z mało wyrobionym uchem.

Bardzo wielu Francuzów udało się na wieś, gdzie wirus ma podobno dalej. Jednak po wioskach nie tylko koguty drą się w niebogłosy. Są kaczki, które kwaczą, gęsi gęgają, krowy muczą, ryczą osły, rżą konie, kumkają żabki, ropuchy rechoczą, kombajny łomoczą, tłuką się traktory.

W pyskówkach o zwierzaki nie wszyscy sędziowie byli za naturą. Sąd Apelacyjny w Bordeaux nakazał państwu Pecheras spuszczenie wody z ich stawu, ponieważ sąsiadów irytował żabi rechot.

Poza „karą wodną” małżeństwa wysupłać ma 10 tys. euro na odszkodowanie dla oskarżycieli, którzy w żabach widzą tylko udka. Coś się będzie jednak nadal działo, bo Pecherasowie staw spuścili, ale zostawili sobie sadzawkę, o której sąd nie powiedział w werdykcie ani słowa. Czyżby nauki jak sądy kiwać w Polsce pobierali?

Wiejskie dziedzictwo sensoryczne

Sąd w Alzacji orzekł z kolei, że pewien koń ma trzymać się wraz z odchodami swemi i rojem much wokół na kilkanaście metrów od sąsiedniej posesji.

W gminie Le Beausset na południu przyjezdnych irytowały cykady, ale miejscowi się nie dali – mer wystawił tam owadowi prawie dwumetrowy pomnik.

I tak dalej, i tak dalej.

Buców jest we Francji ani mniej, ani więcej niż w Polsce, ale jest różnica – Polacy nie lubią swych korzeni zostawianych na wsi, a Francuzi mają w tej kwestii na odwyrtkę.

Parę tygodni uchwalono zatem w Zgromadzeniu Narodowym ustawę „O zachowaniu sensorycznego dziedzictwa terenów wiejskich”, czyli o tym, że pianie koguta, smród z obory, czy warkot maszyny kolebiącej się po polu to część francuskiego dziedzictwa podlegającego ochronie. Senat podzielił zdanie posłów i nowe prawo wchodzi w życie.

Europejska Agencja ds. Środowiska (EEC) twierdzi, że z powodu stresu wywołanego zbyt wielkim hałasem umiera co roku ok. 12 tysięcy mieszkańców Unii

Nie ma w nim paragrafów z karami za winy, ani listy chronionych „obiektów”. Jest natomiast wskazówka dla władz lokalnych mówiąca o potrzebie dokonywania spisów dziedzictwa sensorycznego poszczególnych obszarów. Przyjedzie turysta, spis obejrzy i mniej wyrywać się będzie do sprzeczki o koguta. A jak się taki uprze i dziedzictwa lokalnego nie uzna, to jeden z drugim sędzia będzie miał podstawę prawną, żeby orzec tak lub owak.

Prawodawcy podkreślili zatem, że nowa ustawa nie oznacza bezwzględnej ochrony wszystkiego co wiejskie. Rolnicy i mieszkańcy wsi nie mogą robić lub nie robić, co tylko im do głowy przyjdzie, ale zamiast srogich praw powstać ma zestawienie dobrych praktyk do naśladowania.

Maurycy z Saint-Pierre-d’Oléron ma następcę. Teraz pieje w miasteczku Maurycy II, zwany dość logicznie Drugim. Jego właścicielka Corinne Fesseau ucieszyła się z ustawy niepomiernie. Zauważyła we francuskiej telewizji, że „miasta pełne są hałasów, wieś nie gorsza i ma swoje”.

No i jeszcze, po to żeby Pan Kierownik nie zrzędził, że z linii programowej na jakieś pobocza i wertepy zboczyliśmy, mały odnośnik stricte ekonomiczno-finansowy. Wierzcie lub nie wierzcie tym liczbom, ale znać je nie zaszkodzi.

Jeśli założenia przyjęte podczas sporządzania szacunków były trafne, to hałas drogowy i kolejowy powodował kilka lat temu w UE straty rzędu 40 mld € rocznie. W 2019 r. produkt unijny brutto wynosił ok. 19 000 mld €, więc finansowe koszty hałasu wydają się bagatelne, ale…

Europejska Agencja ds. Środowiska (EEC) twierdzi, że z powodu stresu wywołanego zbyt wielkim hałasem umiera co roku ok. 12 tysięcy mieszkańców Unii, a 48 tysięcy zapada na niedokrwienność, 22 miliony są co noc rozdrażnione, a 6,5 miliona ludzi w Europie cierpi przez hałas na chroniczną bezsenność.

Polska nie jest tak bardzo hałaśliwa jak inne państwa Unii. U nas na terenach miejskich z najbardziej dającym się w znaki hałasem drogowym o natężeniu 55 decybeli i więcej ma nieprzyjemność niecałe 12 proc. mieszkańców, podczas gdy na Cyprze prawie połowa, a w Szwajcarii niemal jedna trzecia. Najciszej jest w Portugalii, Niemczech (?), Chorwacji, Finlandii, Grecji – wszędzie tam uszy bolą od ryku z ulic i tras przelotowych mniej niż 10 proc. obywateli.

Raport pt. „Environmental Noise in Europe 2020” nie wspomina nic o kogutach lub zwierzętach w ogóle, więc ma wprawdzie wieś swe hałasy, lecz nie są one groźne jak te pozawiejskie i „odludzkie”.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.

Źródło: aleBank.pl