Warunki nowego przymierza z bankami

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

bank.03.400x268Pomiędzy polskimi bankami a regulatorami może dojść do porozumienia, w wyniku którego sektor ma szansę uzyskać dostęp do źródeł długoterminowego finansowania. Stanie się tak pod warunkiem, że banki zaangażują się w rozwiązanie problemów tworzących ryzyka gospodarcze i społeczne, jak nadmierne zadłużenie gospodarstw domowych czy kredyty we frankach.

– Otwiera się okienko legislacyjne, w którym możemy parę rzeczy poprawić. Minister finansów być może da zielone światło, jeśli chodzi o listy zastawne, sekurytyzację i emisje własne (…) Trzeba wykorzystać czas do końca kadencji parlamentu – powiedział na Forum Bankowym Związku Banków Polskich Andrzej Jakubiak, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego.

Na czym zależy bankom? Już widzą one, że muszą znaleźć model budowania długoterminowych pasywów. Zdają sobie sprawę, że dotychczas działały w sposób ryzykowny. Finansowały krótkoterminowymi depozytami kredyty hipoteczne lub inwestycyjne udzielane na wiele lat. Były to pasywa polskie albo też zagraniczne – dzięki hurtowemu finansowaniu otrzymywanemu od spółek-matek. W minionym okresie banki udzieliły walutowych kredytów mieszkaniowych na ok. 180 mld zł. Kryzys obnażył zagrożenia.

– Kredyty walutowe to społeczna tykająca bomba – mówił na Forum Bankowym prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka.

Pozyskiwanie długoterminowych lokat będzie dla banków zadaniem trudnym. W zeszłym roku, pomimo spadku stóp procentowych, udało im się zwiększyć depozyty gospodarstw domowych o 6,4 proc., a przedsiębiorstw o 9,6 proc. Zważywszy na warunki, to bardzo dobry wynik. Jednak były to głównie krótkoterminowe depozyty wnoszone na lansowane konta oszczędnościowe, a więc środki niestabilne. Tej tendencji nie będzie sprzyjał notowany w zeszłym roku spadek stopy oszczędności, jeśli nadal się utrzyma.

W końcu wreszcie – jak wynika z badań NBP na temat sytuacji gospodarstw domowych w III kwartale – zainwestowały one w tym okresie 31,8 mld zł aktywów w nabycie akcji i udziałów kapitałowych, natomiast w bankach zdeponowały zaledwie 2,6 mld zł. Niskie stopy procentowe i ewentualna poprawa koniunktury na rynku kapitałowym mogą tylko powiększać tę dysproporcję.

Sposób na długoterminowe oszczędzanie

Jedynym sposobem by pozyskać długoterminowe depozyty jest tworzenie zachęt do oszczędzania. Na przykład w formie kontraktów, które zagwarantują oszczędzającemu dodatkowy bonus. ZBP proponuje stworzenie kontraktowych systemów oszczędzania na mieszkanie, dających dwie korzyści – odsetki oraz gwarancję udzielenia długoterminowego kredytu. Operatorami systemu byłyby kasy oszczędnościowo-budowlane, tworzone na wzór powstałych ponad 100 lat temu w Niemczech i w Austrii i dobrze tam funkcjonujących.

System taki polega na tym, że klient zawiera umowę i przez od 5-7 lat wpłaca co miesiąc określoną kwotę, a po okresie oszczędzania może uzyskać kredyt, który udzielany jest na czas dwukrotnie dłuższy. Choć oszczędności są oprocentowane niżej niż na rynku, kredyt też jest tańszy. W ten sposób system zapewnia stały dopływ długoterminowych depozytów, a ponadto pozwala udzielać kredytów znacznie bezpieczniej, w oparciu o wkład własny.

Taki system był szczątkowo wprowadzony w Polsce w latach 90. w trochę innej postaci kas mieszkaniowych, w których wsparciem dla długoterminowego oszczędzania była ulga podatkowa (państwo później wycofało się z niej) oraz tańszy kredyt kontraktowy. Gdyby państwo wprowadziło pełny system kas oszczędnościowo-budowlanych prawdopodobnie złagodzone byłyby negatywne skutki boomu kredytów walutowych z lat 2006 – 2008. Zabrakło wówczas woli kolejnych rządów, gdyż środki państwowe są w tym systemie konieczne. Premia wypłacana z pieniędzy publicznych to podstawowy bonus dla oszczędzającego i warunek, żeby system się domknął.

Jacek Furga z ZBP szacuje, że uruchomienie systemu wymagałaby dopłaty państwa w 1-3 roku oszczędzania w wysokości 20-25 proc. wpłaconych pieniędzy. Byłoby to ok. miliarda zł w pierwszym roku do ok. 2-3 mld zł w kolejnych. Jednak według szacunków Instytutu Badań nad Gospodarka Rynkową pieniądze te „wracają” do budżetu po 5-6 latach dzięki wzrostowi wpływów z podatków od realizowanych zakupów mieszkań i wyposażenia.

– Fakt, że banki udzielały w taki sposób kredytów hipotecznych wynikał z braku alternatywy – powiedział na Forum prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz. – Nie było polityki państwa wobec mieszkalnictwa – dodał.

ZBP proponuje dodatkowo budowę analogicznych systemów długoterminowego oszczędzania na cele emerytalne, zdrowotne i edukacyjne.

Fiskus uniemożliwia emisje

Długoterminowe depozyty gospodarstw domowych to niejedyny sposób na stabilne pasywa. Już rok temu zespół przy Komisji Nadzoru Finansowego ogłosił, jakie zmiany w prawie są konieczne, żeby banki zaczęły na większą skalę emitować własne obligacje, listy zastawne i mogły używać sekurytyzacji zdrowych aktywów do zwiększania płynności. Bez tego banki nie będą miały szans na rozwinięcie akcji kredytowej w stopniu, jaki odpowiadałby potrzebom rosnącej gospodarki. Będą musiały powielać schematy finansowania sprzed kryzysu.

Największym problemem banków z emisjami własnych obligacji zagranicznych jest tzw. podatek u źródła. Emitent płaci go ryczałtem od odsetek, które dopiero w przyszłości będzie wypłacał inwestorowi. Dlatego banki emitują własne papiery poprzez zawiązane w tym celu spółki specjalnego przeznaczenia (SPV) za granicą. Polski fiskus i tak nie dostaje podatku, a emisje są przez to bardziej kosztowne.

Listy zastawne, czyli obligacje zabezpieczone hipotekami byłyby znakomitym instrumentem do zbudowania długoterminowych pasywów, a przy okazji – gdyby nastąpiły także emisje we frankach lub w euro – refinansowania nawisu kredytów walutowych. Obecnie udział listów zastawnych w refinansowaniu banków wynosi 0,14 proc. Według szacunków przedstawicieli sektora bankowego, w oparciu o istniejące kredyty hipoteczne można wyemitować listy o wartości 50-60 mld zł. Kwota ta mogłaby uwolnić płynność na dalszą akcję kredytową i pozwoliłaby spełnić normę płynności długoterminowej NSFR, która zacznie obowiązywać od 2018 roku.

Emisje listów zastawnych natrafiają na wiele przeszkód, ale do najważniejszych należą problemy podatkowe. Nie wiadomo, czy przy transferze puli kredytów z banku uniwersalnego do hipotecznego (a tylko banki hipoteczne mogą emitować listy zastawne), banki nie powinny płacić podatku VAT. Ponadto, gdy bank hipoteczny kupi kredyt, który się popsuje, nie może zaliczyć rezerw do kosztów uzyskania przychodów, co stawia pod znakiem zapytania opłacalność całej operacji.

Jedną z najważniejszych przeszkód jest też to, że polskie prawo upadłościowe nie precyzuje, co zrobić z listem zastawnym, gdyby bank hipoteczny upadł. Ratingi obligacji zabezpieczonych są z reguły znacznie wyższe niż niezabezpieczonego długu tych samych emitentów, właśnie dzięki zabezpieczeniom na hipotekach. Ale jeśli prawo upadłościowe nie będzie jasno mówić, że w przypadku upadłości emitenta papierów właścicielem zabezpieczeń staje się posiadacz obligacji, polskie listy zastawne będą miały niższe ratingi niż by na to zasługiwały.

Meandry sekurytyzacji

Maciej Radkiewicz i Piotr Broda z Instytutu Sobieskiego obliczyli, że wskutek sekurytyzacji przez subpartycypację kredytów, głównie mieszkaniowych, sektor bankowy mógłby wygenerować około 47 mld zł płynności. Nie tylko sekurytyzacja przez subpartycypację, ale także klasyczna sekurytyzacja zdrowych aktywów była do tej pory nieopłacalna. Banki poprzestają na sprzedawaniu złych kredytów funduszom sekurytyzacyjnym.

Gdy bank przenosi wyselekcjonowane aktywa do innego podmiotu, funduszu lub spółki specjalnego przeznaczenia, a ta instytucja emituje papiery wartościowe (asset-backed securities, ABS) zabezpieczone oczekiwanymi przypływami ze spłat tych kredytów, mamy do czynienia ze zwykłą sekurytyzacją. W jej wyniku niepłynne aktywa (kredyty) zostają zamienione na płynne (ABS).

O ile w klasycznej sekurytyzacji bank „sprzedaje” ryzyko kredytowe osobnemu podmiotowi, o tyle w sekurytyzacji przez subpartycypację bank dzieli ryzyko z podmiotem, który dostarcza mu płynności z emitowanych ABS-ów.  Bank nie sprzedaje aktywów, może je dalej obsługiwać, a stopień przeniesienia praw do związanych z aktywami przepływów pieniężnych określa umowa.

Dlaczego jest to tak trudne w Polsce, skoro działa na całym świcie, choć po kryzysie rynek ABS-ów wyraźnie się załamał? W obu przypadkach podstawowym problemem są obowiązujące zasady podatkowe, a właściwie ich brak. W prawie podatkowym nie ma w ogóle definicji transakcji sekurytyzacyjnej, a także subpartycypacji. Nie wiadomo więc, czy i jaki podatek należałoby płacić. Nie wiadomo też, czy obsługa przez bank wierzytelności w ramach subpartycypacji byłaby usługą finansową (zwolnioną z VAT), czy też jakąś inną, od której trzeba byłoby zapłacić podatek.

Kredyt z publicznym ubezpieczeniem

Banki, widząc sukces jaki przyniósł tzw. kredyt technologiczny, dzięki któremu  realizowanych jest ponad 700 projektów, a także gwarancje de minimis udzielane ze środków unijnych na kredyty dla przedsiębiorców, chciałyby utworzenia stabilnego i powszechnego systemu gwarancji kredytowych dla firm. Chcą także, żeby więcej z funduszy unijnych w nowej perspektywie budżetowej do 2020 roku było przeznaczonych na instrumenty zwrotne.

– W bieżącej perspektywie ok. 1,5 proc. środków przeznaczono na instrumenty zwrotne. Zależy nam, żeby w kolejnej kwota ta dziesięciokrotnie wzrosła – mówiła na Forum Bankowym wiceminister infrastruktury Iwona Wendel.

Fundusze poręczeniowe służyłyby nie tylko temu, żeby dzielić z sektorem publicznym ryzyko kredytowe przy finansowaniu przedsięwzięć firm nie posiadających wystarczających zabezpieczeń. Także po to, żeby instytucje tego typu mogły brać udział w przekształcaniu i restrukturyzacji przedsiębiorstw, którym grozi niewypłacalność. Byłoby to praktyczne wsparcie dla gotowego już projektu Prawa restrukturyzacyjnego, które pozwoli zapobiegać ostatecznej upadłości przez likwidację majątku.

Pozostaje jednak problem, czy prawo podatkowe także wesprze postępowania restrukturyzacyjne. Obecnie pozwala na zastosowanie „tarczy podatkowej” dopiero w przypadku likwidacji dłużnika i z tego powodu upadłość likwidacyjna jest bardziej opłacalna dla banku. Przepisy podatkowe mogą ponadto utrudniać upadłość konsumencką, nawet gdy ta nabierze oczekiwanego przez banki kształtu.

Banki zdecydowanie opowiadają się za zmianą ustawy o upadłości konsumenckiej. W wyniku obowiązującej orzeczono od 2009 r. 61 upadłości na 2161 wniosków. Poselski projekt Platformy Obywatelskiej proponuje wprowadzić instytucję układu konsumenckiego. Dłużnik mógłby zawrzeć układ z wierzycielami i realizować go pod nadzorem sądu bez utraty całego majątku, np. mieszkania. Sąd mógłby samodzielnie oceniać winę upadłego, jego sytuację i wolę spłaty zobowiązań.

Kompromis ze strony banków będzie natomiast konieczny w sprawie bankowego tytułu egzekucyjnego (BTE) i „wmontowania” wynikających z niego praw banku w proces upadłości konsumenckiej. Bank mający w zanadrzu BTE mógłby wykorzystać go, żeby uniknąć negocjacji z dłużnikiem i restrukturyzacji jego zadłużenia.

– W sprawie BTE konieczne jest współdziałanie – powiedział Andrzej Jakubiak.

Politycy mogą podpalić lont

Najtrudniejsze będzie rozbrojenie „bomby społecznej”, czyli osiągnięcie kompromisu w sprawie kredytów walutowych. Utrudniać to będą walczący o elektorat z dużych miast politycy, którzy proponują rozwiązania nierealistyczne, jak na przykład spłatę kredytu po kursie z dnia jego zaciągnięcia. KNF oszacowała, że gdyby tak się stało, straty sektora bankowego wyniosłyby 40-50 mld zł, w siedmiu bankach spowodowałyby obniżenie współczynnika wypłacalności poniżej 8 proc., w tym w trzech – utratę całości kapitałów, co oznaczałoby niewypłacalność.

Kompromis w sprawie kredytów walutowych mógłby polegać na cierpliwej restrukturyzacji zadłużenia ze strony banków, odpowiedzialnych próbach przewalutowania, niezabierania przekredytowanym mieszkań, jeśli są to ich jedyne mieszkania. Widać jednak, że niektóre banki chcą podważyć taki kompromis zanim jeszcze dyskusja się rozpoczęła.

– Próbujemy sprzedać również NPL (złe kredyty) hipoteczne, ale z tym się nie spieszymy –  powiedział prezes Getin Noble Banku Krzysztof Rosiński, cytowany przez PAP.

– Zaproponujcie jak ten problem rozwiązać nie siłowo, ale konsensualnie – wzywał bankowców prezes NBP.

Gdy bankom brak skłonności do samoregulacji, narażają się na narzucenie zasad znacznie ostrzejszych, a często też mniej efektywnych dla klientów. Przykładem mogą być długotrwałe starania NBP o uzgodnienie obniżek opłat od kart kredytowych interchange. Ponieważ do kompromisu nie doszło, uchwalona została ustawa, która nieporównywalnie mocniej uderzy w przychody instytucji finansowych już od połowy tego roku. Trwanie w okopach przynosi odwrotne do zamierzonych skutki.

Wychodzenie naprzeciw rozwiązywaniu problemów gospodarczych i społecznych może za to opłacić.

Jacek Ramotowski
ObserwatorFinansowy.pl