Strefa VIP. Pasje i pasjonaci: O bieganiu – z dystansem
Czy bieganie to jest moda, sposób na życie, czy stan umysłu?
Po trosze wszystko, zaczynając przygodę z bieganiem, czy szerzej ze sportem, można w dłuższej perspektywie dostać zdecydowanie więcej niż się oczekiwało. Dlatego jeśli ktoś zaczął biegać wyłącznie ze względu na modę po pewnym czasie może uznać że jest to jego sposób na życie. Tak przynajmniej to wygląda z punktu widzenia amatora, który jak w moim przypadku zaczynał przygodę bez ściśle sprecyzowanego planu. Mogę przypuszczać, że w sporcie zawodowym wygląda to zupełnie inaczej, prócz pasji, pojawia się presja, ogromna konkurencja, niekiedy pewien brak alternatywy czy po prostu wypalenie. W przypadku biegania amatorskiego to przede wszystkim walka ze sobą i własnymi słabościami a po jakimś czasie wyzwania czysto sportowe stopniowo same się pojawiają. Wynik i osiągane rezultaty chociaż też istotne są ważnym ale nie kluczowym aspektem. Mimo że bieganie na pewnym poziomie wymaga dużo zaangażowania, to przecież domenę aktywności powinna stanowić rodzina, praca, rozwój zawodowy.
Jak zatem to się zaczęło, co stanowiło inspirację, budowało motywację oraz czy przyświecał wyborowi biegania określony cel?
Jeśli miałbym być szczery to przygodę rozpocząłem bez konkretnego celu, z pewnym humorem mógłbym powiedzieć, że troszkę tak jak Tom Hanks w filmie Forrest Gump. W jakimś momencie poszukuje się po prostu pewnych odskoczni od pracy, a praca w bankowości chyba specjalnie do takich poszukiwań predestynuje. Bankowcy procentowo stanowią stosunkowo dużą liczbę sportowców amatorów. Może dlatego że bankowość z samej istoty jest bardzo absorbująca, niekiedy stresująca, co wymaga swoistych wentyli bezpieczeństwa. Poszukiwanie pewnego balansu często decyduje o wyborze biegania jak formy aktywnego odpoczynku. Odwołam się w tym miejscu do badań, z których wynika, że blisko 90 proc. Polaków, jako główną motywację do biegania wskazuje kwestie zdrowotne. Złe samopoczucie, niezdrowa dieta, pogarszająca się sylwetka skłaniają do podejmowania różnych aktywności sportowych.
Bieganie to ruch masowy i swoista moda?
Jeśli chodzi o efekt skali to wydaje się że w Polsce bieganie kilka lat temu było trochę bardziej popularne i modne niż obecni. W odniesieniu do innych krajów, myślę tu przykładowo o USA, Japonii a z bliższego sąsiedztwa Belgii, Holandii czy Czechach sport ten cieszy się tam większą popularnością. W wielu krajach moda na jogging, bieganie czy różne formy aktywnego spędzania czasu przyciąga także mocniej biznes i sponsorów. Trend, który obserwujemy w Polsce nie jest jednak odosobniony, światowe statystyki z 2019 roku wskazują pewien spadek liczby uczestników biegów ulicznych. Być może wiąże się z poszukiwaniem innych sportowych alternatywnych takich jak triathlon czy biegi górskie. Nie zmienia to faktu, że w Polsce jest zdecydowanie lepiej, niż kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu kiedy bieganie stanowiło swoistą egzotykę.
Z czego wynika fakt, że kładziesz akcent na amatorski charakter swojego biegania?
Między innymi szacunku do osób, które profesjonalnie uprawiają ten sport. W moim przypadku domenę stanowi praca zawodowa jako źródło dochodu, jednak to nie wszystko. Amator upatruje w aktywności fizycznej relaksu i rozrywki, a poziom zaangażowania znajduje odbicie w liczbie startów i uzyskiwanych wynikach. Przykładowo, różnica między wynikiem 35 minut na 10 km a pokonaniem tego dystansu o cztery czy pięć minuty szybciej to często wiele lat pracy wymagającej skupienia się na celu. W pewnym wieku, z określonymi ograniczeniami także czasowymi pokonanie takich barier jest granicznie trudne. Jednak należy podkreślić, że są nieliczne przypadki biegaczy którzy przeszli z etapu amatora do zawodowca. Niektórym z nich udało się nawet uzyskać świetne wyniki w dużych światowych imprezach. Trzeba więc przyznać, że różnica między amatorstwem a profesjonalizmem niekiedy się zaciera. W przypadku biegów ulicznych, amatorzy i zawodowcy starują razem i każdy sprawdzić się może. Być może niedługo nawet podczas Igrzysk Olimpijskich – taki przynajmniej zapowiadają organizatorzy Olimpiady w Paryżu w 2024 roku, którzy planują poszerzyć rywalizację tak aby udział miał charakter masowy.
Maraton z samej istoty jest ekstremalną formą wysiłku fizycznego, co zatem w amatorsko pojmowanym bieganiu trzeba było podporządkować temu wyborowi, nie mówiąc, że poświęcić ?
Chociaż maraton jest ekstremalnym wysiłkiem to przy odpowiednim przygotowaniu, zakładając że jest się w pełni zdrowym, jest to dystans jak najbardziej do pokonania. Dziś maratony kończą 80 czy nawet 90 latkowie. Jednak co bardzo ważne taki wysiłek musi być poprzedzony odpowiednim treningiem, oraz podstawowymi badaniami. Pierwszy mój start w biegu ulicznym przypadł na rok 2015 kiedy przebiegłem dystans 10 km z dzisiejszej perspektywy w spacerowym wręcz tempie uzyskując czas w granicach 55 minut. Właśnie ten pierwszy start zaraził mnie bieganiem i taki stan trwa po dziś dzień. Liczba biegaczy, wzajemna życzliwość, pozytywne nastawienie uczestników, to coś, co udziela się, wyzwalając pozytywne motywacje i odczucia. Jednak chcąc biegać na pewnym utrwalonym, lepszym poziomie, trzeba zmienić w treningu już bardzo dużo.
Co zatem zmieniło się w Twoim podejściu ?
Do kolejnego startu przygotowywałem się przez rok. Wystartowałem po takim okresie w półmaratonie. Potem zdecydowałem się na pierwszy maraton. Kolejne przygotowania miały już z gruntu inny, kompleksowy charakter, odmiennie, niż w przypadku zwykłego biegania. Po przebiegnięciu dwóch maratonów postanowiłem skorzystać z porad specjalistów. Gdy otrzymałem pierwszy plan treningowy, a konsultuję się nie tylko ze świetnym specjalistą, ale wspaniałym, życzliwym człowiekiem, Grzegorzem Wroną z warszawskiego AWF, zrozumiałem że z bieganiem z którym miałem do tej pory do czynienia ma to niewiele wspólnego. Chociaż do tego momentu biegałem sporo, blisko 100 km tygodniowo, to miało ono charakter zwykłego joggingu. Z nowym planem zwykłe przebieżki zastąpiły interwały, budowanie siły biegowej czy wytrzymałości przy zachowaniu odpowiednich stref tętna. Ćwiczenia wzmacniające to kolejne elementy, które wzbogaciły tygodniowy cykl treningowy. Skojarzenie szybkości z wydolnością to wyzwanie w tym procesie. Zmiana podejścia do treningu i biegania wyzwoliła ambicję, by nie tylko doskonalić trening, ale poprawiać uzyskiwane rezultaty.
Czy odniesienie stanowił osobisty progres, czy konkurenci, a może grupy wiekowe, bądź zawodowe, bo wielu bankowców biega?
To prawda, chyba w każdym większym banku, co cieszy, funkcjonują sekcje biegowe. Niekiedy można skorzystać tam z pomocy trenerów, lekarzy czy nawet dietetyków wspomagających przygotowanie do poszczególnych startów. Również same banki chętnie wspierają imprezy biegowe, w Polsce największy krajowy bank jest sponsorem wielu biegów ulicznych. Sama rywalizacja i konkurencja podczas biegów jest naprawdę duża, jednak długie dystanse charakteryzują się tym, że chociaż na starcie jest kilka a nawet kilkanaście tysięcy uczestników to podczas biegu rywalizuje się przede wszystkim z własną głową, nawet jeśli biegnie się w czołówce biegu, czy też dany bieg się prowadzi. Wzajemna rywalizacja buduje natomiast więzi a rywal bywa czasem jednocześnie wsparciem. W biegu są słabsze momenty, co oznacza walkę z organizmem, kryzys w przypadku maratonu to naturalny jego element a świadomość tego pomaga. Podobnie jest w przypadku całego cyklu treningowego, który jeśli chodzi o maraton powinien być rozpisany z 4-5 miesięcznym wyprzedzeniem. To żmudna praca skoncentrowana na szlifowaniu poszczególnych elementów i detali a start jest podsumowaniem tego okresu. Cenne porady i podpowiedzi to nie tylko trenerzy ale również znajomi a także o ile nie przede wszystkim najbliżsi.
Jak rozumiem sztab i grupa wsparcia to jedno, ale szczególna rola w tym projekcie przypada małżonce?
Ciężko bez wsparcia rodzinnego w ogóle uprawiać sport, który wymaga przygotowania 2 do 3 godzin dziennie. Każdy element jest istotny, od trenera, fizjoterapeuty, przez rady obserwatorów, lecz najważniejsza rola to wsparcie domowe. Codzienny wysiłek wymaga bowiem pozytywnej motywacji. Również podczas samych startów świadomość że żona Ania, kibicuje i czeka na mecie niezwykle motywuje i pomaga.
Jak dalece cele sportowe zmieniły się, czy nasyciły nowymi treściami?
Paradoksalnie z czasem nabiera się do samego biegania dystansu, który jest konieczny. Na początku takiej przygody startuje się zazwyczaj z niskiego pułapu, a postępy są dostrzegalne i napędzają nasze apetyty. Później jest coraz trudniej, a wysiłek wkładany w progres coraz większy i nie gwarantuje sukcesu. Postęp mierzony na początku w dziesiątkach minut rozbudza apetyt, który stopniowo ograniczać trzeba do walki o kilkanaście sekund, to uczy pokory. To chyba podobnie jak w przypadku rozwoju zawodowego gdzie dopiero z perspektywy upływającego czasu dostrzegamy własne niedostatki i ograniczenia. Dopiero szersza perspektywa i nagromadzone doświadczenia pozwalają dostrzec własne błędy i uczyć się na nich. Dwa trzy zbyt mocne treningi mogą niekiedy zniweczyć miesiące żmudnych przygotowań i sprawić, że sezon będzie stracony. Niekiedy nadmierny wysiłek sprawia, że kolejne treningi nie przynoszą oczekiwanego efektu. Granica jest bardzo płynna a takiej wiedzy nabiera się po pewnym czasie.
Na ile świadomość własnych ograniczeń i znajomość możliwości organizmu przekłada się na aktywności zawodowe i mentalne wzmocnienie motywacji do realizowanych zadań?
Myślę że nie przypadkiem osoby pracujące w finansach czy bankowości czasami poświęcają się sportom indywidualnym wymagającym łączenia sprawności fizycznej z umiejętnościami planowania oraz rozkładania wysiłku. W przypadku rywalizacji opartej na pewnej strategii i realizacji celów etapowych takich jak chociażby w kolarstwie, pływaniu, wspinaczce, czy właśnie bieganiu to ważna umiejętność. Plan dnia bywa ruchomy – niekiedy z racji powinności zawodowych trening przeprowadzany jest wczesnym świtem czy wręcz w nocy gdy na zewnątrz ciemno czy deszcz. Potem zaczyna się rutynowy dzień. Następnie należy zakładać czas niezbędny do regeneracji organizmu. To wymaga solidnego planowania.
Jak z perspektywy własnych doświadczeń opisałbyś średnioroczny budżet takiego projektu, który z naciskiem określasz jako bieganie amatorskie?
Bywa różnie, ale w zależności od liczby startów i kilku innych aspektów ten sport może okazać się całkiem drogi. Nie chodzi przy tym tylko o wyposażenie takie jak buty czy strój. Kosztują też starty w tym te zagraniczne, różnego rodzaju zabiegi i pomoc specjalistów, odżywki czy bardzo przydatne obozy lub wyjazdy sportowe. W przypadku zaangażowanego amatora te koszty mogą sięgać od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych miesięcznie. Przy odrobinie dyscypliny finansowej można się jednak zamknąć w tym pierwszym przedziale.
Grupy zrzeszone wokół banków uzyskują wsparcie, czy w Twoim przypadku jest trudniej?
Charakter pracy i jej organizacja sprawiają, ze bez życzliwego wsparcia ze strony Kierownictwa Związku Banków Polskich i kolegów z którymi pracuję na co dzień, realizacja pasji byłaby utrudniona. W tym miejscu mam zawsze handicap, który dodatkowo mnie motywuje. Ze swej strony staram się nie zaniedbywać niczego od strony zawodowej pamiętając przy tym o zachowaniu proporcji. To sport jest dopełnieniem treści życia.
Gdzie jeszcze chciałbyś dobiec, w wymiarze symbolicznym i realnym?
Trudno to ocenić. Cztery lata temu nie myślałem, że dojdę do takiego pułapu wynikowego, czy, że pobiegnę w Maratonie Nowojorskim będąc zakwalifikowanym do najmocniejszej grupy startowej. Nie wybiegam zanadto w przyszłość i nie stawiam celów nierealnych. Niemniej cały czas chodzą mi po głowie kolejne starty i dalsza poprawa wyników. Wiem jak trudna była bariera 2;47 w maratonie, czy też ubiegłoroczne uzyskanie życiówki na 10 km – 35’50″. Słyszałem niekiedy od biegaczy, również na tym poziomie co mój, że w ciągu kilku lat poprawią wynik o kilkanaście minut. Ja uważam że starty poniżej trzech godzin w maratonie to świetny rezultat – taki osiąga zaledwie 2 proc. zawodników. Dalej zaczynają się schody. Poprawa życiowych wyników wydaje mi się jednak całkowicie realna w kolejnych latach ale czas zweryfikuje to zamierzenie. Również starty w ultramaratonach w przyszłości mogą okazać się ciekawą alternatywa.
Co Cię skłoniło do udziału w tak spektakularnym przedsięwzięciu jak Maraton Nowojorski?
Potraktowałem ten start jak przygodę zainspirowany zgłoszeniem kolegi Mariusza Maślanego z którym od lat trenuję. To trudna trasa z wieloma podbiegami. Zakwalifikowano nas do tego biegu na podstawie uzyskanych wcześniej rezultatów, dzięki temu uniknęliśmy losowania. W losowaniu jedynie co dziesiąty zawodnik ma szanse udziału bo to najpopularniejszy bieg na świecie. Dodatkową motywację stanowiła niepowtarzalna atmosfera, jaka towarzyszy temu biegowi, nieprzebrane tłumy kibiców na całej trasie maratonu. Wrażenia z tej imprezy naprawdę zaskakują, takiego dopingu nie spotkałem nigdy wcześniej. Polecam każdemu! Liczby? Podobno w tym roku – na każdy metr biegu przypadało 24 kibiców! Dodajmy tłumy przed telewizorami. Całe to ogromne miasto żyje wydarzeniem przez kilka dni. Otwartość mieszkańców przed, w trakcie i po biegu, to również niepowtarzalne doświadczenie.
Co z tych doświadczeń chciałbyś zaszczepić na naszym gruncie a co przenieść do naszego środowiska zawodowego?
Dwa tygodnie przed biegiem w Nowym Jorku uczestniczyłem w malutkim półmaratonie w Biskupcu. Nieduże miasteczko na Mazurach jest równie otwarte i zafascynowane bieganiem jak duże metropolie. Bieganie obok innych zalet daje możliwość poznania ciekawych miejsc i ludzi. Bilans zysków i strat jest zdecydowanie dodatni. Wzbogacamy nie tylko nasze życie, ale poznając siebie, stajemy się otwarci na nowe wyzwania. Trudno namawiać do sportu osoby, które o prostu nie lubią takiego wysiłku, jednak Ci którzy są nie zdecydowani powinni spróbować może na początku od kilkunastominutowych przebieżek. To świetna odskocznia od codzienności.