Sąd Najwyższy: wyrok w sprawie „nabitych w mBank” wadliwy

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

sad.01.400x267"Niech prawo zawsze prawo znaczy" - tę maksymę Juliana Tuwima godzi się przypomnieć w kontekście wczorajszego wyroku Sądu Najwyższego w sprawie pozwu grupowego, wytoczonego przez kredytobiorców mBankowi. Uchylając wcześniejszy werdykt łódzkiego sądu apelacyjnego, SN przekazał zarazem całemu polskiemu wymiarowi sprawiedliwości bardzo ważny sygnał: ani złożoność sprawy, ani jej precedensowy charakter nie może w żadnym razie stanowić usprawiedliwienia dla odstąpienia od dogłębnej i wszechstronnej analizy dowodów.

Przypomnijmy. 20 grudnia 2010 roku Miejski Rzecznik Konsumentów w Warszawie wniósł do Sądu Okręgowego w Łodzi pozew grupowy przeciwko BRE Bankowi (obecnie mBank) w imieniu grupy kredytobiorców hipotecznych, określających siebie obecnie jako „nabici w mBank”. Celem pozwu było ustalenie odpowiedzialności odszkodowawczej banku w związku z – jak to ujęto w uzasadnieniu późniejszego wyroku – „nienależytym wykonywaniem umów zawartych z konsumentami, polegającym na pobieraniu w okresie od dnia 1 stycznia 2009 r. do dnia 28 lutego 2010 r. od każdego z konsumentów wyższych kwot tytułem oprocentowania kredytu, niż pobierałby, gdyby wykonywał swoje zobowiązanie w sposób należyty, co doprowadziło do powstania szkody u każdego z konsumentów”. Jednym z argumentów wskazanym przez powoda było użycie przez bank klauzuli ustalającej poziom oprocentowania, która – zdaniem strony skarżącej – uniemożliwiała jednoznaczne ustalenie obowiązków pozwanego wynikających z umowy.

W dniu 3 lipca 2013 roku Sad Okręgowy w Łodzi „ustalił, że pozwany ponosi odpowiedzialność odszkodowawczą wobec (…) członków grupy wymienionych w sentencji wyroku wynikającą z nienależytego wykonywania zawartych z nimi umów polegającego na pobieraniu w okresie od dnia 1 stycznia 2009 roku do dnia 28 lutego 2010 roku, od każdej z wyżej wymienionych osób, wyższych kwot tytułem oprocentowania kredytu, niż pobierałby, gdyby wykonywał swoje zobowiązania w sposób należyty, co doprowadziło do powstania szkody u każdej z wyżej wymienionych osób”. Od tego werdyktu mBank wniósł apelację, w której wskazano między innymi na następujące uchybienia:

  • nieuwzględnienie całokształtu postanowień umów o kredyt hipoteczny i dokonanie oceny spornej klauzuli pod kątem jej abuzywności w oderwaniu od kontekstu całej umowy, a w szczególności przy pominięciu postanowień umożliwiających członkom grupy wypowiedzenie umowy,
  • błędne przyjęcie, że bezskuteczność spornej klauzuli wywołuje skutek w postaci stałego oprocentowania umów o kredyt hipoteczny – tymczasem pozostające w mocy postanowienia umów kredytu wyraźnie określają jego zmienny charakter,
  • nieuzasadnione przyjęcie, że występowanie w okolicznościach konkretnej sprawy przesłanki rażącego naruszenia interesów konsumenta musi być oceniane według stanu z chwili zawarcia umowy, bez uwzględnienia okoliczności jej wykonywania.

W apelacji pozwany podkreślił również, że wykazanie uchybień w klauzulach umownych nie może samo w sobie stanowić jedynej przesłanki dla uznania takiej klauzuli za abuzywną.  – Samo naruszenie interesów konsumenta nie jest wystarczające do stwierdzenia, że mamy do czynienia z klauzulą abuzywną, bowiem musi to być naruszenie poważne, szczególnie doniosłe i znaczące. Zwłaszcza, że umowa kredytu, szczególnie wieloletniego, której stronami są bank, jako profesjonalista, oraz konsument charakteryzuje się prawnie uregulowaną i dozwoloną asymetrią. (…) Bank wykazał zaś, że w niniejszej sprawie zmiana wysokości oprocentowania była ściśle zdeterminowana zmianami ekonomicznymi, które znalazły odzwierciedlenie w parametrach finansowych rynku pieniężnego i kapitałowego. Nie doszło zatem do nadużycia stosunku nierówności pomiędzy stronami, a tym samym rażącego naruszenia interesów konsumentów – takie stanowisko mBanku przytoczył w uzasadnieniu wyroku sąd II instancji.

W wyroku z dnia 30 kwietnia 2014 roku Sąd Apelacyjny w Łodzi – I Wydział Cywilny podtrzymał stanowisko sądu I instancji. – Sąd odwoławczy w pełni aprobuje stanowisko wyrażone w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku, że okoliczności faktyczne, których wykazaniu służyły wnioski dowodowe pozwanej, zostały już dostatecznie wyjaśnione bądź też nie były istotne dla rozstrzygnięcia sporu – oceniło organ odwoławczy. I właśnie z takim podejściem sądów niższej instancji do sprawy nie zgodził się we wczoraj wydanym wyroku Sąd Najwyższy, uchylając zaskarżony wyrok i przekazując sprawę do ponownego rozpatrzenia. Z uwagi na ciężar materii SN podjął decyzję, że sprawą zajmie się ponownie Sąd Apelacyjny, będący- jak to określono – „sądem merytorycznym”. Zdaniem Sadu Najwyższego, do niedostatecznie wyjaśnionych okoliczności zaliczyć należy między innymi brak ustalenia, czy w wyniku stosowania klauzuli uznanej przez sąd za niedozwoloną doszło do niewykonania umowy przez bank. Żaden z organów niższej instancji nie dokonał w tej sprawie niezbędnych analiz, nie powołano biegłego, który wykonałby obliczenia pozwalające na bezsporne stwierdzenie tej okoliczności.

Jaki wniosek płynie z czwartkowego werdyktu? Sąd Najwyższy nie wypowiadał się w kwestii merytorycznej, będącej osią całego sporu – w tej sprawie zatem przyjdzie nam poczekać na kolejne orzeczenie łódzkiego Sądu Apelacyjnego. Niezmiernie istotnym,by nie rzecz: przełomowym dla orzecznictwa polskiego wymiaru sprawiedliwości w sprawach gospodarczych jest natomiast de facto zobowiązanie sądów do jak najbardziej szczegółowej i dogłębnej analizy takich przypadków. Obrazowy przykład o „rozpoławianiu arbuza”, jakiego w odniesieniu do analizy zapisów umownych użył sędzia sprawozdawca Mirosław Bączyk, w sposób definitywny kładzie tamę jakże rozpanoszonemu w ostatnim czasie rozumowaniu, w myśl którego najdrobniejsze uchybienia w umowie z konsumentem ten ostatni ma prawo uznać za przesłankę o nieważności całej umowy lub jej istotnej części. Należy mieć nadzieję, iż w podobnych sprawach toczących się przeciwko bankom w sądach powszechnych te ostatnie w całej rozciągłości zastosują się do zaleceń płynących z wczorajszego werdyktu Sadu Najwyższego, wydając rozstrzygnięcia zgodnie z antyczną paremią aliena negotia exacto officio geruntur (cudze sprawy należy prowadzić z należytą starannością).  Wymaga tego zarówno waga sprawy, skutki podejmowanych rozstrzygnięć dla całego systemu finansowego, jak również poziom społecznych emocji, jakie wzbudzają spory tego rodzaju.

Z wyroku Sądu Najwyższego wniosek powinna wyciągnąć także… czwarta władza. Jakże często prasa czy media elektroniczne wydają niekorzystny dla instytucji finansowych werdykt jeszcze zanim sad wyda wyrok – a nawet i w przypadku, kiedy jeszcze nikt nie wniósł żadnego powództwa. Szczegółowe i nacechowane brakiem obiektywizmu relacjonowanie wszelkich sporów na linii kredytobiorcy – banki idzie w parze z pomijaniem kwestii fundamentalnych – jak choćby tego, że to sektor bankowy pierwszy już jesienią 2005 roku zareagował na możliwość pojawienia się nieprawidłowości związanych z walutowymi kredytami hipotecznymi, a UOKiK, mający przecież za zadanie chronić konsumenta nawet wbrew owym bankom, uznał propozycje ZBP odnośnie całkowitego zakazu udzielania takich kredytów za sprzeczna z interesem konsumenta (sic!). Nie sięgając zresztą aż tak daleko: kilka dni temu eksperci Międzynarodowego funduszu Walutowego ocenili polski system bankowy jako „optymalny”. Niestety – z gazet drukowanych tylko jeden tytuł odważył się umieścić tę informację. Również i pośród mediów internetowych strony, gdzie znajdziemy oceną MFW policzyć można na palcach jednej ręki. Przypadek?

Karol Jerzy Mórawski