Płacimy nie mniej niż 65 rodzajów podatków, składek, opłat, innych danin
Znamy nareszcie rząd liczby podatków, składek i opłat, które przekazujemy państwu i samorządom. Jest ich dziś nie mniej niż 65. Jakże z jednej strony wybujała, a z drugiej mało znana jest ta liczba.
Najbardziej odczuwalne w kieszeniach są VAT, PIT i CIT, ale wielu Polaków jest przekonanych, że nawet ich nie płaci. Co zatem z wiedzą o bardzo licznych pozostałych? Obawiam się, że jest bardziej niż szczątkowa.
Tzw. daniny publiczne, a w tym podatki płacone w Polsce policzył Instytut Emerytalny, rachmistrz nieoczywisty i niespodziewany. Zawstydził innych – tych zdałoby się oczywistych, którzy wyprzedzeni w tym chwalebnym dziele powinni teraz pospieszyć Instytutowi ze wsparciem i radą.
Rezultaty poszukiwań tytułów podatkowych zebrane zostały w ogólnodostępnym Rejestrze danin publicznych. Nie ma pewności, że jest w stu procentach pełny, bowiem z podatkami jest jak na grzybach – wielkiego borowika tuż pod nogami człowiek raczej dojrzy, ale kurki pod igliwiem, czy kani w trawie może już nie zoczyć.
Czas na rejestr o zadłużeniu państwowym
W premierowej odsłonie Rejestr ma spory feler – jest nieczytelny. Na samym wierzchu konieczna jest więc przede wszystkim najzwyklejsza numerowana lista, a w drugiej kolejności podział na daniny obciążające: osoby fizyczne, firmy i w pozostałe osoby prawne, w oddzielnej rubryce składki, dalej opłaty – np. tzw. znaczki skarbowe, potem obciążenia nakładane przez władze samorządowe, następnie daniny specyficzne w rodzaju ceł. Jeśli coś umknęło, to i tak dalej.
Przejrzystość ułatwi nieustanne weryfikowanie aktualności i poprawności wyliczenia oraz poruszanie się po rejestrze. Jest to szczególnie istotne, ponieważ służyć ma on chyba bardziej „zwykłym” obywatelom, niż wyśmienitym doradcom podatkowym. Rozumiem, że to „pierwsze koty za płoty”, więc jest to wytyk przyjacielski.
W kolejnym rzucie wyobrażałbym sobie uzupełnienie Rejestru o usystematyzowane dane nt. zadłużenia państwowego, które także jest przecież źródłem finansowania wydatków rządu i samorządów.
Zestawianie danych nt. przychodów z poszczególnych danin z saldami różnych długów uzmysławia przede wszystkim wielkości potencjalnych potrzeb podatkowych państwa i samorządów w bliskiej i dalszej przyszłości. Czymś odsetki i spłaty rat pożyczek trzeba finansować, gdy wierzyciele powiedzą w końcu – basta!
Co obywatel wiedzieć powinien?
Wiedza o tym, na jak rozliczne sposoby finansujemy państwo, czyli teoretycznie samych siebie, jest warunkiem koniecznym zdrowych relacji między obywatelami, a władzą.
Wpływ ma ten i rządy dzierży, kto kontroluje kasę. Sprawiamy jako społeczeństwo wrażenie, że nie chcemy sprawować tej kontroli. Wiem co mówię, ponieważ już od kilku lat zabiegałem wśród oczywistych adresatów takiego pomysłu o stworzenie rejestru, o którym mowa, lecz w najlepszym razie odzew miał postać kiwania głową. Tak już mamy: wielkie słowa lubimy, ale zbożne działania nam „wiszą”.
Skoro przeskalowane projekty w rodzaju CPK, całkowicie niepotrzebny przekop mierzei, plany „od czapy” w rodzaju „Izery”, luxtorped na szynach, czy floty najwspanialszych w świecie promów z Polski, nie spotykają się z oporem milionów, który nie chcą na coś takiego łożyć, to mamy to co mamy: inflację, olbrzymie zadłużenie, brak dobrej opieki zdrowotnej, niewiarygodny bałagan w szkolnictwie, ale też bohomazy na ścianach budynków i parkowanie na trawnikach.
Jeśli nie mamy świadomości na jak rozliczne sposoby i ile naprawdę łożymy na swoje państwo, oddajemy za bezdurno pełnię władzy nad własnymi pieniędzmi, pozwalamy mamić się fantasmagoriami, ułatwiamy zamianę własnych zarobków na kiełbasę wyborczą, nie jesteśmy w stanie skutecznie wymuszać zmian, na których zależy nam najbardziej.
Dlatego Rejestr danin publicznych to dzieło ze wszech miar godne dobrych słów, a zwłaszcza wszechstronnego wsparcia. Niech wspiera je, kto tylko może. Im będzie pełniejszy i czytelniejszy, tym kiedyś lepiej może być w Polsce.