Orzeczenie TSUE wpłynie nie tylko na banki, jego skutki odczuje cała polska gospodarka
Oliwy do ognia w tej materii dolała opinia Rzecznika Generalnego TSUE, Antony’ego Michaela Collinsa, z 16 lutego br. Zajął on wówczas stanowisko, w myśl którego unieważnienie umowy pozwala bankom jedynie na dochodzenie od kredytobiorcy wypłaconej mu kwoty kapitału, wszelkie inne roszczenia, łącznie z tym dotyczącym wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, byłyby według Rzecznika niezgodne z unijną dyrektywą nr 93/13/EWG w sprawie nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich.
Już samo przyjęcie takiego podejścia skutkowałoby stratami dla polskich instytucji finansowych, opiewającymi na łączną kwotę przeszło 100 mld zł, a to nie koniec negatywnych konotacji lutowego stanowiska Antony’ego Michaela Collinsa. Stwierdził on wszak, iż prawo europejskie co do zasady nie wyklucza, by konsument wystąpił z analogicznym roszczeniem względem instytucji finansowej, choć na zdrowy rozsądek nie sposób wyobrazić sobie podstawę prawną, w oparciu o którą osoba, która przez nawet kilkanaście lat dysponowała cudzymi pieniędzmi, miałaby prawo wysunąć jakiekolwiek roszczenia finansowe względem wierzyciela.
– Byłaby to oczywiście katastrofa z punktu widzenia funkcjonowania banków i ich zdolności do finansowania gospodarki – tak opinię Rzecznika Generalnego TSUE niezwłocznie po jej wydaniu podsumował ówczesny wiceprezes, a obecnie prezes Związku Banków Polskich, dr Tadeusz Białek.
Biorąc zaś pod uwagę kluczową rolę sektora bankowego w finansowaniu polskiej gospodarki, można przypuszczać, iż tak poważny uszczerbek finansowy w bankach przełożyłby się na kondycję także innych segmentów rynku.
Jakiego rodzaju konsekwencje mogą nas czekać, o ile TSUE przyjmie za podstawę swego orzeczenia opinię Rzecznika Generalnego? Z tym pytaniem zwróciliśmy się do przedstawicieli organizacji, reprezentujących polski biznes.
Czytaj także: Jest wyrok TSUE ws. zwrotu kapitału w umowach na kredyt walutowy
Kamil Sobolewski, Główny Ekonomista, Pracodawcy RP:
Pokrycie portfela mieszkaniowych kredytów frankowych rezerwami to niedoskonała miara wrażliwości sektora na ryzyko prawne. Kredyt spłacony nie jest widoczny w portfelu kredytowym a może generować ryzyko odszkodowawcze. Walutowe kredyty mieszkaniowe w portfelach banków na koniec marca br. opiewały na 63,5 mld zł[1] czyli mniej, niż maksymalna wartość odszkodowań, którą szacuję na 81 mld zł.
Analizowany scenariusz to masowe roszczenia dotyczące kredytów na 48 mld CHF, czyli całość portfela frankowego na koniec 2008 roku[2], ale dotyczące wyłącznie różnic kursowych rzędu średnio 1,70 zł, np.: między kursem zaciągnięcia 2,50 a kursem spłaty 4,20 (obecnie 4,66).
Obecne rezerwy to 22 mld zł. Realizacja scenariusza kosztowałaby jeszcze 59 mld zł.
Jeżeli wyrok TSUE spowodowałby masową i natychmiastową konwersję kredytów frankowych na złotowe z obowiązkiem odszkodowawczym wobec klientów, to zaobserwujemy transfer do gospodarstw domowych wspierający wzrost konsumpcji i cen.
Aktywa banków rzędu kilkunastu miliardów CHF staną się aktywami złotowymi, otwierają pozycję walutową sektora i zmuszają banki do zakupu walut obcych w skali przekraczającej płynność rynku, tworzą presję deprecjacyjną na złotego, wzmagając inflację. NBP może mitygować tę presję oferując sektorowi wymianę po ustalonym kursie w NBP w poczet kilku procent rezerw walutowych.
Spadek kapitałów banków o 20-30% ze względu na limity koncentracji i ryzyka ograniczyłby podaż kredytu, szczególnie dla dużych projektów i firm.
Czytaj także: Komunikat ZBP do wyroku TSUE w sprawie C-520/21
Elektrownia jądrowa za 200 mld zł, modernizacja sieci energetycznych za 150 mld zł, modernizacja ciepłownictwa za 150 mld zł musiałyby bardziej oprzeć się o zagraniczne finansowanie, podobnie jak o plasowanie obligacji skarbowych, co oznacza uzależnienie od zagranicznych przepływów portfelowych. Zmniejszone do 5-6% PKB kapitały własne banków to zbyt niska odporność gospodarki na ew. szok w otoczeniu.
Bazowym scenariuszem jest masowa konwersja kredytów frankowych rozciągnięta w czasie. Oddziaływanie w poszczególnych kanałach przebiegałoby według podobnych wzorców, ale
w mniejszej skali opartej o zakładany przyrost kapitałów własnych sektora z pozostałych źródeł. Przełożenie na konsumpcję jest proporcjonalne do kwot odszkodowań, w kanałach kursowym i walutowym skutki wydają się maleć ponad-proporcjonalnie, z uwagi na odkładanie kapitałów z innych źródeł w czasie i płynność rynku walutowego.
[1] Tabela str. 5 https://www.bfg.pl/wp-content/uploads/informacja-miesieczna-2023.03.pdf
[2] Str. 18, przypis str. 40 https://www.knf.gov.pl/knf/pl/komponenty/img/Raport_banki_2008_10241.pdf
Adrian Zwoliński, Dyrektor Departamentu Rynku Finansowego i Prawa Korporacyjnego, Konfederacja Lewiatan:
Wyrok TSUE zbieżny z opinią Rzecznika dodałby dodatkowych ryzyk w i tak już podatnej na ryzyko gospodarce. Najbardziej oczywiste przybrałoby postać kolejnego hamulca gospodarczego. Te miliardy kosztów – a nie znamy ostatecznego i możliwego kosztu dla banków – ograniczyłoby finansowanie gospodarki.
To odbiłoby się tak na inwestycjach przedsiębiorców, jak i na oszczędnościach czy planach finansowych gospodarstw domowych. Odbiłoby się na rozwoju. Pisząc w skrócie, taki wyrok byłby rozłożonym w czasie transferem od całej gospodarki do frankowiczów.
Drugą możliwą konsekwencją jest wzrost niepewności w gospodarce. Opinia Rzecznika wychodzi moim zdaniem poza tematykę klauzul niedozwolonych, proponując m.in. sankcję darmowego kredytu. Gdyby przyjąć tak daleko idące konsekwencje, mogłyby one dotyczyć też z czasem innych sektorów, zwłaszcza w zakresie umów długoterminowych z konsumentami.
Istnieje więc ryzyko prawno-ekonomiczne ,,rozlania się” takiego skrajnego podejścia na część innych umów, a tym samym wzrost niepewności co do ich zawierania czy realizacji.
Czytaj także: Mimo wyroku TSUE ugoda lepsza od drogi sądowej?>>>
Konrad Płochocki, wiceprezes zarządu, Polski Związek Firm Deweloperskich:
Jeśli orzeczenie TSUE poszłoby w kierunku zarysowanym przez Rzecznika Generalnego, wówczas jego konsekwencje odczułaby nie tylko polska gospodarka. Wyroki Trybunału mają wszak charakter wiążący dla wszystkich krajów Unii Europejskiej. A skutki te mogłyby być fatalne, tak dla rynku finansowego, jak i pozostałych segmentów gospodarki.
W pierwszym przypadku należy pamiętać, że sektor funkcjonując musi uwzględniać w pierwszej kolejności bezpieczeństwo środków zdeponowanych przez klientów. My wszyscy, jako konsumenci ale i przedsiębiorcy, powierzamy nasze pieniądze bankom znacznie częściej, niż od nich pożyczamy, w związku z tym większość społeczeństwa powinna być zainteresowana przede wszystkim stabilnością sektora bankowego celem ochrony własnych oszczędności.
Dotyczy to także podmiotów gospodarczych, bo od stabilności banków uzależniona jest jakość całej gospodarki, a więc i perspektywy dla jej sfery realnej.
W tym kontekście, krótkowzroczna chęć zaspokojenia niekiedy populistycznych postulatów i uznania za niezasadnego prawa do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału za okres faktycznego wykorzystywania środków przez byłego kredytobiorcę przypomina przysłowiowe piłowanie gałęzi, na której wszyscy siedzimy.
Należy zwrócić też uwagę na innego rodzaju zagrożenie. Mamy do czynienia z sytuacją, w której niektórzy konsumenci, formułując stwierdzenie, że banki powinny lepiej informować o ryzyku kredytowym, i uzyskując jego akceptację ze strony części składów orzekających, doprowadzili do unieważniania umów kredytowych. Rzecz w tym, że większość ekspertów nie ma wątpliwości, że banki konstruując kredyty frankowe, w żadnym wypadku nie działały w celu wprowadzenia konsumenta w błąd przez nieprecyzyjne klauzule.
Przecież gdyby kurs franka pozostał niski lub nawet spadł, kredytobiorcy byliby pierwszymi obrońcami kredytów frankowych. Banki w tamtym czasie starały się zapewnić kredytobiorcom możliwość zaciągnięcia możliwe jak najkorzystniejszego kredytu. Jako korzystny, konsumenci zawsze postrzegają ten najtańszy i możliwie ten największy dostępny kredyt.
Dzisiaj, po wielu latach okazuje się, że grupa konsumentów jest zdolna podważyć zawarte kontrakty wykazując, że klauzula zastosowana przez przedsiębiorcę w umowie była abuzywna i próbować narzucić konsekwencje dalece dysproporcjonalnej „kary” w postaci braku wynagrodzenia za korzystanie z kapitału. Taka „kara” byłaby uzasadniona tylko w przypadku działania celowego lub z rażącym niedbalstwem, a takiej sytuacji nie było.
W konsekwencji przedsiębiorca miałby być obowiązany nie tylko zwrócić konsumentowi wynagrodzenie za otrzymany produkt, ale również nie dostać tego samego produktu z powrotem. Wyobraźmy sobie producenta samochodów, który z powodu drobnego niedoprecyzowania w umowie czy instrukcji użytkowania musiałby po 5 latach korzystania z auta zwrócić klientowi całą cenę zakupu, nie pobierając wynagrodzenia za okres używania produktu, chociaż 5 letni samochód przedstawia istotnie mniejszą wartość niż nowe auto. De facto byłaby to darmowa umowa najmu, która wywraca gospodarcze podstawy gospodarki wolnorynkowej.
Może to dotknąć każdej gałęzi gospodarki i każdy przedsiębiorca powinien wziąć to ryzyko pod uwagę. Takie orzeczenie, mimo jego nieracjonalności, mogłoby się rozlać na wszystkie gałęzie gospodarki w krajach Unii.