Nowa mantra
W ciągu ostatnich trzech miesięcy wiele banków centralnych zasygnalizowało, że polityka pieniężna musi otrzymać wsparcie także ze strony innych działań, aby móc skutecznie rozwiązać problemy, z którymi zmagają się obecnie globalne gospodarki. W swoim poprzednim kwartalnym biuletynie, Bank Anglii (BoE) podał wiele argumentów, które dowodzą, że samodzielne interwencje banków centralnych po prostu przestały działać.
W takich okolicznościach, piłeczka jest teraz po stronie rządów. Dostrzegło to wiele międzynarodowych organizacji, w tym Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) oraz G20, które zaapelowały do rządów o zwiększenie wydatków publicznych w celu przywrócenia tempa wzrostu gospodarczego do poziomów sprzed kryzysu. Nie ma obecnie wątpliwości, że w tym kwartale uwaga inwestorów skupi się na wydatkach fiskalnych rządów.
Okazja jedyna w swoim rodzaju
Pozytywną wiadomością jest to, że sytuacja umożliwia obecnie zwiększenie wydatków publicznych. Liberalizm gospodarczy, który miał kluczowy wpływ na decydentów w ciągu ostatnich trzydziestu lat, został zdyskredytowany z powodu globalnego kryzysu finansowego. Obecnie nie istnieje już jedna dominująca ideologia gospodarcza. Dodatkowo, osłabła rola agencji ratingowych, które wcześniej były postrzegane jako strażnicy stojący na straży kondycji fiskalnej.
Jednak najważniejszym czynnikiem, który przemawia za zwiększeniem wydatków publicznych, są najniższe w historii koszty udzielania kredytów na rynkach finansowych. Globalne warunki kredytowe są jednymi z najłagodniejszych w historii, ze średnią rentownością globalnych obligacji rządowych (wzięte pod uwagę wszystkie okresy zapadalności) na poziomie 0,9%, co jest niższe niż 2,30% w przypadku 10-letnich obligacji. W niektórych przypadkach, sytuacja jest nawet bardziej niespotykana – na przykład, w Niemczech, gdzie ponad 80% rządowych obligacji charakteryzuje się ujemnymi rentownościami.
Chiny i Japonia przykładem
Jeśli chodzi o fiskalne działania stymulujące, to Azja wiedzie tu prym. W Chinach inwestycje publicznych spółek wzrosły o 24% od początku roku, co częściowo zrównoważyło spowolnienie wzrostu w inwestycjach prywatnych.
Celem tych działań było uniknięcie silnego spowolnienia gospodarczego, ale z drugiej strony podkreśliły one nadmiar mocy produkcyjnych oraz spiralę deflacyjną (która jednak spowolniła w pewnym momencie z uwagi na wzrost globalnych cen surowców). Aby ograniczyć te negatywne implikacje, w ostatnim czasie wprowadzono wiele obiecujących działań, takich jak zagwarantowanie prywatnym inwestorom równego dostępu do edukacji i opieki zdrowotnej, wysłanie zespołów kontrolujących, czy takie projekty są odpowiednio wdrażane oraz inwestowanie w infrastrukturę na terenach wiejskich, które najbardziej potrzebują takiego wsparcia. Te decyzje są z pewnością pozytywne dla gospodarki.
Podobnego wpływu trudno oczekiwać w przypadku pakietu stymulującego, wartego 28 bilionów jenów (choć bezpośrednie wydatki odpowiadają za 7,5 biliona jenów), który został zatwierdzony w sierpniu przez Japonię. W porównaniu do poprzednich pakietów, obecny nie jest specjalnie imponujący. Prawdopodobnie przełoży się on na chwilowe odbicie w produkcji przemysłowej, ale pozytywny wpływ zostanie wkrótce ograniczony z powodu deflacyjnego otoczenia, w którym znajdują się firmy i gospodarstwa domowe. Dotychczas żaden z planów wdrożonych w Japonii nie przyniósł spodziewanych efektów. Podobna sytuacja wystąpiła w USA w latach 30. ubiegłego wieku, gdy dopiero wojna przyniosła zmiany.
Europa: koniec oszczędności i reguły 3%
W odróżnieniu od Japonii, ryzyko deflacji nie jest głównym problemem w Europie. Mimo bardzo słabej presji inflacyjnej, gospodarstwa domowe i firmy nie zmieniły swoich zachowań z powodu niskiej inflacji utrzymującej się przez dłuższy czas. Biorąc pod uwagę obecną sytuację na Starym Kontynencie, polityka fiskalna może przynieść wiele korzyści.
Europa nie czekała na zielone światło ze strony MFW, aby rozpocząć działania fiskalne. W kwietniu 2015 wdrożony został plan Junckera. W ramach tego projektu, Komitet Inwestycyjny EFSI zatwierdził już inwestycje sięgające 20,4 miliarda euro (jedna czwarta przeznaczona dla małych firm i start-upów) z puli 60 miliardów euro zaplanowanej na trzy lata. Jednak planowi nie udało się na razie osiągnąć celów związanych z szybszym tempem wzrostu gospodarczego.
Dlatego też, aby wzmocnić te działania, ponad jedna trzecia gospodarek UE uruchomiła w ostatnim czasie lub planuje uruchomienie stymulujących działań fiskalnych (na przykład UK i Węgry). Należy przy tym wspomnieć, że tylko trzy kraje mają wystarczająco mocne podstawy finansowe, aby prowadzić takie działania na dłuższą metę: Niemcy, Szwajcaria i Austria.
Wybory i referenda, które odbędą się w nadchodzących miesiącach we Włoszech, Hiszpanii, Austrii oraz Francji w kwietniu 2017, z pewnością będą wspierać populistyczne hasła i osłabią działania oszczędnościowe (lub konsolidację fiskalną). Na razie pakiety stymulujące w stylu Keynes’a nie zostały nigdzie wdrożone, z wyjątkiem UK, które może zdecydować się na strategię obejmującą wydatki infrastrukturalne, aby poradzić sobie z problemami powstałymi po decyzji o opuszczeniu UE.
W większości przypadków działania obejmują przede wszystkim niższe podatki dla firm, aby powstrzymać ich odpływ do Irlandii, a także wsparcie inwestycji. Decyzja w sprawie Brexitu była też silnym krótkookresowym bodźcem dla wielu europejskich państw, aby przeprowadzić cięcia budżetowe. Jednak, wraz ze zbliżaniem się wyborów, możemy być świadkami częstszych decyzji o znacznych cięciach podatkowych lub ułatwieniu dostępu do kredytów dla gospodarstw domowych, a nawet udostępnianiu gotówki dla biednych rodzin, tak jak ma to miejsce w Japonii.
Powrót ekspansywnej polityki fiskalnej oznacza koniec deficytowej reguły 3%. Jak mówi słynne przysłowie, obietnice obowiązują tylko tych, którzy w nie wierzą. Włochy, których PKB w cenach stałych nie przyspieszył ani trochę w ciągu ostatnich 15 lat, a także Hiszpania i Portugalia, mogą, według prognoz, nie osiągnąć swoich celów związanych z ograniczeniem deficytu budżetowego w 2016 i 2017.
W przypadku Francji – biorąc pod uwagę programy gospodarcze prezydenckich kandydatów od lewej do prawej strony sceny politycznej, bez względu na wynik wyborów – kraj przekroczy prób 3%, tak jak miało to miejsce na początku lat 2000. Z uwagi na brak wspólnej, skoordynowanej polityki fiskalnej w Europie, każdy gra na własny rachunek.
Rząd USA ma związane ręce z powodu wyborów
W debacie na temat wydatków fiskalnych zauważalny jest brak USA. Wynika to z faktu, że Waszyngton przygotowuje się na kluczowe wybory prezydenckie, a kondycja gospodarki aż tak bardzo nie uzasadnia takich działań. Jednak należy się spodziewać, że jeśli Hillary Clinton wygra wybory, może zwrócić się w stronę działań ożywiających wzrost PKB. Inspiracją dla niej może być pakiet stymulujący Billa Clintona z 1993, który wprowadził amerykańską gospodarkę na właściwe tory.
Trudniej jest prognozować, na co zdecydowałby się Donald Trump, jeśli to on zasiadłby w Białym Domu. Jego program gospodarczy zawiera kilka ciekawych punktów, takich jak obniżenie podatku dla firm do 15%, ale także tak absurdalne i niebezpieczne propozycje, jak zerwanie istniejących umów handlowych oraz wprowadzenie wysokich ceł na import.
Ten kwartał będzie (ponownie) okazją do dyskusji na temat roli państwa w gospodarce. Niestety, debata ta jest zazwyczaj mało owocna, ponieważ przeważa w niej ideologia, a nie pragmatyzm.
Wydatki publiczne nie są ani złe, ani dobre, a na pewno nie jest to magiczne rozwiązanie wszystkich problemów, co widać na przykładzie Japonii. Skuteczność tych działań zależy od odpowiedniej ekonomicznej diagnozy problemów i zastosowania właściwych środków. Jednak pozytywną wiadomością jest to, że rządy państw w końcu wejdą do gry, a polityka pieniężna nie zostanie pozostawiona sama sobie, tak jak ma to miejsce od 2008 roku.
Tradycyjnie, debata skupi się na większej i mniejszej roli rządu, ale takie przedstawienie sprawy nie ma sensu w obecnej globalnej rzeczywistości, w której wszystkie rządy muszą regulować finanse i radzić sobie z nowymi problemami. Powinniśmy raczej dyskutować o mądrych rządach: takich, które wspierają nowe technologie w celu zmniejszania kosztów, walczą z obniżającą się wydajnością oraz wdrażają skuteczne działania związane z rozwojem przemysłu – w ciągu ostatnich 25 lat, w żadnym z bogatych krajów nie zdecydowano się na takie kroki.
Apeluję do rządów: za wszelką cenę trzymajcie się z daleka od starego protekcjonizmu i zrozumcie, że wspieranie sektorów skazanych na porażkę jest stratą środków. Takie strategie mają zerowe szanse powodzenia.
Christopher Dembik,
Saxo Bank