Niemcy potrzebują dwóch milionów fachowców
Autorzy pierwszej diagnozy skonkludowali, że „wąskie gardła w dopływie fachowców stają się coraz dotkliwsze”, drugiej zaś, że luka między potrzebami a podażą specjalistów nieco się zmniejszyła, ale „uporczywie trwa na wysokim poziomie”.
Analityk z DIHK, Stefan Hardege, omawiając swój raport, wskazał w rozmowie z mediami, że brak fachowców jest zjawiskiem szerokim: „Stał się tymczasem problemem, który dotyka różne branże i całkiem odmienne zawody”. Np. w kolejnictwie poszukiwani są maszyniści lokomotyw oraz specjaliści do kierowania i nadzorowania ruchu na torach.
Listę braków uzupełniła współautorka raportu instytutu IW, Sabine Köhne-Finster. Praca czeka na takich profesjonalistów, jak: „pedagodzy i inni pracownicy socjalni oraz wychowawcy, których najbardziej brakuje w sferze opieki nad ludźmi starszymi i chorymi”.
Poszukiwani są też zawodowcy w branży metalowej i elektrycznej, ale też, jak podkreśliła Köhne-Finster, ludzie z wyższym wykształceniem technicznym. Pochwaliła starania rządu, by ułatwić imigrację mających fach w ręku, zastrzegając zarazem, że trzeba wzmocnić szkolnictwo zawodowe w kraju.
Kanada wzorem dla Niemiec
Rząd faktycznie podjął, kolejne już, kroki liberalizujące przepisy imigracyjne. Najpierw w marcu, dla podpatrzenia doświadczeń w kraju, gdzie robią to najlepiej, w podróż po Kanadzie wybrała się dwójka niemieckich ministrów, pracy Hubertus Heil i spraw wewnętrznych Nancy Faeser.
Bezpośrednim efektem ich podróży, ale też wcześniejszych analiz, było przyjęcie przez rząd 29 marca projektu ustawy, która łagodzi formalne wymogi przyjmowania specjalistów z zagranicy.
„Jeśli teraz nie uczynimy wszystkiego co możliwe, niedobór pracowników i fachowców może stać się hamulcem rozwoju dla Niemiec” – oznajmił minister pracy Hubertus Heil, prezentując przygotowany przez siebie i minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser projekt.
Opiera się on na systemie punktów (jak w Kanadzie), dzięki którym dobrze wykształcony/wyszkolony przybysz z zagranicy może otrzymać tzw. Kartę Szans (Chancenkarte). Uzyska w ten sposób prawo do pracy nie tylko w swojej specjalności lub na okres próbny. Przy punktacji mają liczyć się takie kryteria, jak znajomość języka, doświadczenie zawodowe, wiek i powiązania z Niemcami (znajomi, rodzina, wcześniejsze pobyty).
Potrzebna aktywizacja zawodowa kobiet i osób starszych
Ułatwieniem w stosunku do dotychczasowych ograniczeń ma być to, że taki kandydat może przyjechać do Niemiec i podjąć pracę bez czekania na wcześniejsze uznanie swojego dyplomu; wystarczy, że ma zdobyte w państwie pochodzenia dwuletnie wykształcenie zawodowe. Nostryfikację może załatwić później.
Ponadto proces uznania dyplomu ma przebiegać prościej. Nostryfikacja to dziś bowiem – przyznała minister Faeser – „jeden z największych problemów przy pozyskiwaniu pracowników z zagranicy”.
Minister Heil wyraził nadzieję, że nowy projekt ściągnie dodatkowo 125 tys. pracowników spoza Unii Europejskiej. Potrzebna jest też, zaznaczył wraz z minister Faeser, „dobra kultura powitania”. Według analityków, po to, żeby Niemcy utrzymały obecny dobrobyt, potrzebny jest napływ 400 tys. pracowników rocznie; przed epidemią koronawirusa przyjeżdżało 315 tys. imigrantów.
Ale sami przyjezdni nie wystarczą. Trzeba uruchamiać wewnętrzne zasoby, powiada Stefan Hardege z DIHK, a konkretnie: aktywizować zawodowo kobiety, ale też zatrudniać osoby starsze. Ze względów demograficznych potrzebujemy obu rozwiązań czyli i pracowników zagranicznych, i niemieckich – podkreśla ekspert.
To chyba właściwy kierunek: zachęcać kobiety do pracy i stwarzać im po temu warunki, a także dawać pracować tym starszym fachowcom, którzy tego chcą. Każdy kraj ich wszystkich potrzebuje.