Niech idzie do graciarni luzowanie ilościowe
Wielu chudopałkom ekonomii jawi się zatem QE jako Sezam, którego pieniężne skarby, ograniczone jedynie wydajnością drukarni, dadzą światu pełnię szczęścia. Bójmy się ich bajań, bo źle z nami będzie.
W modelowym ujęciu papierowy pieniądz fiducjarny, czyli oparty na sile stojącego za nim państwa, tworzony jest przez banki, które z worków podań firm i osób o kredyty lub pożyczki wybierają projekty najlepiej rokujące i najbardziej opłacalne. Sens i makroekonomiczny skutek nowych kredytów bankowych to wzrost podaży pieniądza w gospodarce wynikający z przedsiębiorczości i pracy obywateli.
Nowy pieniądz jest zazwyczaj pełen zdrowia i potrzebny, bowiem stanowi pokrycie dla nowych towarów i usług będących wykwitem wyższej dzięki kredytowi aktywności gospodarczej.
Mechanizm działa zazwyczaj całkiem nieźle, ponieważ zabezpieczeniem przed przesadą w hojności podażowej jest strach banków o pieniądze, które mogą być zmarnowane przez nieudolnych, pozbawionych szczęścia lub złodziejskich dłużników.
Świat z i bez QE
Zdarza się czasem, że banki, z woli własnej lub swych nadzorców, są zbyt ostrożne w pożyczaniu pieniędzy, ale żeby nie pogubić się w dygresjach, mniejsza o to.
W spokojnych czasach, kiedy nikt się nie spóźnia, ani nie wyrywa gwałtownie do przodu, na rynkach jest tyle pieniędzy, ile ich w danym czasie potrzeba, natomiast potrzeby te są przede wszystkim pochodną stopnia aktywności gospodarki.
W konsekwencji, w dotychczasowym i nadal obowiązującym reżimie monetarnym wzrost podaży klasycznego pieniądza papierowego powinien być wyrazem jakiegoś postępu. Może to być wzrost (ilościowy) i rozwój (jakościowy). W takich warunkach emisja pieniądza wskutek akcji kredytowej banków jest procesem pożądanym, pozytywnym i nie wymyka się spod kontroli.
QE jest procesem woluntarystycznym, ponieważ nie poprzedza go analiza rozmiarów obecnego i przyszłego deficytu gotówki
QE, czyli luzowanie ilościowe opisane w jednym zdaniu to „produkcja” pieniędzy przez bank centralny we współpracy z rządem w odpowiedzi na brak gotówki spowodowany zatrzymywaniem się gospodarki w wyniku jakichś procesów kryzysowych.
Ów nowy pieniądz powstaje w ten sposób, że banki centralne wykupują obligacje rządowe. Przed ich zakupem tego pieniądza nie było – trzeba go było stworzyć, czyli „wykreować” – stąd określenie kreacja monetarna. e
QE jest procesem woluntarystycznym, ponieważ nie poprzedza go analiza rozmiarów obecnego i przyszłego deficytu gotówki. Pieniądze produkowane są metodą „wielkoprzemysłową” w nadziei, że wobec zalewu świeżej gotówki nie popadniemy w kryzysie w całkowity bezruch.
Od QE do QT
Luzowanie ilościowe jest przejawem bezradności w obliczu niespodziewanego regresu, kryzysu, czy tragedii. Nie ma podstaw naukowych, jest rozwiązaniem intuicyjnym, brutalnym, nieliczącym się z przyszłymi skutkami, zwłaszcza w postaci nieuniknionej inflacji.
Nie da się jednak potępić QE w czambuł. W nieszczęściach mechanizm ekonomiczny może się zaciąć, gospodarki stają, podatki przestają płynąć, więc awaryjne, ale nieprzesadne luzowanie monetarne jest do obrony.
Tylko pomiędzy marcem a czerwcem 2020 r. amerykański Fed wykreował tyle nowych rezerw, ile przez poprzednich sto lat
Mieliśmy się na Zachodzie dwie fale QE. Pierwszą po kryzysie finansowym 2008, drugą po pandemii z początkiem w 2020 r. Wbrew (nielicznym) przestrogom i rozsądkowi, nie były to jednak działania wyłącznie awaryjne. Z pobudek i przyczyn politycznych fale zamieniły się w tsunami i stały się niemal systemowe.
Pieniądze z QE nabierano i wlewano na rynki ogromnymi chochlami, choć wystarczyłyby zapewne zwykle łyżki wazowe i element profesjonalnej elegancji podczas serwowania nowej kasy.
Tylko w reakcji na pandemię banki centralne USA, Unii, Wielkiej Brytanii i Japonii podniosły w wyniku QE swe aktywa o 10 bilionów (10 000 mld) dolarów, czyli równowartość połowy rocznego PKB USA.
Gdy wypełza z nory jakiś wielki smok, odwagi nabierają inne potwory. Jeden z nich to tzw. Nowoczesna (lub Współczesna) Teoria Monetarna (Modern Monetary Theory – MMT)
W bardziej obrazowym ujęciu Athanasiosa Orphanidesa z Massachusetts Institute of Technology, tylko pomiędzy marcem a czerwcem 2020 r. amerykański Fed wykreował tyle nowych rezerw, ile przez poprzednich sto lat.
Kto sieje wiatr, ten zbiera burze. W kontekście nieokiełznanego QE burzą jest inflacja. Alan Greenspan ujął sprawę węzłowato: „Wobec odejścia od standardu złota, nie ma żadnego sposobu ochrony oszczędności przed konfiskatą w wyniku inflacji”.
A propos „rekompensowania” skutków galopady cen (u nas np. w formie 13., czy 14. Emerytur) dodawał jednocześnie, że „Wydatki finansowane deficytem (budżetowym) są niczym innym jak „ukrytym” zaborem bogactwa.”
Gdy wypełza z nory jakiś wielki smok, odwagi nabierają inne potwory. Jeden z nich to tzw. Nowoczesna (lub Współczesna) Teoria Monetarna (Modern Monetary Theory – MMT).
Jej propagatorzy chcieliby rozwalić dominujący, bankowy system kreowania podaży pieniądza i powierzyć to zadanie rządom, które nie radzą sobie z zadaniami porządkowymi i ochronnymi na poziomie krajowym, ale miałyby sobie poradzić z gospodarką przechodzącą na stałe w jeszcze mniej zrozumiały i trudniejszy do okiełznania tryb globalny.
Nic nie jest dane raz na zawsze, także w gospodarce. Na razie nie widać jednak konkurentów dla tradycyjnej praktyki monetarnej upowszechnionej w XX stuleciu.
Luzowania ilościowego można nie trawić, ale w kontrolowanym zakresie można je dopuścić w niecierpiących zwłoki sytuacjach kryzysowych.
MMT to rozwiązanie sado-masochistyczne w swej opresyjnej formie i stalinowsko-putinowskie w kategoriach politycznych.
Na pocieszenie prekursor MMT zwany Luzowaniem ma już znacznie mniej sił niż rok-dwa lata temu. Zaczyna się zacieśnianie ilościowe (Quantitative Tightening – QT), o którym następnym razem.