Nie taki fintech straszny, czyli 12 miesięcy współistnienia banków i startupów
Obserwując polski rynek alternatywnych usług finansowych, nietrudno dojść do wniosku iż fintechy są nieporównanie bardziej obecne podczas dyskusji eksperckich i konferencyjnych paneli aniżeli na rodzimym rynku. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, krajów dalekowschodnich czy nawet wielu państw „starej” Unii rozwój finansowych startupów w Polsce ma zasięg bardzo ograniczony. Jedną z przyczyn takiej sytuacji jest wysoki poziom informatyzacji rodzimego sektora bankowego; na ten aspekt zwrócili uwagę uczestnicy tegorocznej edycji Forum Liderów Cyfrowego Biznesu Digital Champions. Również i rekiny rynku fintechowego bynajmniej nie stawiają sobie za cel opanowania polskiego rynku – taki wniosek płynie z debaty, która odbyła się podczas tegorocznego Kongresu Ryzyka BIK.
Wiceprezes mBanku Jarosław Mastalerz zauważył, iż z perspektywy polskiego sektora bankowego wprost trudno mówić o zagrożeniu ze strony firm fintechowych. – Pierwszym rynkiem dla globalnych graczy są kraje anglosaskie, w których funkcjonuje połowa światowego rynku e-commerce. Na drugim miejscu plasują się Chiny i Indie, później kraje hiszpańskojęzyczne. Spośród pozostałych państw europejskich liczą się jeszcze ewentualnie Francja i Niemcy – podkreślił Jarosław Mastalerz. W jego ocenie Polska, kraj reprezentujący pomiędzy 0,3 a 0,5 proc. globalnego potencjału e-commerce, długo jeszcze nie będzie obszarem zainteresowania dla światowych firm technologicznych.
Pozostają polskie fintechy, takie jak operatorzy przelewów zagranicznych czy kantory internetowe. Na bardziej zaawansowane instytucje nad Wisłą nie ma co raczej liczyć; wiceszef mBanku stwierdził, iż alternatywne instytucje finansowe to przede wszystkim podmioty funkcjonujące w skali światowej. Ta cecha odróżnia je zresztą od tradycyjnego sektora bankowego. – Bycie małym bankiem w skali globalnej nie jest wielkim problemem, natomiast fintechy są grą globalną i siłą rzeczy będą się mierzyć z ligą światową – podkreślił Mastalerz. Również prezes Biura Informacji Kredytowej Sławomir Grzelczak zauważył, że w Polsce w ogóle nie rozwijają się choćby takie produkty jak zaawansowane systemy zarządzania budżetem domowym. Ewidentną polską specjalnością okazały się natomiast pay-by linki; w zachodnich krajach zdecydowana większość płatności w sektorze e-commerce dokonywanych jest przy pomocy kart płatniczych, nad Wisłą rolę tę pełnią bardzo często pośrednicy płatnościowi.
Na pozycję poważnego konkurenta dla polskiej bankowości wysuwają się tymczasem tradycyjne instytucje pożyczkowe. Wprawdzie suma aktywów firm „chwilówkowych” wciąż stanowi jedynie ułamek portfela kredytowego banków, jednak – jak zauważył prezes BIK Mariusz Cholewa – pożyczkodawcy odgrywają coraz większą rolę na rynku pożyczek niskokwotowych. – W przypadku kwot do 4000 złotych instytucje pożyczkowe mają 25 proc. udziału w rynku, a jeśli chodzi o pożyczki na poziomie 1000 zł niemal co druga złotówka pożyczona została w tego rodzaju firmach – twierdzi szef BIK. Czynnikiem przesądzającym o wyborze oferty alternatywnej wobec bankowej jest w pierwszej kolejności szybkość uzyskania pożyczki, na drugim miejscu znalazła się niemożność uzyskania finansowania bankowego. Tymczasem Amerykanie korzystają z serwisów social lending lub firm pożyczkowych z uwagi na niższe opłaty aniżeli w tradycyjnych bankach. Nie stanowiąc istotnej konkurencji dla podmiotów funkcjonujących na rynku finansowym, polskie fintechy stają się coraz częściej strategicznym partnerem dla sektora bankowego. – Banki muszą się nauczyć fintechów a fintechy banków; trzeba realistycznie określić oczekiwania – ocenia Maciej Biniek, szef firmy PayU, działającej w branży szybkich płatności elektronicznych. To właśnie PayU realizuje wspólnie z dwoma polskimi instytucjami finansowymi – Alior Bankiem i mBankiem – programy ratalne dla klientów dokonujących zakupów na odległość.
Temat elektronizacji sektora finansowego będzie jednym z głównych obszarów omawianych podczas tegorocznej konferencji IT@BANK 2016
Karol Jerzy Mórawski