Michał Sapota: nie ma już przestrzeni na dalsze przerzucanie na klientów wzrostu kosztów budowy mieszkań
„Sprzedaż mieszkań zjechała o 50 proc., ja osobiście uważam, że lata 2020 i 2021 na rynku mieszkaniowym nie były normalne, więc benchmarkiem dla mnie jest okres 2018-2019 i w tej perspektywie sprzedaż nie wygląda jakoś źle. Dużo większym problemem są koszty materiałów i usług budowlanych – nie tyle ich wysokość, co nieprzewidywalność” – powiedział Michał Sapota podczas Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie.
Jego zdaniem, możliwości przerzucania rosnących kosztów na klienta finalnego już się skończyły.
Czytaj także: BIK: Popyt na kredyty mieszkaniowe spada w przepaść >>>
Nie można przewidzieć kosztów budowy
„Jest duża zmienność, przez co nie ma możliwości planowania budżetów budowy – wiele budów nie będzie startowało jeszcze przez kilka miesięcy, bo deweloperzy nie są w stanie złapać jakiegoś konkretnego poziomu kosztowego. To jest największy problem dzisiaj” – ocenia prezes HRE Investments i dodaje:
„Widzimy bardzo duży poziom wyhamowania inwestycji. Mimo rekordowej w ostatnich miesiącach liczby pozwoleń na budowę, liczba uruchamianych inwestycji spada.”
Skutek sposobu liczenia zdolności kredytowej
W jego ocenie ze względu na to, jak banki liczą zdolność kredytową, z rynku odeszło ok. 50 proc. potencjalnych klientów.
„Ceny mieszkań osiągnęły takie poziomy, że – przy jednoczesnym wzroście stóp procentowych – nie ma przestrzeni na dalsze przerzucanie wzrostu kosztów na klientów” – podsumował Michał Sapota.