Lepiej już było, czas zmienić politykę względem banków
‒ Dynamiczne zmiany, które nastąpiły od początku tego roku sprawiają, że wiele cyklicznych wskaźników oraz danych uległo dezaktualizacji – czytamy we wstępie do opracowania.
Jego autorzy przywołują szokujące liczby: średnie roczne tempo wzrostu, które na przestrzeni ubiegłych lat oscylowało wokół 4,1%, w roku 2020 osiągnie porównywalny wskaźnik, tyle, że… na minusie. Poziom deficytu budżetowego w latach 2014‒2019 kształtował się na poziomie 1,8%, obecnie powinniśmy się spodziewać skoku do wartości 6,7%.
A to wszystko w czasach, które i bez epidemii wielu ekonomistów postrzegało jako koniec okresu prosperity, zapoczątkowanego wychodzeniem światowych gospodarek z recesji lat 2007‒2011.
– Prognozy spowolnienia gospodarczego, stawiane od kilku lat przez wielu analityków, ziściły się z niespotykaną dotychczas siłą w 2020 r., w jednym z najbardziej krytycznych scenariuszy – czytamy w raporcie.
Jego twórcy wskazują na dodatkowy problem: jest zbyt wcześnie na przypuszczenia, kiedy tendencje wzrostowe ponownie zagoszczą w gospodarce tak polskiej, jak i europejskiej.
Gwałtowny wzrost inflacji
Przewidywania formułowane na podstawie obecnie dostępnych danych nie pozostawiają wątpliwości, iż kryzys zagości u nas na dłużej, a jednym z najbardziej niebezpiecznych symptomów jest gwałtowny wzrost realnej inflacji.
Choć stopy procentowe kształtują się na niemal zerowym poziomie, spadek wartości polskiej waluty kształtować się będzie na poziomie 3,2%, i pod tym względem wyprzedzą nas, i to nieznacznie, jedynie Węgry.
– Jest to wynik o tyle niepokojący, że notowany po kilku miesiącach kryzysu gospodarczego oraz znacząco odbiegający od średniej unijnej, która wynosi 0,8% ‒ czytamy w raporcie.
O tym, że to właśnie spadek wartości pieniądza będzie negatywnie oddziaływać na kondycję polskiej gospodarki, przekonanych jest niemal 30% Polaków i 26% pracowników banków.
Dla porównania, rosnący poziom bezrobocia niepokoi jedynie 22% naszych rodaków i 16% bankowców. Także i pod tym względem zbliżymy się do niechlubnej czołówki, bowiem ze wskaźnikiem bezrobocia prognozowanym przez analityków Międzynarodowego Funduszu Walutowego na poziomie 9% zajmiemy dziewiąte miejsce pośród wszystkich państw Wspólnoty, przekroczymy też średnią unijną, szacowaną na lata 2020‒2021 na poziomie 8,4%.
‒ Oznacza to, iż w odróżnieniu od poprzednich lat, Polska znajdzie się w dziesiątce krajów Unii Europejskiej z najwyższym wskaźnikiem bezrobocia – twierdzą eksperci ZBP.
Czytaj także: Banki nie będą musiały wnosić opłaty na Fundusz Wsparcia Kredytobiorców za I kw. 2020 r.
Polskie banki nadpłynne, ale kapitału mało
W jakim stopniu rodzime banki są przygotowane na tak poważne wyzwanie? ‒ problem stanowi chociażby wysokość kapitałów, jakie mogą być zaangażowane do wsparcia gospodarki w procesie wychodzenia z kryzysu.
Relacja łącznej wartości aktywów polskich banków do PKB naszego kraju kształtuje się na poziomie 88%, co oznacza czwarte miejsce od końca wśród wszystkich krajów UE.
Pod tym względem nie możemy się równać nie tylko z liderami, jak Francja, Dania, czy opuszczająca właśnie UE Wielka Brytania, gdzie wskaźnik ten przekracza 350%, ale nawet i z Czechami, w których wartość aktywów bankowych odzwierciedla 137% PKB.
Gorsze wyniki od Polski pod tym względem obserwowane są jedynie na Łotwie, Litwie i w Rumunii.
Pozytywnym sygnałem, zwłaszcza w uwarunkowaniach kryzysowych, jest natomiast stosunek kredytów do depozytów, wynoszący 88,1%. To rezultat najniższy na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, potwierdzający zarazem tezę o relatywnie wysokiej nadpłynności branży, co jednak w uwarunkowaniach kryzysowych nie stanowi powodu do niepokoju.
– Jak wynika z danych Europejskiego Banku Centralnego zdecydowana większość sektorów bankowych krajów Unii Europejskiej charakteryzuje się większą wartością depozytów niż kredytów, co świadczy o stabilności europejskiego systemu bankowego – twierdzą eksperci ZBP.
Czytaj także: EKG: bankowcy o kryzysie i roli banków w jego pokonaniu
Jak zatrzymać psucie się kredytów?
Bardzo pesymistycznym sygnałem jest natomiast wysoki, jak na obecne warunki, poziom kredytów zagrożonych. Wskaźnik na poziomie 6,1% prezentował się dobrze kilka lat temu. Obecnie, gdy średnia dla UE kształtuje się na poziomie dwukrotnie niższym, należy go ocenić jako wysoki.
Kryzys może spowodować jego dalszy wzrost, eksperci podkreślają, iż możemy liczyć się z udziałem kredytów zagrożonych w portfelach polskich banków nawet na poziomie 8,3%.
Najbardziej niekorzystnym zjawiskiem jest jednak systematycznie obniżający się wskaźnik rentowności kapitałów własnych (ROE). Tuż przed kryzysem lat 2007‒2011 jego wartość osiągała imponujący poziom 22,5%, podczas gdy w roku ubiegłym było to zaledwie 6,9%. Pandemia spowoduje najpewniej dalszy spadek tego kluczowego indeksu.
– Według prognoz analityków mBanku już w 2020 roku wskaźnik ROE sektora bankowego może obniżyć się nawet do 3,3% ‒ czytamy w opracowaniu. A to oznacza rezultat ponad dwukrotnie gorszy od średniej unijnej, szacowanej w ubiegłym roku na 7,8%.
Czas zmniejszyć podatki dla sektora
Jak można przeciwdziałać tak niekorzystnym trendom? Czynniki makroekonomiczne są oczywiście poza zasięgiem, natomiast bankowcy wskazują, że na kondycję sektora w Polsce wpływa ujemnie jego przeregulowanie, szczególnie jeśli chodzi o nakładane w ostatnich latach, maksymalne obciążenia fiskalne.
– Efektywna stawka podatkowa dla sektora bankowego wyniosła w 2019 roku 40% ‒ czytamy w opracowaniu ZBP.
Oznacza to wyższy wskaźnik w porównaniu z krajami strefy euro, gdzie łączna wartość danin płaconych przez banki oscyluje wokół 30%. Nie ma najmniejszych wątpliwości, iż sama tylko zmiana polityki podatkowej wobec sektora byłaby w stanie poprawić wiele z tych niekorzystnych wskaźników i zapewnić większą gotowość banków do finansowania sfery realnej gospodarki w tak niepewnych czasach.
Czytaj także: Nie powinno być podatku bankowego od kredytów udzielonych na program Czyste Powietrze i inne przedsięwzięcia modernizacyjne