Jakie mogą być skutki wyroku Sądu Najwyższego z 19 września dla sporów frankowych?
Robert Lidke: Jak należy rozumieć wyrok Sądu Najwyższego z 19 września tego roku dotyczący nieważności umowy kredytu indeksowanego do franka szwajcarskiego?
Paweł Litwiński: Na razie opieramy się tylko na źródłach prasowych i informacjach przekazywanych w oparciu o ustne motywy rozstrzygnięcia wygłoszone podczas posiedzenia Sądu Najwyższego.
Szczegółowa analiza tego wyroku będzie możliwa po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia, natomiast jak wynika z informacji przekazywanych przez prasę, to Sąd Najwyższy opowiedział się za ważnością umowy kredytowej, stwierdził bowiem, że z artykułu 385 prim Kodeksu cywilnego nie wynika sankcja nieważności.
Powiedział wyraźnie, że tak zwana klauzula waloryzacyjna, czy też indeksacyjna, która poddaje kredyt waloryzacji do waluty obcej, jest czymś innym niż klauzula spreadowa, kursowa, która tylko określa po jakim kursie należy dokonywać przeliczeń.
Z tego co rozumiem Sąd Najwyższy nie wykluczył, a wręcz zalecił sądowi apelacyjnemu rozważenie czy tej klauzuli kursowej nie można by zastąpić kursem średnim Narodowego Banku Polskiego.
Czyli w skrócie mówiąc według Sądu Najwyższego nie ma konieczności kwestionowania całej umowy, można wymienić jej pewien fragment i ta umowa może być kontynuowana, może być ważna?
Tak rozumiemy to orzeczenie z tego co na ten moment słyszymy.
A jakie zdaniem Pana może mieć ten wyrok znaczenie dla orzecznictwa sądów powszechnych w sprawach frankowych?
Na pewno sądy powszechne, zwracają baczną uwagę na wypowiedzi Sądu Najwyższego i śledzą jego orzecznictwo, ze względu choćby na rangę i pozycję ustrojową tego sądu. Jego orzeczenia są szczegółowo analizowane, tak też zapewne będzie w tym przypadku, jak tylko pojawi się pisemne uzasadnienie wyroku.
Wydaje się, że ten wyrok nie przejdzie bez echa, już nie przeszedł bez echa. Myślę, że u niektórych sędziów wyrok może wzbudzić refleksję, czy rzeczywiście automatyzm w unieważnianiu umów frankowych jest tym właściwym kierunkiem, skoro nawet w Sądzie Najwyższym są w tym zakresie wątpliwości.
Czy w efekcie tego wyroku część osób, które mają kredyty frankowe będzie się bardziej zastanawiała nad tym czy nie lepiej jest zdecydować się na ugodę z bankiem niż na proces sądowy?
Część na pewno tak. Wydaje mi się, że pełnomocnicy frankowiczów będą ich przekonywać, że nic się nie stało, że to jest wypadek przy pracy, że to orzeczenie jest sprzeczne z orzecznictwem TSUE i zapewniać o nadal wysokim prawdopodobieństwie wygranej.
Takie głosy już słyszymy, natomiast – jak myślę – orzeczenie Sądu Najwyższego wprowadza pewną niepewność, a niepewność skłania do powtórnej analizy czy rzeczywiście nie lepiej jest zawrzeć ugodę. Warto dodać, że ugody oferowane obecnie przez banki są bardziej korzystne niż proponowane jeszcze rok czy dwa lata temu.
Kredytobiorca frankowy, który akurat trafiłby na sędziego, orzekającego zgodnie z tym nowym wyrokiem naraża się nie tylko na przegraną, ale jak każda osoba prowadząca spór sądowy na przedłużone postępowanie, na stres, na kolejne wydatki. Na pewno niepewność ostatecznych orzeczeń może skłaniać frankowiczów do ugody.