Dlaczego energia elektryczna coraz droższa?
W ciągu roku ceny wzrosły niemal dwukrotnie, czego nie odczuwają gospodarstwa domowe, gdyż ceny dla nich są kontrolowane przez Urząd Regulacji Energetyki. Ale przedsiębiorstwa, a także samorządy płacą cenę, zgodną z notowaniami giełdowymi.
Winne co2
Najprostszym wytłumaczeniem gwałtownej zwyżki cen giełdowych elektryczności jest wzrost notowań uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Uprawnienia te muszą kupować elektrownie cieplne, zwłaszcza opalane węglem. Przez kilka lat cena uprawnień wahała się między 5, a 10 euro za tonę. W połowie 2016 roku cena spadła poniżej 5 euro, więc Komisja Europejska postanowiła wycofać z rynku część uprawnień. Ceny poszły w górę, we wrześniu doszły do 25 euro, a obecnie spadły do 20. Część polskich elektrowni ma dostęp do darmowych uprawnień, ale pula ta maleje. Po roku 2027 wszystkie elektrownie będą musiały wykupywać uprawnienia na aukcjach.
Wpływ zakupu uprawnień do emisji na cenę energii zależy od jakości zużywanego paliwa oraz sprawności elektrowni. Niedawno prezes Tauronu Filip Grzegorczyk szacował, że koszt uprawnień przy cenie 16 zł euro tonę przekłada się na dodatkowe 70 zł za MhW, czyli 1 euro uprawnień zwiększa cenę energii o 4,375 zł. Od października 2017 cena uprawnień wzrosła o ok. 13 zł, co – według wyliczeń prezesa Tauronu – powinno dać dodatkowy wzrost za 1 MWh niecałe 57 zł. Tymczasem wzrost cen na giełdzie przekraczał 100 zł za MWh i był większy niż na giełdach w Europie Zachodniej.
Winny monopol
Jedną z przyczyn takiej sytuacji jest wysoki stopień monopolizacji polskiej energetyki, która niemal w całości jest kontrolowana przez Skarb Państwa. Według danych URE, trzej najwięksi wytwórcy: PGE, Enea i Tauron w 2015 roku dysponowali ponad połową mocy polskich elektrowni i dostarczali prawie 2/3 produkcji energii elektrycznej w kraju. 40 proc. wytworzonej energii przypadało na PGE, 14 proc. na Tauron, 9 proc. na Eneę, 3 proc. na Energę.
W ostatnich latach z polskiego rynku wycofało się kilka dużych firm zagranicznych, między innymi francuskie spółki EdF i Engie, co ogranicza konkurencję na rynku energii. Decyzje inwestycyjne podejmuje minister energetyki, nie zwracając uwagi na ich opłacalność, co także wymusza wzrosty cen.
Wprawdzie średni udział energii w kosztach produkcji przemysłowej wynosi tylko 2,2 proc. (dane Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych na podstawie GUS), ale w niektórych branżach istotnych dla polskiego eksportu jest znacznie wyższy – w przemyśle ceramicznym i budowlanym ponad 12 proc., w hutnictwie 8,4 proc., cementowym 8 proc., chemicznym 7,7 proc. Dla niektórych przedsiębiorstw skutki wzrostu cen energii są dramatyczne.