Diable dziedzictwo
Szatańskie kłamstwo i ludzka łatwowierność - te dwie cechy stały u podstaw rajskiego dramatu, opisanego w pierwszych rozdziałach Księgi Rodzaju. Bo przecież prowadząc naszych praprzodków na ewidentną zgubę, bies wprzódy nie omieszkał przekonać ich, że cały świat wygląda inaczej, aniżeli to na pierwszy rzut oka wygląda. Że nieliczne - słownie: sprowadzające się do jednego paragrafu - Boże zakazy nie są efektem troski o los "korony stworzenia", ino najzwyklejszej w świecie zawiści Najwyższego, egoistycznego pragnienia utrzymania najcenniejszych wartości jedynie dla siebie. Jak się potoczyły losy ludzkości w wyniku dopuszczenia do głosu fałszywego dobroczyńcy - nie trzeba tego przypominać nikomu, zwłaszcza w kraju, gdzie od ćwierć wieku realizowana jest powszechna katechizacja już na poziomie szkolnym...
Wypróbowany przez Belzebuba w ogrodzie Eden model nie raz i nie dwa powracał w dziejach ludzkiego rodu; w ostatnim czasie z jakże bogatej spuścizny diabelsko-ludzkiej współpracy czerpać poczęli pełnymi garściami różnej maści „obrońcy” narodu polskiego przed pazernymi instytucjami finansowymi. Niczym przed wiekami w rajskim ogrodzie, tak i tu poziom zakłamania regularnie przekracza kolejne granice – a w chórze sfrustrowanych kredytobiorców coraz głośniej rozbrzmiewają opinie – kreowanych notabene na liderów tego ruchu – osób, których kwalifikacje do roli obrońców interesów ekonomicznych Rzeczypospolitej budzą, mówiąc najoględniej, poważne zastrzeżenia. Mamy wreszcie i samego Adama – tak samo, jak przed wiekami, gotowego sięgnąć po trefne jabłko, w naiwnym przeświadczeniu, że oto natrafił na jedynych sprawiedliwych w tym do cna zepsutym kraju…
Nie da się bowiem ukryć: posługiwanie się kłamstwem i manipulacją liderzy antybankowego lobby posiedli w stopniu nie gorszym od piekielnego mistrza. Kiedy kolejni eksperci unijnych instytucji, jak choćby ostatnio Rzecznik Generalny Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, wyrażają opinię, w myśl której kredyt walutowy nie może być zaliczony do instrumentów finansowych, i na uzasadnienie tej tezy przytaczają podstawowe cechy takowych instrumentów, do których nijak nie da się przyporządkować finansowania nieruchomości mieszkaniowych – przeciwnicy banków twierdzą coś dokładnie odwrotnego. Kiedy bezsporne zapisy w dokumentach księgowych banków, będące wszak dowodem w każdym postępowaniu sądowym czy administracyjnym, wykazują że kredyty frankowe jednak miały zapewnione pokrycie w walucie Szwajcarii – z drugiej strony słyszymy opinię, iż w polskich bankach franków tak naprawdę nigdy nie było, bez podania jakiejkolwiek podstawy dla takiej opinii. Kiedy wychodzą na jaw dokumenty, w myśl których to „pazerne banki” już dziesięć lat temu próbowały postawić tamę frankowemu szaleństwu, a broniący konsumentów do ostatniej kropli krwi politycy ówczesnego obozu rządzącego czy przedstawiciele UOKiK rozpatrywali takowy postulat w kategoriach ograniczania swobód młodych Polaków czy odbierania im prawa do własnego „M” – to i tak na nic, bo przecież wszystkiemu winne są te pazerne banki. „Ośmiela się ktoś mieć w tej kwestii jakiekolwiek wątpliwości?” – brzmi tubalny głos jednego czy drugiego, samozwańczego obrońcy rodaków przed „finansową przmocą”, jak to się ostatnio modnie określa, zagłuszając zarazem jakikolwiek brak argumentów przeciwko ewidentnym faktom i dokumentom ukazywanym przez sektor bankowy.
Pożywką dla tego rodzaju szatańskiej argumentacji okazuje się tymczasem ignorancja Adama – czytaj: żenujący brak wiedzy ekonomicznej znacznej części naszych rodaków. Jak bowiem można uwierzyć w tyleż fałszywy, co prymitywny argument, iż banki nie płacą w Polsce żadnych podatków – skoro dane udostępniane przez Ministerstwo Finansów mówią coś zgoła odwrotnego? Rozumiem spierać się o pochodzenie gatunku ludzkiego, moralne racje w bitwie pod Somosierrą czy wpływ aktywności człowieka na ocieplenie klimatu – ale postawić znak równości pomiędzy 40 miliardami wykazanymi jako wpływy z CIT od banków w ostatnich latach a zerem, deklarowanym bez jakiegokolwiek pokrycia przez antybankowe lobby może tylko kompletny ignorant. Tyle, że również odbiorcom tego typu komunikatów bynajmniej nie chodzi o poszukiwanie prawdy – podobnie jak i nasz praojciec w raju bynajmniej nie był przekonany, że oto Najwyższy faktycznie wystrychnął go na dudka. Tym, co napędzało wyznawców manipulantom, zarówno wówczas jak i obecnie, jest przeświadczenie, że oto znalazł się ten – jedyny – orędownik NASZEJ sprawy. Jakże łatwo zapomina się wówczas, że w świecie nie ma nic za darmo – zaś inicjatorom antybankowych wystąpień chodzi tylko o jedno: zdobycie poparcia, jakże przydatnego chociażby przy ubieganiu się o lukratywne stanowiska polityczne. I choć nie żyjemy w raju – jednak efekty zawierzenia fałszywym prorokom mogą być równie opłakane jak przed wiekami.
„Diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni” – mawiał, patrząc na pozornie pojednawcze gesty wrogów Rzeczypospolitej, imć Onufry Zagłoba. Zaiste, w całym współczesnym natłoku informacyjnym warto wiedzieć nie tylko w którym kościele dzwonią – ale i kto tak naprawdę pociąga za sznur…