Czy zapaść demograficzna i zmiany na rynku pracy uderzą w rynek mieszkaniowy?
Dr hab. Przemysław Śleszyński z Zakładu Geografii Miast i Ludności, Zespołu Systemów Informacji Geograficznej i Kartografii, i Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN w swojej prezentacji podczas tegorocznego XVII Kongresu Finansowania Nieruchomości Mieszkaniowych wskazywał nie nieuchronność silnej depopulacji w naszym kraju.
Perspektywy rynku mieszkaniowego rysują się raczej w ciepłych barwach, pomimo spadku liczby mieszkańców
Jednak w jego opinii fakt, że będzie nas mniej wcale nie oznacza, że popyt na mieszkania spadnie.
– To nie jest tak, że liczba mieszkań zależy od liczby ludności. Ważnym czynnikiem są kwestie związane ze stanem mieszkań – mówił.
Przypomniał, że 30 lat temu Polska wchodziła w okres transformacji jako jeden z najbardziej zapóźnionych krajów w Europie, jeśli chodzi o warunki mieszkaniowe.
– Myślę, że perspektywy rynku mieszkaniowego rysują się raczej w ciepłych barwach, pomimo spadku liczby mieszkańców – zauważył.
Czytaj także: Czy już doszło do spekulacji na rynku mieszkaniowym w Polsce?
Polska się wyludnia, ale nie wszędzie
Jednak, jak przyznał, zmiany na rynku mieszkaniowym nie będą jednorodne.
Mamy w Polsce proces polegający na tym, że wzmacniane są największe aglomeracje, a wyludniane są pewne rejony peryferyjne. Zwłaszcza obrzeża, te które są nie tylko w Polsce wschodniej, ale i zachodniej, m.in. Śląsk Opolski.
Co jest bardzo ważne, miasta będą się wyludniały, a tylko w kilku można się spodziewać wzrostu ludności – przestrzegał prof. Przemysław Śleszyński.
Istotne zmiany na rynku pracy
Zmiany demograficzne znacząco wpływają na rynek pracy, a ten oddziałuje na rynek mieszkaniowy – takie wnioski płyną z dalszej części prezentacji.
Prof. Śleszyński wskazywał, że luka podażowa na rynku pracy może wynieść ok. 2 mln osób w roku 2050, a nawet blisko 7 mln osób.
– Co to dla Polski oznacza? To znaczy, że zakłady pracy będą konkurowały o pracownika, co już się dzieje. I ta duża fala imigrantów zagranicznych, zwłaszcza z Ukrainy, częściowo z Białorusi, która przed pandemią była szacowana od 1 do 2 mln, to jest właśnie zasypywanie luki podażowej, która się ujawniła na rynku pracy – mówił prelegent podczas Kongresu Finansowania Nieruchomości Mieszkaniowych.
Nie trzeba przenosić się do Warszawy czy do Krakowa, bo można pracować zdalnie
Kolejnym zjawiskiem w Polsce jest trend, który trwa już od kilku lat nie tylko w naszym kraju. Chodzi o przenoszenie się ludzie, nawet z największych miast na ich obrzeża. To zjawisko nasiliło się szczególnie w okresie pandemii.
-Wzrasta chęć do mieszkania w domach jednorodzinnych, gdzieś na obrzeżach, z daleka od gęstych skupisk ludności – zauważył Przemysław Śleszyński, i dodał:
-Myślę, że ten trend się utrzyma, i że zasięg np. Warszawy, kiedy ludzie kupują domy, będzie coraz większy. Oczywiście to jest związane z pracą zdalną. Nie trzeba będzie przenosić się do Warszawy czy do Krakowa, bo będzie można pracować zdalnie.
Upadek średnich miast?
W opinii eksperta PAN ważne jest aby te strumienie ludzi chętnych do zmiany miejsca zamieszkania nie kierowały się wyłącznie do „piątki” największych miast w Polsce (Warszawa, Kraków, Trójmiasto, Poznań, Wrocław), ale zasiliły też mniejsze miasta, które nie są tak bardzo zaludnione i zagęszczone, a ryzyko epidemiczne nie jest tak wysokie, jak w dużych aglomeracjach.
Zdaniem prof. Przemysława Śleszyńskiego średnie miasta są szczególnie zagrożone z powodów demograficznych oraz zmian na rynku pracy. Rozwój pracy zdalnej mógłby zatrzymać upadek małych i średnich miast.