Czy w nowym roku akademickim studenci wrócą na rynek najmu?
Robert Lidke: Za chwilę początek roku akademickiego. Nie wiadomo, czy studenci wrócą na uczelnie i w związku z tym ‒ czy będą chcieli wynajmować mieszkania?
Jacek Kusiak: To pytanie też sobie zadajemy od pewnego czasu. Sezon tzw. studencki nie zaczyna się w październiku, lecz już w sierpniu, wrześniu, kiedy studenci poszukują mieszkania. Jest to największa grupa klientów, którzy wynajmują nieruchomości.
Stowarzyszenie zrobiło wewnętrzną analizę, a mamy 20 oddziałów, we wszystkich dużych aglomeracjach, zrzeszamy prawie 20 tys. członków i sympatyków. To jest 80 tys. nieruchomości, które w dużej mierze są wynajmowane studentom.
Dane, które docierają do nas z różnych miast, mówią o tym, że np. SGH w Warszawie będzie prowadziło nauczanie zdalne w części wykładowej, natomiast w części ćwiczeniowej – zajęcia mogą się odbywać bezpośrednio.
Również Politechnika Gdańska rozważa nauczanie zdalne, Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet Warszawski będą prowadziły „hybrydowe” nauczanie, ćwiczenia, laboratoria będą się odbywały normalnie. Na Uniwersytecie Śląskim również rozważają nauczanie zdalne. Uniwersytet Medyczny w Poznaniu także, AGH i Politechnika Krakowska – tak samo.
Jest to dla nas dużym zagrożeniem, że może być bardzo wielu studentów uczących się zdalnie. Skoro duża grupa docelowa odchodzi z konkretnego miejsca, z Warszawy czy z Krakowa, to rynek skurczy się.
Czytaj także: Koronawirus na rynku mieszkań na wynajem, czy nadal warto inwestować?
Co można zrobić, kiedy się okaże, że studentów chętnych do wynajmowania mieszkań będzie mniej?
‒ Są trzy grupy docelowe, które wynajmują nieruchomości. Jeśli będzie mniej studentów, to będzie mniejszy popyt, i zapewne stawki trochę spadną.
Raczej nie będzie tak, że studenci wrócą do swoich miejsc zamieszkania i stamtąd będą studiowali zdalnie, tam będą mieszkali. Bo bardzo duża część studentów pracuje. Żeby pracować, muszą być w danym miejscu, chyba że pracują też zdalnie.
Natomiast ci, którzy pracują np. w restauracjach, w firmach kurierskich, w call center czy w biznesach wymagających fizycznej obecności będą musieli być na miejscu. Czyli będą potrzebowali jednak mieszkań.
Może będą negocjowali z nami stawki, gdyż np. nie będą potrzebowali mieszkań w pełnym wymiarze miesiąca? W takiej sytuacji stawka powinna być inaczej wyliczona.
Czytaj także: Mieszkania na wynajem, gdzie najtaniej?
Mamy jeszcze dwie grupy wynajmujące mieszkania: imigrantów zza granicy, którzy pracują w Polsce, i tych Polaków, którzy teraz wynajmują mieszkania, ale mogą stracić pracę, ponieważ tarcze antykryzysowe w jakimś momencie przestaną działać i istnieje zagrożenie, że wówczas będą wracać do swoich miejsc stałego zamieszkania.
‒ Najemcy, którzy stracili pracę, szukają kolejnej, ale najczęściej w obrębie tej samej miejscowości. Jest więc szansa, że nie opuszczą naszych mieszkań.
Z kolei osoby zza wschodniej granicy, które np. pracowały w budownictwie, to ci pracownicy nie opuszczali placów budowy, nadal byli na miejscu. I jeśli teraz złagodniały obostrzenia, to znowu szukają miejsca do zamieszkania.
Myślę, że byliśmy mocno przestraszeni w marcu, w kwietniu, kiedy nikt nie wiedział jak się zachować, bo nikt nie przeżył wcześniej takiej pandemii. Wtedy też obserwowaliśmy, czy rząd będzie w jakiś sposób pomagał wynajmującym. I ta pomoc była, tarcze antykryzysowe, pieniądze dla przedsiębiorców prowadzących biznesy są dostarczane, i my też otrzymujemy pieniądze.
Braliśmy udział jako Stowarzyszenie w spotkaniach konsultacyjnych w Ministerstwie Rozwoju dotyczących wsparcia najmu i najemców, dofinansowania do najmu. Obecnie jesteśmy już po konsultacjach z rządem i czekamy na decyzję Sejmu.
Jest zrozumienie, że trzeba pomóc przedsiębiorcom, bo jeżeli my nie mamy przychodów, to nie płacimy podatków, a jeżeli najemcy nie znajdą pracy, to nie będą wynajmować, nie będzie przychodów, ani dla właścicieli, ani dla państwa. I koło się zamyka.
Czytaj także: Jak inwestować w nieruchomości w czasach pandemii, analiza Centrum AMRON