Czy będzie warto kupić rządowe obligacje antyinflacyjne?

Czy będzie warto kupić rządowe obligacje antyinflacyjne?
Fot. stock.adobe.com/Worawut
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Oszczędzający mają poważny problem. Przed skutkami inflacji nie chronią ani bankowe lokaty, ani zakup obligacji Skarbu Państwa. Niedawne zapowiedzi przedstawicieli resortu finansów zdają się dawać nadzieję na emisję przez rząd papierów wartościowych, które będą znacznie atrakcyjniejsze dla indywidualnych inwestorów aniżeli dotychczasowa oferta.

Czy faktycznie doczekamy się obligacji w swej istocie antyinflacyjnych? Precedens wszak istnieje – w II połowie lat 90-tych Narodowy Bank Polski zaoferował Polakom podobnie niestandardowe rozwiązanie, by zabezpieczyć ich majątek przed przeszło 15 procentowym spadkiem wartości.

Czytaj także: Nowe rządowe obligacje mogą pokonać połowę inflacji

Rządowe obietnice

Emisję nowego rodzaju detalicznych obligacji skarbowych zapowiedział w tym tygodniu szef Rady Ministrów, Mateusz Morawiecki. Wcześniej wprowadzenia podobnych instrumentów nie wykluczała Magdalena Rzeczkowska, minister finansów.

W przeciwieństwie do obecnych papierów dłużnych Skarbu Państwa, których oprocentowanie przez pierwszy rok ma charakter stały i nie rekompensuje utraty wartości pieniądza (przykładowo, posiadacze obligacji czteroletnich uzyskają zwrot jedynie na poziomie 3,3%, co nijak nie zrekompensuje przyspieszającej inflacji), nowe rozwiązanie ma być uzależnione wprost od stopy referencyjnej banku centralnego.

Oznaczałoby to, iż – biorąc pod uwagę aktualną wysokość tegoż wskaźnika – drobny ciułacz kupując roczne obligacje nowego typu za 1000 zł po roku uzyskałby dodatkowe 52,5 zł. Wciąż poniżej aktualnego poziomu inflacji, ale zarazem znacznie lepiej aniżeli w przypadku aktualnych papierów wartościowych emitowanych przez rząd.

W przypadku obligacji dwuletnich nabywca mógłby dodatkowo liczyć na marżę, której wysokości na chwilę obecną nie dookreślono.

Czytaj także: Lokaty z oprocentowaniem do 5,75% r/r proponuje PKO Bank Polski

Oprocentowanie lokat rośnie już dziś

Zapowiedzi przedstawicieli rządu stanowią w pewnej mierze pozytywny sygnał, jako że dotychczas nie brakowało krytyki wobec sektora bankowego za zbyt niskie w ich mniemaniu oprocentowanie depozytów. Wspomniał o tym prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz w dyskusji z wiceprzewodniczącą Koalicji Obywatelskiej, Izabelą Leszczyną, podczas audycji „Ekonomia, Kapitał, Gospodarka” w radiu Tok FM.

– Nie do zniesienia jest sytuacja, kiedy w umowny poniedziałek banki są atakowane za to, że za kredyty ludzie muszą płacić więcej, w środę, że banki płacą mniej depozyty, a w piątek będą oskarżane o to, że nie finansują gospodarki, bo nie mają dostatecznie dużo własnego kapitału – stwierdził Krzysztof Pietraszkiewicz, nawiązując do wypowiedzi swej przedmówczyni.

Warto zresztą podkreślić, że oprocentowanie depozytów w wielu bankach zwiększyło się w ostatnich tygodniach, niekiedy uzyskując poziom porównywalny do tego, co można będzie uzyskać na rocznych lokatach proponowanych teraz przez rząd.

Tak jest w przypadku oferowanej przez Alior Bank, rocznej „lokaty na nowe środki”, która ma dawać 5% zysku w perspektywie 12 miesięcy. 

Getin Noble Bank oferuje od niedawna podobną stopę zwrotu ze środków ulokowanych na koncie oszczędnościowym, a w przypadku lokat podbija stawkę, aż do 5,5%. Podobnie atrakcyjne opcje zamierzają też udostępnić klientom inne instytucje finansowe, na co wskazują ich przedstawiciele.

Przykład dała Hanna Gronkiewicz – Waltz

O wprowadzenie instrumentów antyinflacyjnych przez instytucje, stojące na straży ładu i stabilności systemu finansowego apelowało już wielu uznanych ekonomistów, wśród nich Ludwik Kotecki, Bogusław Grabowski i Jerzy Pruski, byli członkowie Rady Polityki Pieniężnej.

Ich zdaniem, bank centralny winien zacząć emitować obligacje detaliczne, podobnie, jak to miało miejsce w 2 połowie lat 90-tych ubiegłego stulecia, kiedy to Polacy także zmagali się z dwucyfrową inflacją. W roku 1997 na taki ruch zdecydował się NBP, pod kierownictwem ówczesnej prezes Hanny Gronkiewicz-Waltz.

Nie postawiono wówczas na obligacje, tylko na lokaty terminowe, dystrybuowane przez bank centralny. Efektem tej operacji było zgromadzenie w ciągu kilku tygodni ponad 3,6 mld depozytów, co stanowiło zarazem około 3% wszystkich środków, ulokowanych podówczas w polskim sektorze bankowym.

Ówczesna prezes NBP wspominała, iż był to jeden z efektów polityki banku, która wraz z końcem 1996 miała na celu ograniczenia popytu wewnętrznego w celu uniknięcia kryzysu walutowo-finansowego.

W tym kontekście należy postrzegać akcję przyjmowania depozytów bezpośrednio od klientów detalicznych, czego od reformy systemu bankowego w początku lat 90-tych NBP nie zwykł czynić.

Banki nie zgodzą się, by zastąpił je resort finansów

Czy dziś uda się powtórzyć rezultat sprzed ćwierć wieku? Bartosz Turek, główny analityk HRE Investment, jest przekonany, że Polacy dysponujący nadwyżką finansową będą skłonni skorzystać z nowych instrumentów, dzięki czemu Skarb Państwa wzbogaci się nawet o kilka mld złotych.

Uważa on nawet, że możemy mieć do czynienia z pewną kanibalizacją dotychczasowych papierów dłużnych – zachęceni lepszymi warunkami Polacy mogą rezygnować z dotychczas nabytych obligacji, by zakupić te, dające zysk już na nowych zasadach.

Innym skutkiem wprowadzenia do obrotu obligacji antyinflacyjnych może być perswazja wobec banków, żeby podnosiły oprocentowanie na lokatach bądź kontach oszczędnościowych.

Główny analityk HRE Investment nie widzi tu problemu w postaci nadpłynności banków, twierdząc, że „instytucje finansowe nie będą mogły sobie pozwolić, żeby zamiast do banku depozyty płynęły do ministra finansów”.

Poważnym problemem dla sektora może być natomiast wygenerowanie tak dobrych warunków przechowywania depozytów w sytuacji, kiedy wsparcie dla kredytobiorców hipotecznych obciąży bankowe budżety na co najmniej kilkanaście mld złotych.

Źródło: aleBank.pl