Co warto wiedzieć o lombardach?
Jak działa lombard?
Zasada działania jest wszędzie taka sama. Mam w domu coś cennego, ale nie mam gotówki oraz czasu na długotrwałe ceregiele w banku. Idę do lombardu, pokazuję swoje przedmioty, np. biżuterię, pracownik wycenia je, pożycza na określony czas pieniądze w równowartości ok. połowy wyceny i więcej, gdy szanse na szybką sprzedaż zastawu rosną, ustala oprocentowanie, przedmioty chowa w magazynie.
Jeśli oddasz pieniądze w terminie, zastawione przedmioty wracają do ciebie, jeśli nie – lombard sprzedaje je, żeby pokryć stratę na pożyczce z jak największym naddatkiem.
Zamknięcie gospodarki z powodu koronawirusa dało włoskim lombardom sporego kopa. The New York Times cytuje tamtejszych menedżerów oceniających, że biznes ten urósł z tego powodu o 20-30 proc.
Lombard, biznes który odzyskuje blask
Własną „gałązkę” lombardową miał w swej strukturze m.in. świetnie znany w Polsce były właściciel Pekao, wielki bank z Rzymu -UniCredit. Miał, bowiem sprzedał go w lipcu 2018 r. za ponad 100 mln euro wiedeńskiej firmie Dorotheum, która od ponad trzystu lat działa jako dom aukcyjny, w którym sprzedaje także cenne przedmioty zastawione u niej i niewykupione przez pożyczkobiorców.
Na półwyspie Apenińskim wiedeńczycy udzielają pożyczek pod zastaw poprzez sieci Affide i Creval liczące w sumie ponad 40 placówek. Ta druga wykupiona została przez Dorotheum w lutym 2020 r. co sprawiło, że największy operator lombardów w Europie pochodzi teraz z Austrii.
Dziś mówi się, że UniCredit popełnił błąd, ale to przesada, bo kto przewidywał przed dwoma laty wybuch globalnej pandemii? Nie błąd zatem, a po prostu niefart.
Polska nazwa tej instytucji też ma związek z Włochami, lecz mniej z prowincją Lombardia, a z włoskimi kupcami parającymi się w średniowiecznej Anglii udzielaniem pożyczek pod zastaw cennych przedmiotów. Nazywano ich tam Długobrodymi, czyli Longobardami lub Lombardami właśnie.
Lombard, chiński wynalazek
Biznes ten nie narodził się jednak w Europie, a w Chinach jakieś 3000 lat temu. Cóż zresztą nie powstało w Chinach? Klientami byli tam przede wszystkim chłopi w pilnej potrzebie gotówkowej.
Lombardy zadomowiły się wkrótce także Grecji i Rzymie, gdzie przyczyniły się do rozkwitu kupiectwa, dostarczając kapitału początkowego jego adeptom.
Lombardy kojarzą się przede wszystkim z nagłymi kłopotami i ubóstwem, choć z pożyczek pod zastaw korzystały przecież także wielkie koronowane głowy. Król angielski Edward III na potrzeby wojny z Francją zastawił w 1388 roku klejnoty koronne.
Izabela Kastylijska miała zaś finansować wyprawy Krzysztofa Kolumba z pożyczek pod zastaw własnej biżuterii. Z uwagi na wielkie kwoty, takimi transakcjami parały się nie byle jakie osoby, wśród nich członkowie rodu Medyceuszy z Florencji.
Lombardy dla ubogich
A co z tłuszczą, jak określano jeszcze nie tak dawno temu, ludzi z paroma zaledwie groszami przy duszy?
Jako bodaj pierwszy zajął się nimi, choć już pośmiertnie, biskup Londynu Michael Northburg. Zmarł, nomen-omen, na dżumę w 1361 r. i zostawił na rzecz biednych 1000 marek, czyli 8 000 uncji, a więc ok. 25 dzisiejszych kilogramów srebra.
Kapitał ten służyć miał za fundusz pożyczkowy dla biednych, pod zastaw, ale bez procentu. Koszty operacyjne były pokrywane z kapitału, więc pieniądze się w końcu wyczerpały i to był koniec londyńskiego banku dla ubogich z czasów późnego średniowiecza.
W połowie XV wieku powstał we Włoszech szczególny, charytatywny rodzaj banku lombardowego. Twórcą był mnich Barnaba z Terni, a powołana przez niego instytucja nazwana została Monte di Pietá, czyli Bankiem Pobożnym.
W koncepcie tym odwrócone zostały cele. W pożyczaniu pieniędzy chodzi o zysk dla pożyczkodawcy, w Banku Pobożnym o korzyści pożyczkobiorcy. Kościół katolicki napierał na możnych, żeby przekazywali sute datki i nie myśleli o ich kiedyś odzyskaniu. Gromadzono w ten sposób fundusze założycielskie zwane „monte” i zasilane niekiedy także z grzywien.
Z pieniędzy tych udzielano drobnych pożyczek osobom ubogim, ale posiadającym jakieś rzeczy o dostrzegalnej wartości. Pożyczka udzielana była na rok, miała wysokość 2/3 wartości zastawu i była oprocentowana, ale skromnie – tak tylko żeby starczyło na pokrycie kosztów działania instytucji.
Cel był po dwakroć, a nawet trzykroć zbożny, bowiem skierowany był w stronę ubogich, ale jednocześnie przeciw lichwie uprawianej przez żydowskich wtedy głównie finansistów i bankierów.
Monte di Pietá dobrze zapisały się annałach, lecz zwłaszcza wśród zwykłych ludzi. Wkrótce rozlały się szeroko po całej Europie Zachodniej.
Dziś lombardy nie cieszą się estymą. Obrońcy tego biznesu twierdzą, że jest potrzebny. Mówią, że to szczególny rodzaj mikrokredytu dla ludzi w nagłej i szczególnej potrzebie – przeciętnej pożyczce daleko teraz do niewygórowanej przecież sumy 1000 euro.
We Włoszech na aukcje trafia jedynie ok. 5 proc. niewykupionych w porę zastawów, więc lombardy radzą sobie lepiej niż banki, które mają nieco więcej niesolidnych klientów.