Chińskie banki, może największe, ale czy przejrzyste?
W końcu stycznia 2024 roku amerykańska stacja telewizyjna CNBC powiadomiła, że ze stron oficjalnej agencji prasowej Xinhua zniknęło nagle i bezpowrotnie doniesienie o planach fuzji największych państwowych agregatorów tzw. złych długów bankowych z największym na świecie państwowym funduszem majątkowym – China Investment Corporation.
CIC zarządzała na koniec 2022 roku aktywami o równowartości 1,24 biliona (1 240 mld) dolarów, a firmy, które przejmie lub już przejmuje – należą do grupy zwanej „asset-management companies”, AMC.
Usuwając komunikat Xinhua, władze usiłowały ukryć najbardziej prawdopodobny powód fuzji, jakim jest konieczność wielkiego dokapitalizowania wehikułów finansowych powoływanych do sprzątania złych długów bankowych. Jeden z nich był tak „wyczerpany”, że już w 2021 r. musiał otrzymać wsparcie ratunkowe w wysokości 6,6 mld dolarów.
Kilka dni temu serwisie NikkeiAsia poinformował z Hongkongu, że złe długi czterech największych chińskich banków (Industrial and Commercial Bank of China – ICBC, Bank of China – BOC, China Construction Bank – CCB i Agricultural Bank o China – ABC, wszystkie państwowe), wzrosły w 2023 roku do 1,23 bln juanów, tj. ok. 170 mld dolarów.
Wprawdzie największe banki zapewniają, że to nie tak wielki kłopot, ponieważ zawiązały sute rezerwy na ryzyko po stronie dłużników i wzmocniły swoje działy ryzyka, to różowo nie jest. Wielkie banki są wielkie także dlatego, że są dobrze zarządzane, czego nie można powiedzieć o średnich, małych i najmniejszych w Chinach.
W związku z kryzysem w nieruchomościach mieszkaniowych i spadkiem cen lokali coraz mniejsza jest wartość zabezpieczeń kredytów udzielonych deweloperom. W złej sytuacji są władze lokalne, które czerpały wielkie dochody ze sprzedaży ziemi pod nowe budownictwo. Mniejsze budżety regionalne to malejące możliwości wspomagania lokalnych banków w tarapatach.
Czytaj także: Rishengchang – pierwszy nowożytny bank w Chinach
Trzy grey rhinos hasają w chińskiej gospodarce
W literaturze dotyczącej ryzyka funkcjonuje metafora o szarych nosorożcach (grey rhinos) uosabiających zagrożenia widoczne gołym okiem, ale lekceważone i pozostawiane samym sobie.
Cytowany przez NikkeiAsia p. Liu Jun – prezes szanghajskiego Bank of Communications (BOCOM) powiedział, że w chińskiej gospodarce hasają trzy takie: deweloperzy, władze lokalne z ich długami oraz krzyżowe pożyczki udzielane sobie nawzajem przez małe, nieco większe i średnie instytucje finansowe.
Z kolejnego, rzadkiego strzępka informacji udostępnianych przez National Financial Regulatory Administration (NFRA), czyli odpowiednik polskiej KNF dowiadujemy się, że na koniec III kw. ’23 złe długi (non-perfoming loans) chińskich banków komercyjnych wynosiły 3,2 bln (3 200 mld) juanów, tj. 442 mld dol.
Na koniec 2019 r. złe długi tych samych banków wynosiły 2,4 bln juanów, więc bardzo gorzej nie jest, ale pozostają pytania, wg jakich kryteriów dokonuje się przemiana dobrych w złe, a przede wszystkim o solidność oficjalnych danych.
Pytanie jest z pewnością zasadne. W dzisiejszych realiach bardzo nieoczekiwanie, średniej wielkości Bank of Jiujiang w południowych Chinach ujawnił akcjonariuszom, że z powodu pogorszenia jakości portfela pożyczkowego jego zysk za ’23 może być mniejszy od poprzedniego o 30 proc.
I znowu pytanie. Czy bank Jiujiang wyszedł nieostrożnie przed orkiestrę, czy jest jakimś ewenementem, rzadkim w Chinach jak kobiety z brodą?
Nic nie wiadomo na pewno, ale gdy dzwonki brzęczą, migają niebieskie lampy, a czasem odezwą się też syreny, trzeba rozglądać się wokół.
Czytaj także: Evergrande – największe oszustwo w historii?
Chińskie banki i fortele dotyczące złych długów
Banki chińskie nie są gorsze w uciekaniu się do trików od euroatlantyckich. Wydaje się zatem, że coraz powszechniejsze mogą być próby odsprzedaży nieregularnie spłacanych kredytów i pożyczek do wspomnianych na początku zewnętrznych spółek AMC.
Fortel polega na tym, że bank pożycza najpierw pieniądze spółce AMC. Ta „w podzięce” wykupuje jego złe długi, ale z zastrzeżeniem, że nie ponosi związanego z nimi ryzyka. Problem zmienia zatem wyłącznie adres i ma tę tylko zaletę, że obraz chińskiej bankowości wygląda jak po powrocie z pobieżnej konserwacji.
Nie da się powiedzieć o tej praktyce wiele więcej, bo na Chiny opadają coraz to szczelniejsze kurtyny tajemnicy państwowej i niejawności. Umowy między bankami a firmami AMC trzymane są więc przy orderach. Zdarza się, że szczegółów nie są w stanie wyprosić nawet sądy.
Z oficjalnych źródeł można wszakże wywnioskować, że władze w Pekinie są bardzo niespokojne. Jeszcze niedawno nadzór państwowy nad instytucjami finansowymi był mocno rozproszony. Rok temu kilka agencji zostało zastąpionych przez NFRA, która niemal natychmiast zaczęła sypać karami.
Napomnienia nie uniknął nawet Agriculture Bank of China, który za niedopatrywanie złych długów otrzymał „grzywnę” 27 mln juanów. Jak na olbrzyma grosze, ale bardziej liczy się chyba przestroga, że nie ma „świętych krów”.
Fuzja AMC z CIC oznacza z kolei więcej środków na odsysanie złych długów z banków. Jeśli trzeba odsysać coraz więcej, nie jest dobrze. Czy biurokraci wezmą się za uzdrawianie sektora, czy skupią się na „polerowaniu” jego wizerunku w oczekiwaniu „łaski pańskiej”?
Chiny są daleko, ale mają przyczynowo-skutkowy wpływ na globalną gospodarkę. Gdybym był bankierem w Polsce, zachowałbym spokój, ale zarządziłbym jednak regularne sprawdzanie stanu i wyposażenia „schronów” przygotowanych (mam nadzieję) przez banki na zdarzenia awaryjne.