Bankowość i Finanse | Stan Sektora | Pandemia jedynie przyspieszyła zmiany, od których nie ma odwrotu
W których obszarach rynku finansowego pandemia koronawirusa spowodowała największe przyspieszenie procesu digitalizacji i jakie będą konsekwencje owych zmian dla funkcjonowania sektora bankowego i płatniczego na świecie i w Polsce?
– W pierwszym rzędzie wskazałbym na bardzo liczną grupę klientów dotychczas niekorzystających z rozwiązań bankowości elektronicznej, którzy w związku z pandemią zdecydowali się na migrację do kanałów cyfrowych. W przypadku naszej instytucji szacujemy ich na blisko 200 tys. Osobiście uważam, że w zdecydowanej większości przekonali się oni do kanałów zdalnych i będą z nich korzystać na co dzień. Polska należy do państw, gdzie zdecydowana większość usług finansowych dostępna jest w formie cyfrowej. Nieliczne wyjątki w zasadzie ograniczają się do pojedynczych czynności związanych z zakupem produktów bankowych. Przykładem jest ostatnia faza podpisania umowy kredytu hipotecznego, która z racji obowiązujących przepisów prawa powinna być dokonana w formie tradycyjnej.
Na podobnej zasadzie pandemia wpłynęła na istotny wzrost klientów sektora e-commerce. Jeśli wziąć pod uwagę kwestie bardziej szczegółowe, to istotny postęp w naszej instytucji dokonał się na poszczególnych etapach obsługi klientów, głównie korporacyjnych. W tych przypadkach kanały tradycyjne także zostały zastąpione przez elektroniczne. Myślę o takich czynnościach, jak choćby dokonywanie zmian w strukturze gwarancji. Zaoferowaliśmy nową ofertę, a klienci zaczęli korzystać w sposób masowy z narzędzi cyfrowych.
Czy te zmiany, które w dobie epidemii wpłynęły na bieżące zachowania klientów, będą mieć charakter trwały? Uważam, że tak. Warto podkreślić, że pomimo wzmożonych wypłat gotówki w pierwszej fazie kryzysu równocześnie odnotowaliśmy malejącą liczbę transakcji gotówkowych. Zarówno w oddziałach banku, jak i w bankomatach. Z naszej perspektywy klienci wykonują znacznie mniej operacji gotówką, co jednoznacznie dowodzi, iż rynek przesunął się silnie w kierunku płatności bezgotówkowych.
Pomysłem na ożywienie gospodarki po obecnym kryzysie ma być jej zielona transformacja. Co banki mogą wnieść do tego procesu oprócz finansowania przedsięwzięć proekologicznych? Jakie są doświadczenia Grupy ING w tej dziedzinie?
– Warto zwrócić uwagę na dwa aspekty tego problemu. Po pierwsze, czy banki mogą wpłynąć na przyspieszenie tempa transformacji, a po drugie, w jaki sposób sektor bankowy powinien wspierać tworzenie nowych przedsięwzięć. W przypadku Zielonego Ładu musimy zdawać sobie sprawę, że mamy do czynienia nie tylko z nową dziedziną gospodarki, silnie wspieraną specjalnymi środkami, także o charakterze subsydiów. Nadto z całym zestawem nowych technologii, od wytwarzania energii poprzez jej przechowywanie i dystrybucję, aż po elementy powiązane, takie chociażby jak energetyka prosumencka.
Drugą twarzą całego Zielonego Ładu jest swego rodzaju piętnowanie – w wymiarze finansowym i reputacyjnym – tych instytucji, które bazują na starej technologii. Chodzi tu przede wszystkim o ograniczenia w dostępie do finansowania lub współpracy z innymi partnerami. Myślę, że na bankach, jako na podmiotach, które w pewnej mierze dysponują kapitałem społecznym i powinny go transferować w kierunku tych podmiotów, które w największym stopniu generują przewagę konkurencyjną dla naszej gospodarki, spoczywa obowiązek współuczestniczenia w obu aspektach kreowania nowego ładu. Instytucje finansowe powinny z wyprzedzeniem informować o czynnikach, które będą powodować niższą rentowność przedsięwzięć i firm bazujących na starej technologii.
ING wywiązuje się z tego działania. Już przed pięcioma laty ogłosiliśmy nowe podejście do finansowania przedsięwzięć bazujących na węglu energetycznym. Jednocześnie przyjęliśmy specjalny tryb wspierania przedsięwzięć kreujących nowe przewagi konkurencyjne. Proszę zwrócić uwagę, że nie chodzi tu wyłącznie o aspekty odpowiedzialności społecznej, jak troska o dobrobyt i przyszłość naszych dzieci i wnuków, co jest oczywiście niezmiernie istotne, ale także o rachunek ekonomiczny. Nowe technologie wytwarzania energii stają się coraz bardziej opłacalne i to one właśnie powinny stanowić podstawę budowy przewagi konkurencyjnej. Stare są nie tylko bardziej szkodliwe, ale po prostu coraz droższe. Każdy bank już dziś jest zobowiązany do tego, by w rachunku ciągnionym uwzględniać obciążenia kosztami wynikającymi z finansowania starych rozwiązań i benefity towarzyszące nowym.
Zainteresowanie instytucji finansowych będzie się przesuwać w kierunku wspierania nowych technologii. Ponadto banki chcą się korzystnie uplasować w rywalizacji o nowe obszary działalności. Każda instytucja będzie stosować elementy promocyjne, zarówno poprzez specjalną dbałość o kredytowanie tego obszaru, jak również poprzez wsparcie dla firm pozyskujących środki np. z zielonych obligacji, celem sfinansowania infrastruktury Zielonego Ładu, które w ten sposób chcą finansować przedsięwzięcia proekologiczne i mieć dostęp do kapitałów zagranicznych w formie zielonych euro obligacji.
Czy proces konsolidacji banków w Polsce będzie w dalszym ciągu postępował. A skoro tak, to kiedy możemy spodziewać się osiągnięcia stanu docelowego?
– W Polsce nie do końca mamy do czynienia z konsolidacją sektora bankowego, choć obserwowane efekty mogłyby wskazywać na ten proces. Istnieje grupa banków, która nie jest w stanie sprostać aktualnym wymaganiom, w szczególności w zakresie wysokich kosztów regulacyjnych. Osiągając poziom niespotykany nigdzie indziej na świecie, koszty te powodują, że niektóre z banków nie mają szans wygenerowania odpowiedniej stopy zwrotu. Wówczas jedynym wyjściem staje się wycofanie z polskiego rynku. Stąd wzięła się fala wyprzedaży, z którą mieliśmy do czynienia. Z informacji o charakterze publicznym wiemy, że transakcje opiewają na kwoty poniżej wartości księgowej, czyli mamy do czynienia ze stosunkowo słabymi mnożnikami. Ma to coraz mniejsze znaczenie dla potencjalnych nabywców, ponieważ obciążenia z tytułu kosztów regulacyjnych rosną wraz z wielkością aktywów. W otoczeniu blisko zerowych stóp procentowych ten rachunek zaczyna wyglądać źle.
Sytuacja, gdzie pewna grupa banków ma lub za chwilę będzie mieć problem z uzyskiwaniem odpowiedniego zwrotu na kapitałach, i to nawet pomimo pewnych redukcji wymogów, które wprowadzono w konsekwencji pandemii, staje się niebezpieczna. Jednocześnie kurczy się grono podmiotów, zainteresowanych ich kupnem. Zjawisko to nie jest powszechne, gdyż takich instytucji nie jest wiele, natomiast efektem pobocznym są obserwowane obecnie przewartościowania mnożników giełdowych wszystkich banków. Jeśli popatrzymy dziś na kapitalizację banków, to zauważymy, iż następuje bardzo silna jej stratyfikacja. Nie trzeba być wybitnym analitykiem, żeby – patrząc choćby na wyniki polskich banków – wyraźnie odkreślić grubą linią pierwszą ósemkę od reszty. Nie przewiduję, żeby liczba podmiotów, które będą odgrywały istotną rolę na rynku, mogła się w nadchodzącym czasie zwiększyć. Należy raczej postawić pytanie, czy ta ósemka utrzyma obecną kondycję, czy też będzie się kurczyć w wyniku procesów, o których już wspominałem.
Jeśli przyjmiemy, że przy wymogu kapitałowym rzędu 12% bank powinien wykazywać ROE na poziomie 10%, co jest bardzo uproszczoną metodą, to na dzień dzisiejszy możemy powiedzieć, że podmioty spełniające te wymogi na przestrzeni ostatnich trzech lat i będące w stanie utrzymać je w ciągu kolejnych trzech, można będzie zliczyć na palcach jednej ręki. Reasumując, polski sektor bankowy z perspektywy europejskiej nie jest rentowny, i to pomimo tego, że banki są kosztowo efektywne, technologicznie zaawansowane i relatywnie szybko rosnące. Takie są dziś reguły gry na tym rynku. Minęły czasy, gdy polski sektor bankowy był biznesem dla każdego. W ostatecznym rozrachunku pozostanie kilku graczy, którzy poradzą sobie z tak wysokimi wymaganiami.
„Bankowość zawsze będzie potrzebna, jednak banki niekoniecznie” – jak rzeczywistość zweryfikowała to stwierdzenie Billa Gatesa sprzed lat, gdy zważyć, że rośnie konkurencja ze strony fintechów i bigtechów?
– Pozwolę sobie stwierdzić, że nie rozumiem pojęcia „tradycyjna bankowość”. Na rynku zawsze jest miejsce dla instytucji spełniających swoje funkcje i świadczących wysokiej jakości usługi na rzecz klientów. Pogłoski o śmierci banków są nie tyle przedwczesne, co bałamutne. W Polsce nie widzę dowodów na malejące znaczenie banków, wręcz przeciwnie, stale zwiększa się ich rola, również w tych obszarach, gdzie dotychczas była marginalna. Myślę o dystrybucji programów emerytalnych, produktów inwestycyjnych czy systemach rozliczania płatności.
Co niesie przyszłość? Nie spodziewałbym się wielkiej zmiany. Każda wielka transformacja technologiczna prędzej czy później prowadzi do koncentracji kapitału i samych firm. Wszyscy się ekscytujemy tzw. jednorożcami, firmami o kapitalizacji ponad 1 mld dolarów, które powstają licznie zwłaszcza na rynku amerykańskim. Rzecz w tym, że wartość tych firm i ich kapitalizacja giełdowa, szacowana na około 650 mld dolarów, jest mniejsza niż przyrost kapitalizacji jednej tylko firmy Apple przez czas równy całemu okresowi ich funkcjonowania. Mamy do czynienia z niezwykle silną koncentracją.
W tym samym kierunku zmierza sfera usług, także bankowych. Na polskim rynku funkcjonują one sprawnie i efektywnie. Co najważniejsze banki są dobrze postrzegane przez klientów, choć oczywiście zostało jeszcze sporo do poprawy. Bankowość jest potrzebna, a w Polsce dodatkowo mamy do czynienia z fenomenem w postaci tworzenia podwalin silnej klasy średniej, a więc osób, które stać na oszczędzanie, także i w długim horyzoncie czasu. W związku z tym popyt na usługi bankowe systematycznie rośnie i ta tendencja ma charakter trwały. Podmioty będące w stanie sprostać oczekiwaniom klientów staną się beneficjentami tego procesu. Osobiście uważam polskie banki za sprawne instytucje, które wykorzystały swoją szansę i nie przespały czasu migracji w kierunku rozwiązań elektronicznych. Myślę, że są zdeterminowane, by kontynuować tę drogę.
Czy po obecnym kryzysie stałe zwiększanie obciążeń sektora będzie kontynuowane, przyspieszy czy może powinniśmy się spodziewać pewnego rozluźnienia polityki regulacyjnej?
– Recesja generowana przez COVID-19 okazała się słabsza, niż przypuszczaliśmy jeszcze pół roku temu. Na ten moment nie dostrzegam tak silnego uderzenia, jakie prognozowali analitycy rynku. To także skutek programów pomocowych i osłonowych zainicjowanych przez rząd. To oznacza, że gospodarka ma się nie najgorzej i należy oczekiwać stopniowej poprawy w tym względzie. Dlatego nie oczekiwałbym zmniejszenia obciążeń o charakterze podatkowym, gdyż rosną wydatki budżetu. Nie powinniśmy też spodziewać się istotnego pogorszenia jakości portfeli kredytowych. Programy pomocowe sprawiły, że klienci co do zasady są w stanie spłacać kredyty. Elementem ryzyka jest wspomniana już grupa banków, które balansują na granicy rentowności, gdyż upadek choćby jednej, niewielkiej instytucji jest bardzo kosztowny dla całego sektora. Poza tym jednym obszarem nie spodziewam się gwałtownych zmian, niemniej konieczna jest wspólna troska i dialog. Banki nie powinny być postrzegane jak dojna krowa, lecz jako podmioty, które odgrywają ważną rolę w przekazywaniu impulsu wzrostu gospodarczego, alokacji kapitału do sektorów, które kreują najwyższy zwrot z kapitału i budują konkurencyjność. Banki to też kluczowy kanał ochrony depozytów, oszczędności polskich rodzin. Potrzebny jest nam sposób współdziałania, gdyby pojawiła się potrzeba wsparcia kapitałowego lub ratowania słabszych instytucji. Nie można liczyć na to, że znajdzie się grupa inwestorów, która postawi na nogi tę upadającą część sektora bankowego. Jeżeli potrafimy sobie poradzić z tym wyzwaniem, to jestem spokojny o przyszłość. Warunek stanowi dialog środowiska z regulatorem i nadzorcą.
Często można spotkać się z zarzutem, jakoby prawo popadało w zbytnią kazuistykę, zamiast tworzyć uniwersalne reguły funkcjonowania rynku. Wskazuje się na niewspółmierność sankcji przewidzianych w regulacjach względem faktycznych przewinień podmiotów nadzorowanych. Bywa i tak, że orzeczenia sądów naruszają relacje pomiędzy stronami, uprzywilejowując klientów banku. Co można zrobić, by tego uniknąć?
– To bardzo złożona kwestia i trudno ją omówić w kilku zdaniach. Przede wszystkim sektor bankowy w Polsce nie jest generatorem kłopotów gospodarczych. Na jego obrazie kreowanym medialnie najsilniej zaważyła kwestia kredytów frankowych. Nie sposób jednak czynić zarzut instytucjom finansowym, że oferowały dany produkt, skoro było na to przyzwolenie, począwszy od klientów poprzez media i polityków, aż po rząd i organy nadzoru. Trzeba było mieć naprawdę silne nerwy i rozważnych akcjonariuszy, aby zrezygnować z tej linii produktowej, a co za tym idzie – z niemałych przychodów. Nie przypisujmy bankom złej woli i nie stawiajmy ich w roli dyżurnych chłopców do bicia. Takie podejście przenosi się również na sądy, które orzekają w warunkach silnej presji społecznej. Generalnie powinniśmy wszystkich traktować według jednolitych reguł.
Bankowość to sektor niezwykle silnie regulowany, liczba inspekcji, z którymi mamy do czynienia także w czasie pandemii jest ogromna, patrzy się nam na ręce non stop. Nie rozumiem, czemu tworzymy atmosferę, która wypacza przebieg procesu legislacyjnego, tok postępowań sądowych i efekty prowadzonych egzekucji. Nie podzielam do końca poglądu, że regulacje w Polsce są nadmiarowe, natomiast dobrze by było, gdyby nasze regulacje, sankcjonując zasadę proporcjonalności, pozwalały szerzej korzystać z postępu technologicznego, jak ma to miejsce w innych krajach. Polsce potrzebne jest szybkie tempo rozwoju cywilizacyjnego, zaś obostrzenia, które ograniczają szeroki dostęp do technologii chmurowej, outsourcingu bankowego czy ochrony danych osobowych spowalniają ten proces. Nie przeczę, że regulacje są konieczne, ale nie mogą one blokować postępu technologicznego. Wszystkim nam zależy bowiem na tym, aby nasz kraj był konkurencyjny.