Bankowość i Finanse | Gospodarka – Zagranica | Niemiecka gospodarka nad przepaścią

Bankowość i Finanse | Gospodarka – Zagranica | Niemiecka gospodarka nad przepaścią
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Gospodarka Niemiec słabnie – mówią ci, którzy widzą szklankę od połowy pustą. Ale Międzynarodowy Fundusz Walutowy mówi, że wykazała się spektakularną odpornością po odcięciu dostaw rosyjskiego gazu i szklanka jest do połowy pełna. Gospodarce Niemiec nie sprzyja odwrót od globalizacji – amerykański protekcjonizm, osłabienie wzrostu w Chinach. Może dlatego naszego zachodniego sąsiada czekają chudsze lat. I nas – razem z nim.

Jacek RamotowskiJacek Ramotowski

Zerknijmy najpierw na dane. Pierwszy kwartał 2022 r. niemiecka gospodarka przeszła jeszcze z przytupem, bo PKB urósł o 1%. W drugim skurczył się już o 0,1%, w trzecim wzrósł o 0,4%, a od czwartego kwartału w Niemczech zaczęła się techniczna recesja. Wprawdzie płytka, bo po spadku o 0,1% w pierwszym kwartale tego roku, w drugim nastąpiła stagnacja na poziomie zera. To nie budziłoby grozy, gdyby prognozy i otoczenie zewnętrzne nie były dla Niemiec wyjątkowo niekorzystne.

Źle się dzieje…

Prognozy są złe. W lipcu wskaźnik PMI dla niemieckiego przemysłu wyniósł 38,8 i był to najniższy odczyt od maja 2020 r., gdy gospodarka tkwiła wciąż w lockdownach. PMI spadł z 40,6 w czerwcu, po raz szósty z rzędu. Ogłaszająca indeks firma Markit Economics napisała, że warunki biznesowe pogarszały się w całym niemieckim sektorze produkcyjnym. Najważniejszym powodem osłabienia ocen koniunktury był najgłębszy od ponad trzech lat spadek nowych zamówień przy słabszym popycie na wszystkie kategorie towarów.

Na marginesie dodajmy, że Markit Economics wskazała na ciekawy mechanizm, który nie musi dotyczyć tylko niemieckiej gospodarki. W warunkach słabnącego popytu konsumpcyjnego spowodowanego wysoką inflacją i utratą siły nabywczej przez gospodarstwa domowe, przy równoczesnym spadku kosztów producentów, odbiorcy wyrobów przemysłowych przyjmują postawę wyczekującą. Z jednej strony chcą najpierw wyprzedać zalegające u nich zapasy, a z drugiej – czekają, aż producenci zejdą z cen.

Dlatego producenci pesymistycznie widzą perspektywy dla swojej działalności. Tylko że pesymizm nie jest bezpodstawny. Niemiecka gospodarka od lat rosła napędzana przemysłem. Wytwarza on 27% PKB w porównaniu np. z 18% w USA. Dlatego niemiecki rząd tak chucha zarówno na motoryzacyjnych gigantów, jak i na sektor małych i średnich firm.

W Niemczech – jak na całym świecie – trwa dezinflacja, ale jest bardzo powolna. W lipcu wskaźnik cen konsumpcyjnych spadł do 6,2% z 6,4% miesiąc wcześniej i rekordowych 8,8% w październiku i listopadzie 2022 r. Inflacja bazowa obniżyła się w lipcu do 5,5% z 5,8% miesiąc wcześniej. To poziom nieco wyższy niż średnia w strefie euro, który dla głównego wskaźnika inflacji wynosi 5,3% i tyle samo dla inflacji bazowej.

Wydatki niemieckich konsumentów są pod presją inflacji. W ub.r. finalne wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych w kraju skorygowane o wzrost cen wzrosły o 3,4%, ale – jak zaznacza federalny urząd statystyczny Destatis – podwyżki cen energii elektrycznej i gazu spowodowały wzrost wydatków na tę grupę dóbr pomimo niższego zużycia. Rok wcześniej wydatki konsumpcyjne Niemców wzrosły o 4,6%.

Niemniej wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych w Niemczech spadają od 2009 r. z 76,4% do 71,4% PKB w 2021 r. W ub.r. wzrosły co prawda do 73,1% PKB, lecz był to skutek wzrostu kosztów utrzymania. Niemieccy pracownicy doświadczyli już półtora roku realnego spadku wynagrodzeń, w tym w I kw. br. o 2,3%. To pomaga obniżać inflację, ale obniża też popyt wewnętrzny. Czy zatem nie byłoby lepiej pobudzić wewnętrzny popyt, tak jak w Polsce?

„Ktokolwiek rozlewa pieniądze jak konewką w czasach wysokiej inflacji, przyczynia się tylko do jednego wzrostu: inflacji” – odrzuca takie sugestie minister gospodarki Robert Habeck.

Kryzys energetyczny

Przyczyny tej sytuacji są oczywiste i mniej lub bardziej dotyczą wszystkich gospodarek Europy. Po napaści Rosji na Ukrainę, wybuchu wojny i wprowadzeniu sankcji gospodarka Niemiec zrezygnowała z taniego źródła zasilania – rosyjskiego gazu. Przed wybuchem wojny Niemcy importowały 95% zużywanego gazu z zagranicy, w tym 55% z Rosji. Kryzys energetyczny pchnął w górę koszty produkcji i koszty utrzymania. Osłabił zagraniczny i wewnętrzny popyt.

Niemcy natychmiast przystąpiły do budowy dwóch stałych terminali LNG. Na razie wydzierżawiły pięć pływających jednostek magazynowania i regazyfikacji, a szóstą uruchomiło prywatne konsorcjum (z tego dwa terminale już działają). Z raportu monitorującej rynek surowców energetycznych firmy ICIS wynika, że kraje Unii Europejskiej sprowadziły w 2022 r. o 40 mln ton więcej LNG niż rok wcześniej, co odpowiada 10% całego światowego rynku, a udział Europy w imporcie skroplonego gazu wzrósł do 32%.

Choć wiadomo, że szantaż energetyczny Rosji wobec Europy poniósł klęskę, jest drożej. Wysokie ceny surowców energetycznych uderzyły w europejskie gospodarki (niektóre nawet wyłamały się z sankcji) i w ich konkurencyjność kosztową.

– W perspektywie krótkoterminowej niemieckie spółki zostały dotknięte skutkami takimi, jak wysoka inflacja i rosnące ceny surowców. Długoterminowy wpływ prawdopodobnie będzie polegał na tym, że energochłonne gałęzie przemysłu znalazły się pod presją w wyniku utraty taniego rosyjskiego gazu – powiedział nam dr Lars Gutheil, dyrektor generalny Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej. – Niemiecki rząd opracował już pakiet środków, które mają odciążyć w szczególności niemieckie małe i średnie przedsiębiorstwa, kręgosłup niemieckiej gospodarki, o ponad sześć miliardów euro – dodał.

Transformacja energetyczna ma zmniejszyć uzależnienie Europy od importu paliw kopalnych. Niemcy zaczęły ją już w 2000 r., wprowadzając rządowy program Energiewende. Jak podają Federalne Stowarzyszenie Energii i Gospodarki Wodnej BDEW i ośrodek badawczy AGEB, w 2022 r. udział energii ze źródeł odnawialnych w Niemczech w wyprodukowanej energii brutto zwiększył się do blisko 45%, czyli 256,2 TWh. Dziesięć lat temu było to o 100 TWh mniej. O kosztach dla niemieckiej gospodarki przesądzi teraz nie tylko sprawność napełniania magazynów gazem przed najbliższą zimą i zdolności do importu LNG, ale tempo zielonej transformacji. Badania pokazują jednak, że Niemcy będą musiały się liczyć także z koniecznością importu zielonej energii z krajów trzecich, gdyż od wyłączenia energetyki jądrowej prawdopodobnie nie ma już odwrotu.

„Największym wyzwaniem jest energia. Zastąpienie przez LNG gazu z rurociągów jest dużo droższe, a ceny gazu determinują ceny energii (…) Przemysł płaci za nią znacznie więcej niż w innych krajach. Około 2030 r. będzie energetyka odnawialna, ale problemem jest, co będzie w międzyczasie” – mówił podczas webinarium Ferdinand Pavel, szef konsultingu firmy doradczej EY dla sektora publicznego w Niemczech. Do 2030 r. 65% energii w Niemczech ma być produkowane z OZE.

Demografia dokłada swoje

Nie tylko spowodowana szantażem Rosji utrata dostaw taniej energii zasilającej gospodarkę jest wyzwaniem dla Niemiec na najbliższe lata, a może dekady. Jest nim – podobnie jak w większości krajów Zachodu, a także w Chinach – starzenie się społeczeństwa. Przy obecnym gospodarczym spowolnieniu stopa bezrobocia wynosi 5,6% i wciąż należy do najniższych od końca lat 70. ub. w., gdyż rocznie o ok. 300 tys. więcej osób przechodzi na emeryturę niż wchodzi na rynek pracy. W 2030 r. niedobór osób w wieku produkcyjnym szacowany jest na ok. 5 mln na ok. 45 mln zatrudnionych.

Instytut Badań nad Zatrudnieniem policzył w grudniu, że Niemcy potrzebują co roku co najmniej 400 tys. wykwalifikowanych pracowników, aby poradzić sobie z niedoborem siły roboczej. Parlament uchwalił w czerwcu plany przyciągnięcia większej liczby pracowników do większej liczby zawodów i wprowadził system punktowy uwzględniający doświadczenie zawodowe i kwalifikacje, nawet gdy te nie są potwierdzone dyplomem. Brak rąk do pracy odczuwany jest już w jednej szóstej z 1200 specjalizacji.

„Niedobór wykwalifikowanej siły roboczej jest uważany za jeden z największych hamulców wzrostu gospodarczego w Niemczech, a wykwalifikowanych pracowników brakuje wszędzie” – mówiła uzasadniając potrzebę ustawy minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser.

Nie tacy znowu atrakcyjni

Niektórzy ekonomiści twierdzą, że Niemcy tracą swoją pozycję atrakcyjnego miejsca dla inwestycji zagranicznych. Faktycznie od 2018 r. ich liczba co roku spada. Ale w czerwcu Intel zapowiedział budowę w Magdeburgu dwóch fabryk mikroprocesorów za ok. 30 mld euro. Największy producent chipów na świecie, tajwański TSMC, ma wybudować do 2027 r. fabrykę w Dreźnie za 10 mld euro. To najważniejsze inwestycje dla całej Europy. Czas pandemii i przerw w łańcuchach dostaw ujawnił nasze zapóźnienia w tym obszarze i doprowadził do uchwalenia półtora roku temu „Chips Act”, który ma spowodować, że w 2030 r. Europa w światowej produkcji chipów będzie miała 20% udziału.

Ale Intel i TSMC to tylko wierzchołek góry lodowej potrzeb inwestycyjnych niemieckiej gospodarki. Potrzebuje ona krajowych nakładów kapitałowych, zwłaszcza w sektorze małych i średnich firm (w Niemczech to przedsiębiorstwa zatrudniające do 499 osób), czyli „Mittelstand”. Jak do tego doprowadzić?

– Mniej biurokracji i szeroka reforma podatkowa z przyspieszoną amortyzacją mogą sprawić, że inwestowanie w Niemczech będzie bardziej atrakcyjne dla firm. Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa słusznie domaga się nie tylko wprowadzenia obniżonej ceny energii elektrycznej dla niektórych firm, ale także wprowadzenia zachęt inwestycyjnych dla odnawialnych źródeł energii wraz z obniżeniem podatku od energii elektrycznej – mówi nam Lars Gutheil.

Nowe technologie to rosnący, a być może już największym, obszar globalnej konkurencji na najbliższe lata. Nie na darmo Komisja Europejska niedawno zidentyfikowała w tym zakresie zapóźnienia Starego Kontynentu. Pytanie, czy Niemcy są w stanie wziąć udział w pogoni za Chinami i USA? W ostatnim Global Innovation Index ONZ kraj potomków Zygfryda zajął 8. miejsce na świecie. To nie jest pozycja lidera. Ale – zwróćmy uwagę na proporcje – Polska znalazła się na 38. miejscu, tuż za Turcją.

Odwrót od globalizacji

Ciosem dla niemieckiej gospodarki może być odwrót od globalizacji. Zaczął się on od wojen handlowych byłego prezydenta USA Donalda Trumpa wywołanych w 2018 r. Pandemia rozerwała łańcuchy dostaw, a zmiany geopolityczne nakazują przenoszenie ich do zaprzyjaźnionych obszarów globu. Nie jest pewne, czy będzie bezpieczniej, wiadomo natomiast, że będzie drożej. Zapowiada się kolejna fala kosztów, z którymi musi zmierzyć się globalna niemiecka gospodarka.

W Niemczech trwa gorąca dyskusja nad wzajemną zależnością tamtejszej gospodarki i gospodarki Chin. Kto na tym bardziej korzysta? Odpowiedź jest skomplikowana. Inwestycje w Azji, w tym w Chinach, zapewniały niemieckiemu przemysłowi niskie koszty produkcji i bliskość rosnącego rynku zbytu. Oczywiście najważniejszym sektorem był przemysł samochodowy. Eksport niemieckich aut był wart w 2021 r. 135 mld USD, czyli niemal 10% całego eksportu. Teraz chińscy producenci aut elektrycznych zdobywają przewagę we własnym kraju i szykują się do podboju Europy. Niemiecki przemysł motoryzacyjny musi znaleźć na to odpowiedź.

W 2021 r. największym odbiorcą niemieckiego eksportu (według danych Banku Światowego) były USA (144,6 mld USD), a potem Chiny (123,6 mld USD). Z USA Niemcy miały nadwyżkę handlową, ale z Chinami – deficyt. W 2022 r. niemiecki eksport do Chin spadł o 10 mld USD, lecz import wzrósł do 204,7 mld USD. Nadwyżka handlowa z USA wzrosła.

Dla większości ekonomistów szokiem był spadek nadwyżki handlowej Niemiec w 2022 r. Skurczyła się ona do 79,7 mld euro ze 175,3 mld euro rok wcześniej i była najniższa od 2000 r. Ale powodem tego był wzrost eksportu o 14,1% do 1,57 biliona euro przy wzroście importu o 24,1% do 1,49 biliona euro. A powodem wzrostu importu była wojna i wzrost cen surowców energetycznych. Po siedmiu miesiącach tego roku nadwyżka handlowa Niemiec wyniosła ponad 95 mld euro. Po półroczu była niemal taka, jak w całym 2022 r. To nie jest oznaka utraty konkurencyjności gospodarki, lecz bilans handlowy z Chinami pozostaje poważnym problemem.

Kiedy popatrzymy na dane o wzroście PKB w Niemczech i w Polsce – widać, że cykle gospodarcze niemal idealnie się synchronizują (choć w niektórych latach z pewnym interwałem) od końca potransformacyjnej recesji. Synchronizacja pogłębia się od 2004 r., czyli wejścia Polski do Unii Europejskiej. Obecnie Niemcy mają 28-procentowy udział w polskim eksporcie, a Polska 5,5% udziału w imporcie Niemiec i 5,8% w ich eksporcie. Można powiedzieć z dużym prawdopodobieństwem, że jeśli Niemcy czekają chude lata, Polskę czekają również. Tylko że problemy strukturalne polskiej gospodarki są znacznie głębsze i brakuje na nie adekwatnej odpowiedzi politycznej, której Niemcy już szukają.

Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK