Bankowość i Finanse | Gospodarka | Umiar nieunikniony

Bankowość i Finanse | Gospodarka | Umiar nieunikniony
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
O nieuchronności ekonomii umiaru, koniecznych zmianach świadomości społeczeństw i rządów oraz rozdarciu pomiędzy tym, co jest i być powinno – z prof. dr. hab. Marianem Gorynią rozmawiał Krzysztof Grad.

Panie profesorze, czy ekonomia umiaru przedkładająca racjonalność, dobro wspólne i umiar w skali globalnej, cywilizacyjnej nad interes jednostki, a nawet wolność wyboru konsumenta, ma realną szansę na przejście ze sfery dyskursu do życia codziennego?

– To jest nie tyle realna szansa, co nieunikniona konieczność. Zaczynamy sobie z tego zdawać sprawę na coraz większą skalę, aczkolwiek cały czas zbyt małą. I coraz szybciej, aczkolwiek zbyt wolno.

Ta sytuacja jest przykładem, jak wcześniejsza refleksja – wyprzedzająca prawdopodobny bieg wypadków niekorzystny dla naszej cywilizacji, bo potencjalnie mogący nawet doprowadzić do jej zagłady – może pozwolić na wcześniejsze zaradzenie grożącemu niebezpieczeństwu, pod warunkiem jednakże, że podjęte zostaną określone działania zapobiegawcze.

Nie mogę się zgodzić z pesymistyczną diagnozą dotyczącą dotychczasowej sytuacji zawartą w pana pytaniu. Na szczęście ekonomia umiaru jest już czymś, co na pewną (niestety tylko eksperymentalną albo dalece niewystarczającą) skalę w stosunku do wymogów sytuacji jest realizowane. Jako przykłady można podać intensywne prace nad wynalezieniem technologii zmniejszających zapotrzebowanie na energię, umożliwiających pozyskiwanie energii z takich źródeł, które są mniej obciążające dla środowiska, a także technologii ograniczających zużycie surowców i materiałów w procesach produkcji, a ponadto minimalizujących ogólnie skażenie środowiska.

Po stronie podażowej gospodarki zachodzą procesy częściowo uwzględniające postulaty ekonomii umiaru. Z podobną sytuacją mamy do czynienia po stronie popytowej – tam, gdzie dochodzi do wykorzystania przez człowieka wyrobów będących efektami działalności produkcyjnej. Mam tutaj na myśli zarówno pewne przejawy świadomego ograniczania konsumpcji niektórych artykułów (np. odzieży), zmiany w strukturze konsumpcji artykułów żywnościowych (np. ograniczenie spożycia mięsa), ale także podejmowane próby zmniejszania marnotrawstwa artykułów żywnościowych (poprawa technologii transportu, przechowywania, dystrybucji itp.), wzrost świadomości potrzeby segregacji odpadów, a także rozwój technologii odzyskiwania z odpadów użytecznych surowców, które mogą być poddane ponownemu wykorzystaniu w procesach produkcji. To tylko garść przykładów, których przytoczenie pokazuje jednak, że coś się dzieje, choć niestety powinno i może dziać się więcej. Nie ma lepszego narzędzia niż edukacja.

Czy ekonomia umiaru pozostaje koncepcją krajów rozwiniętych i zamożnych, które na nią stać? Czy ma rację bytu także w krajach, czy społeczeństwach najuboższych, w których wybory konsumentów są określane funkcją przeżycia?

– Ekonomia umiaru to postulat, wymóg, który musi zostać zrealizowany w odniesieniu do całości naszej cywilizacji. Tutaj nie mamy wyboru. Ziemia jest zbyt mała i zbyt gęsto zaludniona, aby w punkcie wyjścia akceptować zasadnicze odstępstwa. Zdążyliśmy już zrozumieć, że nasza planeta to system naczyń połączonych i efekty działalności człowieka, w szczególności te negatywne, mają charakter transgraniczny, do czego przyczynia się postępująca kompresja przestrzeni i czasu.

Musimy mieć jednak świadomość, że wprowadzenie jednolitych reguł w skali świata nie jest ani wskazane, ani możliwe. Wyniki dostępnych badań naukowych wskazują, że gdyby cała populacja globu w jakiejś niedługiej perspektywie miała osiągnąć przeciętny poziom dobrobytu społeczeństwa amerykańskiego albo niemieckiego, albo nawet polskiego, to ślad ekologiczny z tym związany oznaczałby zagładę naszej cywilizacji. Reprodukcja środowiska naturalnego przy takim obciążeniu nie nadążałaby za przyrostem skażenia.

Obciążenie dla środowiska generowane przez wzrost i rozwój gospodarczy różnych grup krajów jest bardzo zróżnicowane. Najwięcej zła czynią kraje najbardziej rozwinięte, czyli najbogatsze. Tam więc znajdują się największe rezerwy, jeśli chodzi o możliwości redukcji obciążeń środowiskowych. M.in. ta okoliczność przemawia na rzecz odejścia od sztywnej unifikacji rozwiązań w skali świata. Wynika to z realizmu polityczno-gospodarczego, który powinien kierować postępowaniem ludzkości w tej niezwykle ważnej sprawie. Kraje biedne, rozwijające się, będące na dorobku i aspirujące po prostu do lepszych standardów życia, powinny poddać się ograniczeniom wynikającym z postulatów ekonomii umiaru, ale uczynią to zapewne dopiero wtedy, gdy ujrzą istotne przejawy poświęcenia części możliwego przyrostu dobrobytu ze strony świata bogatego.

Warto sobie uświadomić swego rodzaju regułę moralną, która powinna obowiązywać: bogaty ma moralne prawo oczekiwać od biednego zachowań ograniczających obciążenie środowiska tylko wówczas, gdy sam poddaje się tej regule. Co więcej – postulat efektywności tego rodzaju działań wskazuje, że realna korzyść dla natury generowana przez prośrodowiskowe ograniczenie wzrostu gospodarczego może być większa w wypadku krajów bardziej rozwiniętych. Nie ma innego wyjścia, aniżeli prowadzenie nieustannego dialogu i negocjacji w tej  sprawie, by jednak na końcu osiągać skoordynowany w skali świata postęp. Alternatywą nie może tutaj być wyznawanie zasady, że każdy kraj będzie działał na własną rękę.

Wiara, że ekonomia umiaru wdroży się sama, byłaby naiwno­ścią. Stąd oprócz budowania świadomości, zasygnalizowanego powyżej, powinniśmy dużo miejsca poświęcić budowaniu regula­cji, które powinny postulaty ekonomii umiaru wprowadzać w ży­cie i egzekwować. Możliwe do wykorzystania jest tutaj szerokie instrumentarium środków polityki gospodarczej, które ogólnie można podzielić na środki o charakterze administracyjnym i środ­ki o charakterze finansowym.

Trudności z rozwiązywaniem tych problemów w skali świata wynikają m.in. z braku istnienia czegoś, co można by nazwać rządem światowym. W obowiązujących realiach geopolitycznych i gospodarczych nie potrafię wskazać lepszego mechanizmu aniżeli permanentne, trwałe negocjacje i dążenie do uzgadniania wysiłków prowadzących do globalnej racjonalności. Proces ten powinien mieć charakter powszechny, wielostronny i szanujący różnorodność realiów, w jakich znajdują się poszczególne państwa.

Aby to osiągnąć, nie ma lepszego narzędzia niż edukacja podbudowana badaniami naukowymi. Wiara, że samo się to rozwiąże, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Dla zapewnienia lepszej przyszłości naszym dzieciom, wnukom i prawnukom powinniśmy się zaangażować.

Co powinno, czy musi, się zdarzyć, aby ekonomia umiaru stała się polityką państw i ideą jednostek?

– Moim zdaniem, osiągniemy to wtedy, gdy równolegle zachodzić będą dwa procesy. Pierwszy to zmiana świadomości poszczególnych pojedynczych ludzi, która zacznie się – właściwie już się to dzieje – przekładać na przeobrażenia świadomości całych grup i społeczeństw. Przebudowa świadomości w tym zakresie jest warunkiem sine qua non. Drugi proces to przełożenie zmian w sposobie myślenia o zależnościach pomiędzy rozwojem społeczno-gospodarczym, dobrobytem i dobrostanem a ograniczeniami wyporności naszej planety na programy ugrupowań politycznych oraz coraz szersze uwzględnianie tych postulatów w procesach wyborczych, w formułowaniu rządów i w kreowaniu przez państwa polityki gospodarczej i – szerzej – rozwiązań we wszystkich praktycznie sferach życia.

Nie wiadomo, który z tych procesów jest pierwszy. Mamy tutaj do czynienia ze sprzężeniem zwrotnym. Można sobie wyobrazić taką sekwencję postępowania, że początek następuje w świadomości ludzi, np. pod wpływem wyników badań naukowych, i następnie dochodzi do przełożenia tych działań do sfery polityki. Ale z drugiej strony – może być także tak, że zdroworozsądkowa obserwacja rzeczywistości przez rozsądnych polityków (poparta następnie badaniami naukowymi) prowadzi do sformułowania świadomych postulatów środowiskowych, a w konsekwencji do ich wdrożenia. W pierwszym przypadku mamy więc do czynienia z autonomicznym początkowo procesem oddolnego budowania świadomości uwarunkowań środowiskowych rozwoju społeczno-gospodarczego i następnie przenoszenia jej na wyższe poziomy hierarchii społecznej. W drugim zaś można mówić o procesie indukowanym niejako z góry przez świadomych przywódców. W rzeczywistości te procesy zdają się przenikać i zazębiać.

Historia ludzkości pokazuje, że kierunek ewolucji naszej cywilizacji był jednak cały czas marszem w kierunku racjonalności globalnej, a więc drogą do lepszego życia z jednoczesnym spełnieniem warunku zachowania ciągłości istnienia.

Procesom tym jednak należy pomagać. Punkt wyjścia powinny stanowić wyniki badań naukowych, wykorzystywane następnie w procesach edukacji. Samo się to nie rozwiąże.

Jak uchronić się przed swoistym greenwashingiem ekonomii umiaru – pozostaniem jej reguł w sferze deklaratywnej, przy jednoczesnym realnym panowaniu reguł gospodarki rynkowej i maksymalizacji zysku?

– Kolejne trudne pytanie. Ale na każde pytanie jest jakaś odpowiedź. Najłatwiej byłoby odpowiedzieć, że trzeba doprowadzić do spełnienia słusznych postulatów ekonomii umiaru, czyli de facto racjonalności globalnej, ale jak dotąd nie wiemy, jak to zrobić. Próbujemy. Rozróżnienie sfery deklaratywnej (jak powinniśmy działać, by uratować naszą cywilizację przed zagładą wynikającą ze zderzenia nadmiernych rozmiarów konsumpcji z ograniczoną wypornością środowiskową Matki Ziemi?) i sfery realnej (jak de facto postępujemy?) ma tutaj kapitalne znaczenie. Niestety, spotykamy się tutaj ze swego rodzaju schizofrenią, rozdarciem, pomiędzy tym, co być powinno a tym, co jest.

Po pierwsze, postulaty ekonomii umiaru muszą znaleźć trwałe miejsce w naszych głowach – jeszcze raz przywołam hasła, takie jak edukacja szkolna, wykształcenie uniwersyteckie, badania naukowe, rola mediów. M.in. dlatego należy zapewniać ludziom w jak najszerszym możliwym zakresie edukację na poziomie wyższym, aby rozumieli ten świat i umieli się w nim roztropnie poruszać i mądrze korzystać z dobrobytu i dobrostanu. Absorpcja wiedzy dotyczącej środowiskowych uwarunkowań rozwoju społeczno-gospodarczego nie jest wcale procesem oczywistym i warto o tym pamiętać. Postulat ten odnosi się do wszystkich ludzi, bez względu na geografię społeczno-gospodarczą (kraje bogate i biedne) oraz bez względu na funkcje pełnione w życiu społeczno-gospodarczym (producenci, przedsiębiorcy, menedżerowie, inwestorzy, konsumenci, właściciele, interesariusze, właściciele oszczędności).

Po drugie, uważam, że niebezpieczeństwo swoistego rozjeżdżania się sfery deklaratywnej i realnej jest wcale niemałe. Widzimy to przecież na podstawie wielu przykładów. Nierzadko podkreśla się to w odniesieniu do wzorców stanowionych przez możnych tego świata przybywających na konferencje w Davos, u których często wypowiadanym frazesom o trosce dotyczącej ratowania środowiska towarzyszą podróże prywatnymi samolotami, cechujące się wręcz ekstremalnymi wskaźnikami zanieczyszczenia. Podobnie naganne bywają zachowania niektórych polityków. Rozjazd między poprawnością oficjalnych zaleceń a stylem osobistych praktyk konsumpcyjnych bywa czasami wręcz żenujący. Z żalem trzeba zauważyć, że dotyczy to niestety także niektórych rodzajów sportów, czy szerzej uprawianych przez ludzi hobby.

Po trzecie, ważne jest tutaj także to, jak zachowuje się każdy indywidualny człowiek. Minimalnym wymogiem i wyrazem naszej świadomości powinno być udzielenie sobie odpowiedzi na pytanie, jak w mojej praktyce życiowej uwzględniam i spełniam postulaty ekonomii umiaru? Krótka seria przykładów operacjonalizujących to zagadnienie: jak się odżywiam (np. ślad węglowy tego, co jemy; ile żywności marnuje się w naszym gospodarstwie domowym), w jaki sposób się ubieram (skłonności do nadkonsumpcji i marnotrawienia odzieży), jak mieszkam (zapotrzebowanie na energię, fotowoltaika), z jakich środków transportu korzystam, jaką wagę przywiązuję do segregacji śmieci?

Po czwarte, po raz kolejny przywołać tutaj należy szeroką rozumianą edukację, oświatę i trudną do przecenienia rolę mediów. Nienachalny, racjonalny, rozsądnie dawkowany przekaz ma w tej dziedzinie dużą moc sprawczą.

Co możemy robić na poziomie biznesu, sektora finansowego, banków, aby wspierać transformację w kierunku ekonomii umiaru, nie tracąc pozycji biznesowej?

– Wiara, że ekonomia umiaru wdroży się sama, byłaby naiwnością. Stąd oprócz budowania świadomości, zasygnalizowanego powyżej, powinniśmy dużo miejsca poświęcić budowaniu regulacji, które powinny postulaty ekonomii umiaru wprowadzać w życie i egzekwować. Możliwe do wykorzystania jest tutaj szerokie instrumentarium środków polityki gospodarczej, które ogólnie można podzielić na środki o charakterze administracyjnym i środki o charakterze finansowym. Sprawa jest niezwykle delikatna. Zgodnie z tradycją gospodarki rynkowej autonomia czy wolność konsumenta to swego rodzaju bożek. Konsument posiadający określoną siłę nabywczą jest królem i to on powinien decydować o tym, na co wyda posiadane przez siebie środki – tak można streścić dość powszechnie wyznawany dogmat.

Konsument ma prawo maksymalizować swoją użyteczność zgodnie ze stereotypem homo oeconomicus poprzez alokowanie środków na zakupy tych towarów i usług, które podwyższają jego odczucie dobrobytu. Następuje więc tutaj swego rodzaju konfrontacja pomiędzy dążeniem do zaspokojenia potrzeb konsumenta z myślą o maksymalizacji jego indywidualnej użyteczności, ze społecznymi konsekwencjami wyborów jednostkowych, które agregują się i mogą stanowić zagrożenie dla środowiska i całej cywilizacji. Jeśli tenże konsument jest nieświadomy konsekwencji środowiskowych jego wyborów zakupowych, to jest to pierwszy krok do katastrofy. Tak więc budowanie świadomości uwarunkowań ekonomii umiaru u konsumentów jest zagadnieniem podstawowym, ale niestety dość wolnym i wymagającym cierpliwości oraz konsekwencji.

Warto jeszcze raz podkreślić, że niestety nawet zachowania ludzi świadomych negatywnych konsekwencji ich wyborów konsumpcyjnych często stoją w sprzeczności z wiedzą, którą posiedli. Jest więc do wykonania niezwykle duża praca w przestrzeni pomiędzy „wiedzieć a zachowywać się”. Niebezpieczna jest tutaj skłonność ludzi do samorozgrzeszania się z popełnianych występków godzących w jakość środowiska. Pierwszym ogniwem w odpowiedzi na powyższe pytanie jest więc konsument, gdyż jego rola jest najważniejsza. Ułomności w zachowaniach konsumentów nie da się w całości zastąpić innymi środkami.

Drugim ogniwem jest producent. Tutaj także trzeba wskazać na działanie stereotypu homo oeconomicus. Zgodnie z nim, producent podlega swoistej presji maksymalizacji zysku albo maksymalizacji wartości firmy dla akcjonariuszy. Logika obowiązującego dążenia do maksymalizacji zysku prowadzi nierzadko do podejmowania działań niekorzystnych dla jakości środowiska, bo dbanie o środowisko jest po prostu dodatkowym kosztem, który zmniejsza zyski. W tym wypadku kluczową rolę odgrywa świadomość właścicieli, przedsiębiorców, menedżerów, a także pracowników zatrudnionych w firmach. Także tutaj znajomość podstawowych kanonów ekonomii umiaru jest niezwykle ważna i trudna do przecenienia.

W obowiązujących realiach geopolitycz­nych i gospodarczych nie potrafię wskazać lepszego mechanizmu aniżeli permanentne, trwałe negocjacje i dążenie do uzgadniania wysiłków prowadzących do globalnej racjonalności. Proces ten powinien mieć charakter powszechny, wielostronny i szanujący różnorodność realiów, w jakich znajdują się poszczególne państwa.

Na podobnej zasadzie można rozumować w odniesieniu do zachowań banków, które finansują zarówno producentów, jak i konsumentów. Także tutaj zarządy, menedżerowie oraz pracownicy odgrywają ważną rolę w selekcjonowaniu dofinansowania tych aktywności konsumpcyjnych i produkcyjnych, które przecież każdorazowo niosą za sobą określone konsekwencje dla środowiska.

Na samym końcu mojego rozumowania pojawia się państwo, a właściwie państwa, bo przecież we współczesnej gospodarce światowej skala powiązań pomiędzy krajami jest tak duża, że nie sposób od nich abstrahować. Państwo, oprócz oczywistych zadań w sferze edukacji i budowania świadomości zagrożeń wynikających z nadmiernie intensywnej działalności człowieka, powinno także spełniać funkcje definiowania, wyznaczania, wdrażania i egzekwowania określonych standardów odnoszących się do konsumpcji, produkcji, działalności finansowej, i de facto do wszelkich form aktywności człowieka, z myślą o zapewnieniu ciągłości naszej cywilizacji. Tutaj z kolei wielkie znaczenie ma świadomość zagadnień ekonomii umiaru u polityków i pracowników administracji. To zadanie niezwykle trudne i odpowiedzialne. Tytułem przykładu można wskazać dwie okoliczności czy założenia, które należy uwzględnić.

Po pierwsze, działania regulacyjne państw powinny odbywać się w warunkach zachowania zasad demokracji, a więc wszelkie zabiegi regulacyjne powinny zakładać na dłuższą metę posiadanie przyzwolenia społecznego, co nie jest łatwe szczególnie w okresie przesileń cywilizacyjnych, a przecież właśnie w takich warunkach przyszło nam żyć. Po drugie, działalność wszystkich państw w skali świata powinna podlegać uzgodnieniom i koordynacji, albowiem wysiłki na rzecz zapewnienia racjonalności globalnej, czyli trwania naszej cywilizacji w długim okresie, podejmowane przez pojedyncze państwa mogą okazać się bezproduktywne; lub co najmniej niezadowalające ze względu na istnienie negatywnych efektów zewnętrznych. Najprościej rzecz ujmując, efekty te sprowadzają się do rozprzestrzeniania się negatywnych skutków środowiskowych działalności produkcyjnej i konsumpcyjnej człowieka poza miejsca, gdzie jest ona prowadzona.

Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK