Bankowość i Finanse | Gospodarka | Niebezpieczeństwo wojny na Wschodzie wymusi zmiany w polskiej gospodarce

Bankowość i Finanse | Gospodarka | Niebezpieczeństwo wojny na Wschodzie wymusi zmiany w polskiej gospodarce
Nasz rozmówca: Profesor nauk ekonomicznych, dr hab. specjalizujący się w zakresie zarządzania. W latach 1993-2011 rektor, noszącej imię jego ojca, Akademii Leona Koźmińskiego. Członek korespondent Polskiej Akademii Nauk. Fot. Archiwum prywatne
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Może być konieczne wprowadzenie elementów gospodarki wojennej. A gospodarka wojenna opiera się na tablicy przepływów międzygałęziowych. Czyli krótko mówiąc, opiera się na filozofii input-output w jednostkach naturalnych, a nie monetarnych – mówi profesor Andrzej Koźmiński, były rektor Akademii im. Leona Koźmińskiego w rozmowie z Pawłem Jabłońskim.

Jak długo jeszcze będziemy walczyli ze zbyt szybkim wzrostem cen? Czy jest szansa, że inflacja w ciągu paru miesięcy wróci do zakładanego poziomu?

– Nie. Spodziewam się, że inflacja będzie się długo utrzymywać na poziomie wyższym od celu inflacyjnego. Czyli będzie wynosić mniej więcej 4-5%. Nie mogę dokładnie powiedzieć, jak długo to będzie trwać, ale na pewno tak długo, jak długo będziemy zasypywani ogromną ilością nowego pieniądza, który będzie szedł m.in. na rozbudowę armii. To z całą pewnością będzie działało proinflacyjnie.

Sądzę także, że obecna niejasna sytuacja przyczyni się do zerwania najróżniejszych łańcuchów dostaw na całym świecie, a to z kolei zaowocuje wyższymi cenami i kosztami. W związku z tym nie widzę perspektywy jakiegoś szybkiego obniżenia się stopy inflacji.

Kolejna rzecz jest taka, że możemy oczekiwać pewnego wzrostu inflacji związanego z ożywieniem gospodarczym, a u nas można się go spodziewać w związku z zapowiadanymi wieloma inwestycjami wynikającymi z dopływu środków europejskich. Dodatkowo powinno nastąpić ożywienie związane z rozwojem przemysłu zbrojeniowego, co jest nieuniknione w związku z agresywną postawą Rosji.

Czy to źle, że inflacja będzie utrzymywać się na obecnym podwyższonym poziomie? Wprawdzie spadnie dług publiczny względem PKB, ale dla gospodarki, dla oszczędności ludzi to chyba bardzo niedobra sytuacja?

– Oczywiście to nie jest dobra wiadomość dla ludzi, którzy z trudem równoważą budżety domowe. Rachunki w sklepach będą wyższe. Natomiast z punktu widzenia państwa to ten tzw. podatek inflacyjny jest atrakcyjnym kąskiem. Niestety nikt nie wie, jak długo możemy taką sytuację utrzymywać.

Powinniśmy walczyć z taką utrzymującą się uporczywą, ale nie za wysoką inflacją? Czy może powinniśmy godzić się z tym?

– Słowo „walczyć” jest metaforą, która tutaj niekoniecznie pasuje. Można oczywiście utrzymywać stopy procentowe na relatywnie wysokim poziomie, takim jak obecnie. I ja popieram utrzymywanie stóp procentowych przez najbliższy czas na obecnym poziomie. Nic innego na dobrą sprawę nie możemy robić, bo np. operacje otwartego rynku nie wchodzą w grę. Można oczywiście dokonywać pewnych oszczędności, które zmniejszyłyby poziom inflacji, ale w Polsce nie jesteśmy w tej chwili w nastroju do oszczędzania. Wręcz odwrotnie, mamy czas wyborczy, a u nas czas wyborczy jest zawsze, dlatego nigdy nie ma warunków do oszczędzania. Zawsze natomiast są warunki do rozdawania. Co jakiś czas będzie się pojawiała taka czy inna grupa społeczna, która będzie przedstawiała „słuszne” żądania i tym żądaniom nie będzie można w żaden sposób odmówić.

Kiedy mówi pan o tych żądaniach, to ten przymiotnik – słuszne – trzeba wziąć w cudzysłów?

– Z tym jest różnie. Jeżeli np. weźmiemy edukację i naukę, no to żądania dosypania pieniędzy są tutaj chyba słuszne, a to dlatego, że wydatki na nie są na wyjątkowo niskim poziomie. Podobnie rzecz się ma z wydatkami na służbę zdrowia. Ona wymaga bardzo gruntownej reformy, której efekty przyszłyby po pięciu-dziesięciu latach. W związku z tym nikt takiej reformy się nie podejmie. Jej efekty mógłby sobie przypisać dopiero następny rząd. A my mamy całkowity brak jakiejkolwiek empatii w stosunku do przeciwników politycznych. Dlatego zamiast reformy służby zdrowia mamy jedynie bieżące łatanie dziur.

Powiedział pan, że w obecnych politycznych i gospodarczych warunkach nasz bank centralny powinien raczej utrzymywać stopy procentowe na obecnym poziomie. Czy są jeszcze jakieś inne działania, które NBP powinien obecnie podjąć?

– Sądzę, że bank centralny powinien przede wszystkim dbać o to, żeby cały system bankowy był zdrowy. U nas poziom rezerw, jak i cały nadzór bankowy, są w zasadzie skonstruowane prawidłowo, tylko ten nadzór musi być wykonywany przez właściwych ludzi. Nie wiem, czy to się dziś zmieniło na korzyść, bo w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości było z tym bardzo kiepsko. Wspomnę tylko sprawę likwidacji Getin Banku, bo to była niebywała historia, która prawdopodobnie w ostatecznym rachunku będzie kosztowała państwo miliardy.

Wspomniał pan o nieuniknionej rozbudowie naszego przemysłu zbrojeniowego, czy w związku z rosnącym niebezpieczeństwem wybuchu wojny z Rosją powinniśmy przygotować w jakiś sposób do tego nasz budżet, gospodarkę i społeczeństwo?

– Ja już dawno pisałem o tym, że w takiej sytuacji może być konieczne wprowadzenie elementów gospodarki wojennej. A gospodarka wojenna opiera się na tablicy przepływów międzygałęziowych. Czyli krótko mówiąc, ona się opiera na filozofii input-output w jednostkach naturalnych, a nie monetarnych. Chodzi o to, żeby uzyskać jako efekt końcowy odpowiednią ilość uzbrojenia i różnego rodzaju środków niezbędnych na czas wojny. To oczywiście będzie musiało się odbyć kosztem produkcji na potrzeby cywilne. Mało kto wie, że w Stanach Zjednoczonych w roku 1944 sprzedano dosłownie tylko 86 samochodów osobowych. Po prostu w tym czasie cały amerykański przemysł pracował wyłącznie na potrzeby armii.

Niedawno „Economist” podawał podobne dane o Anglii w czasie II wojny światowej. Tam też w tamtych latach nie produkowano choćby sprzętu sportowego czy AGD.

– W Wielkiej Brytanii w tamtym czasie przede wszystkim było racjonowanie żywności, które zostało zniesione dopiero chyba w 1947 r. Cóż, pewne elementy gospodarki wojennej i nas czekają. Ale my mamy dość roszczeniowe i kapryśne społeczeństwo, zatem trzeba będzie mu to jakoś osłodzić. Nie wiem, jak to zrobić. Niech się nad tym premier zastanowi. Ale możliwe, że podejmie decyzję, iż zasypujemy problemy pieniędzmi. Uruchamiamy maszyny drukarskie i finansujemy potrzeby bez ograniczeń. I taka decyzja jest dość prawdopodobna.

Ale wtedy inflacja na poziomie 5% będzie się utrzymywała tylko początkowo, a potem ceny wystrzelą. To jest prawdopodobne, bo nie mamy polityków, którzy byliby w stanie powiedzieć paniom, że nie będzie sześciu rodzajów kremów do stóp. Ale za to będą smary do karabinów zrobione z tych samych surowców. Bo po takim ogłoszeniu te panie będą bardzo niezadowolone, a politycy się tego boją, bo te panie nie będą już chciały na nich głosować.

Ale to oznacza, że w czasie takiej gospodarki wojennej trzeba będzie zamrozić przynajmniej niektóre prawa obywatelskie?

– To delikatne pytanie, które zadał pan niewłaściwej osobie, bo ja polityką się nie zajmuję. Natomiast historia uczy, że na ogół tego rodzaju przedsięwzięcia wiążą się ze wzrostem autorytaryzmu w rządzeniu. I tak jest, nawet w krajach skrajnie demokratycznych, jak Wielka Brytania, w której w momencie jak się tylko wojna skończyła, zaraz odwołano Winstona Churchilla z funkcji premiera. Ale w czasie wojny to rządził on twardą ręką. I to samo prawdopodobnie będzie musiało być w jakiejś mierze i u nas. Tylko nie wiem, czy u nas to jest w ogóle możliwe.

Ja silnej władzy w Polsce nie pamiętam. Nawet rządy Władysława Gomułki też za silne nie były, a po nim wszyscy byli już słabi. Jednak moim zdaniem jakaś forma silniejszej władzy będzie potrzebna. Militaryzacja nieuchronnie do takich rzeczy prowadzi i tego uniknąć się nie da. Co więcej, ja bym temu nie przeciwdziałał, a to dlatego, że jeżeli mamy być zdolni do obrony, to musimy być w miarę uporządkowani, bo inaczej to naprawdę będzie źle. Prawdopodobnie po wyborach prezydenckich możemy się dowiedzieć czegoś o przyszłości.

Po wyborach prezydenckich pewno usłyszymy, ile prąd zdrożeje?

– Po wyborach wiele rzeczy zdrożeje. A o cenie prądu słyszałem, że wzrośnie o około 20%, co oznacza, że inflacja powinna zmieścić się w tych granicach 5%.

A jak ta nasza gospodarka ma przestawić się na wojenne tory, jeżeli ona już dziś ma kłopoty? Energetyka wymaga inwestycji, siada eksport, złoty się umacnia i jeszcze te wysokie stopy procentowe.

– To musiałoby być oparte na systemie zamówień rządowych. Trzeba to zrobić tak, jak zrobiono w Ameryce w czasie wojny. Tam gospodarkę ustawiał wówczas Wassily Leontief, laureat Nagrody Nobla, którego domeną była właśnie gospodarka wojenna oparta na systemie przepływów międzygałęziowych. Żeby taką gospodarkę stworzyć, trzeba uruchomić system zamówień rządowych i rezerw, które będą sterować przepływem surowców. Taki system działał również w Polsce w czasach, gdy Hilary Minc kierował Komisją Planowania Gospodarczego. Ten system trzeba będzie przynajmniej częściowo zastosować. Niestety ma on zasadniczą wadę, bo uniemożliwia optymalną alokację zasobów i hamuje postęp techniczny. Ale przynosi oczekiwane efekty. Do tego trzeba stworzyć specjalne laboratoria, w których opracowuje się najnowsze techniki. Tak jak Amerykanie w czasie wojny stworzyli ośrodek Los Alamos do opracowania bomby atomowej.

To, o czym mówimy, to jest pesymistyczna prognoza. Ale są chyba jakieś bardziej optymistyczne warianty?

– Mam nadzieję, że skończy się na odstraszaniu, a nie działaniach wojennych. Ja nie zachęcam do układania się z Rosjanami, bo oni po prostu nie dotrzymają żadnej umowy. Natomiast to wcale nie oznacza, że nie mamy mieć z nimi żadnych kontaktów, to byłby absurd. Czyli musimy przetrwać czas odstraszania i doczekać do czasu, gdy oni zrezygnują z agresywnych planów.

Jak szybko powinniśmy zacząć wdrażać choćby częściowo tą wojenną gospodarkę?

– Od razu.

To znaczy, że czeka nas bardzo niepewny okres, połączony z inflacją. Czy zatem to już jest czas, by iść do kantoru po dolary czy złoto?

– Tak. Niestety nie widzę w tej całej perspektywie żadnych elementów optymistycznych. Choć są tacy, którzy pokładają nadzieję w Chińczykach. Bo oni mogą być teraz zainteresowani tym, co się u nas dzieje. Do tej  pory się nami poważnie nie zajmowali. Natomiast w momencie, w którym powstanie sojusz rosyjsko-amerykański, to wtedy Chińczycy mogą się tutaj pojawić, i to raczej w pozytywnym znaczeniu. Choć, moim zdaniem, na razie droga do tego jest jeszcze bardzo długa.

Jeżeli nasza przyszłość jest tak niepewna, wręcz niebezpieczna, to co powinien w tej sytuacji robić rząd w gospodarce?

– Z takich praktycznych działań to trzeba uwolnić ceny prądu i doprowadzić do sytuacji, w której będziemy choćby częściowo samowystarczalni energetycznie. Druga sprawa to dofinansowanie edukacji i nauki.

Rząd powinien jeszcze uporządkować tak zwane spółki Skarbu Państwa, bo to jeszcze nie zostało do końca zrobione. A niewątpliwie trzeba je poddać profesjonalnemu zarządzaniu i oczyścić z pasożytów, które tam ciągle siedzą. Natomiast niech działa sektor prywatny. Trzeba mu dać maksymalnie dużą swobodę.

Popieram utrzymywanie stóp procentowych przez najbliższy czas na obecnym poziomie. Nic innego na dobrą sprawę nie możemy robić, bo np. operacje otwartego rynku nie wchodzą w grę. Można oczywiście dokony­wać pewnych oszczędności, które zmniejszyłyby poziom inflacji, ale w Polsce nie jesteśmy w tej chwili
w nastroju do oszczędzania. Wręcz odwrotnie, mamy czas wyborczy, a u nas czas wyborczy jest zawsze, dlatego nigdy nie ma warunków do oszczędzania.

Ponad to uważam , że rząd w tej sytuacji nie powinien za dużo zajmować się gospodarką. On powinien pozwolić działać tym siłom, które już istnieją. Czyli z jednej strony inwestycjom publicznym, które są nakręcane przez europejskie pieniądze, a z drugiej strony inwestycjom zbrojeniowym, które są nakręcane przez sytuację polityczną i również przez pieniądze europejskie.

Firmy prywatne od dawna działają z mniejszą lub większą swobodą, ale za to od paru lat prawie w ogóle nie inwestują.

– Ludzie nie inwestują swoich pieniędzy, bo się boją, że je stracą. W związku z tym trzeba starać się zapewnić ich, że nie stracą pieniędzy, a to stanie się wtedy, gdy rząd nie będzie zbyt aktywny. Bo jeżeli rząd zacznie być aktywny, to prawdopodobieństwo utraty pieniędzy jest znaczne. Uważam, że członkowie rządu powinni mieć obowiązkowy trzymiesięczny urlop i pięciogodzinny dzień pracy oraz wyższe uposażenia. Wtedy naprawdę prywatny sektor zacznie inwestować. Inaczej będzie jak za czasów rządów PiS, czego najlepszym przykładem jest niewiarygodna zupełnie historia tzw. Polskiego Ładu, która jest komiczna i tragiczna. Jeśli się porówna etykietkę tego programu z jego zawartością, to przecież to był horror. Żaden przedsiębiorca, który to widział, nie zaryzykuje swoich pieniędzy. Przecież musiałby oszaleć. Natomiast jeżeli takich programów, jak Polski Ład, nie będzie, jeżeli rząd się uspokoi, przestanie wymyślać takie cuda, to na pewno będzie lepiej.

Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK