Auto w cenie kawalerki. W przyszłym roku ceny nowych samochodów wzrosną aż o 20 proc.?

Auto w cenie kawalerki. W przyszłym roku ceny nowych samochodów wzrosną aż o 20 proc.?
Fot. stock.adobe.com/Photographee.eu
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Tylko w przyszłym roku ceny nowych samochodów mogą wzrosnąć nawet o 20% - szacuje Carsmile. Polityka UE zmierzająca do stopniowej eliminacji silników spalinowych będzie skutkować dalszymi podwyżkami w kolejnych latach. W efekcie, za kilka lat zakup kompaktowego SUV-a może być porównywalny do inwestycji w... kawalerkę.

Polityka UE zmierzająca do stopniowej eliminacji silników spalinowych będzie skutkować dalszymi podwyżkami cen samochodów w kolejnych latach #samochody

Od przyszłego roku 95% samochodów sprzedawanych na terenie UE będzie musiało spełniać nowy limit średniej emisji CO2, wynoszący 95 g CO2/km. Jest to wartość uśredniona, limity będą uzależnione od masy pojazdu. Producenci, którzy nowej normy nie spełnią, będą płacić ogromne kary, wynoszące 95 euro za każdy gram dwutlenku węgla ponad limit. Kary będą naliczane od każdego sprzedanego samochodu.

Ponieważ producenci samochodów są w stanie ograniczyć emisje tylko w przypadku wybranych modeli, branża nie ukrywa, że w przyszłym roku czekają nas spore podwyżki cen nowych samochodów. Jak duże one będą? Branża mówi: ceny wzrosną o 10-20%. Eksperci Carsmile sprawdzili, ile dokładnie mogą wynieść podwyżki.

Czytaj także: Czarne skrzynki i 8 innych systemów będzie obowiązkowych we wszystkich nowych samochodach. Ceny pójdą w górę?

12 tysięcy więcej za samochód

Średnia emisja CO2/km w samochodach zarejestrowanych w 2018 r. w Unii Europejskiej wyniosła 120,5 g. To o 25,5 g więcej od nowego limitu. Przy utrzymaniu ubiegłorocznych poziomów emisji, oznaczałoby to konieczności zapłaty przez producenta 2 422,5 EUR kary od jednego pojazdu (dokładnie w 2020 roku od 95% sprzedanych aut, a od 2021 r. już od wszystkich). Przyjmując, że producent doliczyłby karę w całości do ceny samochodu, dałoby to średnią podwyżkę w Polsce o 12 753 PLN brutto przy obecnym kursie euro.

Czytaj także: Niekorzystne perspektywy przed branżą motoryzacyjną >>>

Trzy najchętniej sprzedawane modele w 2018 roku to Skoda Octavia, Skoda Fabia i Opel Astra. W ich przypadku założona podwyżka o 12,8 tys. zł oznaczałaby wzrost obecnej ceny katalogowej najtańszej wersji średnio o 21%. Liczbę tę należy traktować jedynie jako zgrubny szacunek czekających nas podwyżek cen nowych samochodów, a nie konkretną zmianę prognozowaną dla tych trzech modeli.

Elektryk dwa razy droższy

Co wydarzy się na rynku w kolejnych latach? Polityka UE zmierza zdecydowanie w kierunku ograniczenia liczby pojazdów z silnikami spalinowymi i wymuszenia na producentach inwestycji w auta elektryczne i hybrydy, co skutkować będzie dalszymi podwyżkami cen. Z szacunków Carsmile wynika, że dziś średnia cena nowego samochodu elektrycznego sprzedawanego w Polsce jest dwukrotnie wyższa od najbardziej zbliżonego do niego modelu z silnikiem benzynowym. Dokładnie uśredniona różnica dla sześciu przebadanych modeli (Opel Corsa E, Mazda MX-30, E-golf, Renault Zoe, Mercedes EQC oraz Audi eTron) wynosi 101%. Jest to spowodowane droższą technologią produkcji samochodów elektrycznych oraz generalnie lepszym wyposażeniem tego typu pojazdów.

– Obecna różnica w cenie aut elektrycznych i tych z silnikiem benzynowym można traktować jako zakres możliwego wzrostu cen samochodów w nadchodzących latach. Poprzez podwyżki cen branża „odbije sobie” rosnące nakłady na rozwój elektromobilności, jak również wszelkie kary czy nowe podatki ekologiczne, które będzie musiała zapłacić. Jest więc bardzo prawdopodobne, że za 5 lat popularne modele będą po prostu dwa razy droższe niż obecnie, stając się dobrami luksusowymi  – ocenia Łukasz Domański, prezes Carsmile.

Oznaczałoby, że samochód wart np. 100 tys. zł,w perspektywie kilku lat zdrożałoby nawet do 200 tysięcy. Za taką kwotę można już kupić… kawalerkę. Z danych serwisu Domiporta wynika, że taka jest obecnie średnia cena kawalerki w nowym budownictwie w Łodzi. Dobrym przykładem popularnego samochodu kosztującego obecnie ok. 100 tys. zł jest Nissan Qashqai (cena katalogowa modelu N Connecta).

Problem tylko w tym, że samochód to kiepska inwestycja – traci mniej więcej połowę wartości w ciągu trzech pierwszych lat użytkowania, a na rynku nieruchomości mamy boom, w wyniku którego tylko w ostatnim roku mieszkania zdrożały średnio o 13,5% (dane NBP za II kw. br. zmiana rok do roku). Nowe samochody tracą na wartości średnio 47% w ciągu pierwszych 24 miesięcy i 59 w ciągu 60 miesięcy od opuszczenia bramy salonu (dane dla: Focus 1.0 125 KM Trend Edition Business).

Koniec z kupowaniem aut?

Jakie następstwa dla sposobu użytkowania samochodów będą miały zmiany zachodzące w branży motoryzacyjnej?

– Spodziewamy się dwóch trendów. Po pierwsze coraz większą popularnością będzie cieszyło się używanie samochodów, czy to w formie abonamentów czy carsharingu, zamiast ich kupowania na własność. Do takich form „zmuszą” nas rosnące ceny pojazdów, ale też wszelkie antysmogowe ograniczenia w ruchu, np. zakaz wjazdu do centrów miast samochodów innych niż elektryczne. Używanie auta zamiast posiadania wpisuje się ponadto w ogólnoświatowy trend do słuchania muzyki w Spotify, oglądania filmów w Netfliksie czy użyczania własnego mieszkania turystom w serwisie  AirBnb – ocenia Michal Knitter, wiceprezes Carsmile.

Internet zamiast salonów

Drugi trend, którego oczekuje Carsmile, to stopniowe odchodzenie od sprzedaży samochodów w salonach.

– Zmiana kosztownego modelu dystrybucji na rzecz sprzedaży aut przez internet, to jeden ze sposobów, w jaki branża będzie próbowała zniwelować część rosnących kosztów produkcji aut -uważa Łukasz Domański. W ocenie Carsmile, przejście z systemu sprzedaży samochodów w salonach do modelu online, pomimo związanych z tym inwestycji w IT, powala obniżyć koszty dystrybucji o ok. 20%.

Źródło: Carsmile