Wydarzenia i Opinie | Felieton | Nowy „wspaniały” świat
Nie każde pożegnanie musi napełniać smutkiem. Każde natomiast daje pewność, że coś się właśnie skończyło. Niepewnym pozostaje jedynie to, co przed nami.
Nie każde pożegnanie musi napełniać smutkiem. Każde natomiast daje pewność, że coś się właśnie skończyło. Niepewnym pozostaje jedynie to, co przed nami.
Każdemu, przynajmniej raz na jakiś czas, zdarza się wpaść na jakiś pomysł, na którym można by zarobić. Rzadko jednak ktoś go patentem zastrzega. A szkoda, bo potem inni go za darmo wykorzystują.
Może jeszcze nie spełniło się chińskie przysłowie, a jak niektórzy mówią – klątwa, i nie żyjemy, jak dotąd, w ciekawych czasach. Za to bez wątpienia żyjemy w rozdwojonym świecie. Bo niby wciąż jeszcze funkcjonujemy w realu, ale coraz więcej myślimy o wirtualu. I coraz więcej załatwiamy tam spraw; i coraz chętniej tam przebywamy.
Kabaret to z definicji „niewielkie widowisko o charakterze satyrycznym, humorystycznym i rozrywkowym, prezentowane przez małą grupę wykonawców”. Teoretycznie z życiem wiele wspólnego nie ma – choćby tylko ze względu na ilość występujących. Co wcale nie oznacza, że życie nie może przerosnąć kabaretu.
Człowiek, przynajmniej w myśl teorii ewolucji, nie pojawił się szóstego dnia stworzenia. A jeśli nawet tak było, to nie jako stworzenie ulepione z pyłu ziemi, ale jako owoc doboru naturalnego. I jak każdy owoc musiał dojrzeć.
Czerwcowy numer poświęciliśmy cyfrowej rewolucji w bankowości, dokładniej zaś bezpieczeństwu instytucji finansowych i ich klientów. Piszemy także o dniu dzisiejszym i przyszłości bankowości spółdzielczej w Polsce.
Majowy numer poświęciliśmy walce z pandemią koronawirusa oraz transformacji cyfrowej w banku. Minister Małgorzata Jarosińska-Jedynak mówi o wykorzystaniu unijnych funduszy w ratowaniu gospodarki i przedsiębiorców, a Rafał Sonik, ale nie tylko on, o działaniach rządu i banków.
I oto nastał nam nowy rok. I nowe przynosi wyzwania, jakbyśmy starych dosyć nie mieli. A na dodatek niektórzy jakieś tam postanowienia noworoczne porobili i teraz dumają, czy aby warto było…
Demokracja to – według „Encyklopedii PWN”: „forma ustroju politycznego państwa, w którym uznaje się wolę większości obywateli jako źródło władzy i przyznaje się im prawa i wolności polityczne gwarantujące sprawowanie tej władzy”. Najbardziej rozpowszechnionym jej typem jest demokracja pośrednia, zwana też przedstawicielską, charakteryzująca się tym, że obywatele mają prawo do wymieniania, co jakiś czas, przynajmniej części aparatu politycznego państwa – co czynią w trakcie wyborów powszechnych do parlamentu. I wszystko byłoby OK, gdyby nie to, że w naszych czasach nie demokracja jest najważniejsza, a sukces. A skoro ten jest niepełny, to trzeba zakwestionować, choćby częściowo, wyniki wyborów. Bo przecież niedoświadczony (by nie rzec: głupi) naród wybrał nie tak, jak trzeba było. I niektórzy wybierani sukcesu nie osiągnęli, a skoro nie osiągnęli, to i szczęśliwi być nie mogą.
W dziwnych zaiste żyjemy czasach, może nawet nie tyle dziwnych, co dualnych. Oto bowiem publicznie coraz więcej mówi się o moralności, a równocześnie robi równie wiele, co z moralnością nic wspólnego nie ma. Wydawałoby się, że powszechnie obowiązuje przykazanie nie kradnij, a przecie coraz więcej osób, czy organizacji, jak tylko może, przykazanie owo omija. Niby mamy własność prywatną, ale nie brakuje takich, którzy woleliby, aby była tylko własność wspólna. Coraz więcej chcemy mieć, ale najlepiej, żebyśmy nic na to nie wydawali. Niby uczestniczymy w obiegu kredytowym, ale najchętniej w jedną tylko stronę…
Potęgę państwa buduje się nie różnorodnymi oświadczeniami, deklaracjami czy agitacjami, ale codzienną ciężką pracą. Zgodnie zresztą z porzekadłem, które powiada, że „nauką i pracą ludzie się bogacą”. A skoro ludzie to i narody – wszak naród, według Słownika języka polskiego PWN, to ogół mieszkańców pewnego terytorium mówiących jednym językiem, związanych wspólną przeszłością oraz kulturą, mających wspólne interesy polityczne i gospodarcze. Jeśli zaś zamieszkuje określone terytorium, niejako automatycznie uważa go za swoje państwo. Ono zaś to nic innego jak zorganizowana politycznie społeczność, mająca swój rząd i swoje prawa.
Każdemu z nas zdarzają się takie dni, a przynajmniej chwile, że powtarza znane powiedzonko – Boże spraw, aby mi się tak chciało, jak mi się nie chce. Są wszakże i tacy, którzy idą jeszcze dalej i mruczą pod nosem – Boże spraw, aby to innym się tak zachciało, jak mi się nie chce.
Współczesny świat to wielki tygiel pomieszanych wyznań, kultur, narodowości, finansów, przekonań, wolności, nakazów i zakazów, wywiadów i kontrwywiadów, agentów dobra, agentów zła i jeden Pan Bóg wie czego jeszcze.
Światem zaczęła rządzić jesień,
Topi go w żółci i czerwieni.
A ja tak pragnę, czemu nie wiem,
Uciec pociągiem od jesieni…
Onegdaj, gdy byłem jeszcze na tyle młody, że obejmował mnie obowiązek szkolny, co i rusz słyszałem słowa: ucz się dziecko, ucz; bo nauka to potęgi klucz.
Homo sapiens sapiens, czyli człowiek rozumny właściwy tak naprawdę nie jest ani rozumny, ani właściwy. To znaczy nie jest takim w XXI wieku. Zagubił gdzieś swoją rozumność, właściwa zaś stała mu się pogoń za zdobyczami. I wcale nie są to zdobycze intelektualne…
5 tysięcy bankowców z całej Polski przybyło w drugi weekend maja do Częstochowy. Była to już ich 30. Ogólnopolska Pielgrzymka na Jasną Górę.
Dawniej człek żył zgodnie z prawami natury. Jak następowała jesień, mężczyzna wiedział, że – chcąc nie chcąc – musi iść do lasu upolować parę zwierzaków, oprawić je, zasolić, wysuszyć, uwędzić, zapeklować, przetwarzać – słowem, zrobić wszystko, co należy, by zimą było co do gęby włożyć. A że po zjedzeniu słonego pić się zwykle chce, musiał jeszcze w wolnej chwili coś nastawić i przedestylować. Kobieta wiedziała, że trza jej za gary się brać, porobić dżemy, konfitury, kompoty, przetwory owocowe i warzywne. I wszyscy byli zadowoleni, bo każden wiedział, co czynić wypada.
Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? – czytamy w Księdze Hioba (7,1). Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei (7, 6). Zwłaszcza wtedy, gdy dokoła niego sami nieomylni się trafiają.
Życie jest po to, aby je przeżywać. Przeżywać, a nie przeżuwać! Iść przez nie powoli – tak, by widzieć jego piękno. Nasycać się nim i samemu przy tym pięknieć.
Każdego dnia zasypywani jesteśmy tyloma informacjami, że czasem wydobyć się spod nich trudno. Z reguły raczej złymi niż dobrymi. Tych pierwszych jest tyle, że mówiąc dzień dobry sąsiadowi, zastanawiam się, czy naprawdę dla niego, a i dla mnie dzień rzeczywiście taki będzie.
Jakże miłe i znośne byłoby życie, gdyby ludzie zajmowali się tylko tym, czym powinni, zachowując przy tym wyczucie i umiar. I gdyby cechą pożądaną znów stała się skromność, a nie – jak obecnie – buta i zadufanie.
Współczesny świat jest, co prawda, mocno pokręcony, ale jednocześnie jedyny, w jakim możemy żyć. I – jak powtarzają artyści „Piwnicy Pod Baranami”, cytując modlitwę znalezioną w starym kościele św. Pawła w Baltimore, datowaną na 1692 r. – przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat. Dodam – także przy wszystkich aferach, przekrętach, panoszącemu się chamstwu itd., itp.
Ponoć światem włada człowiek rozumny. Badając jednak bliżej tę kwestię, można wszakże pewnych wątpliwości nabrać. Czym bowiem tak naprawdę zajmuje się ów człek myślący. Zamiast dbać o to, by wszystkim żyło się lepiej, łatwiej i przyjemniej, przypatruje się walce o władzę i słucha pierdół, jakich nie szczędzą nam co chwila politycy. Jakby rzeczywiście było na co patrzeć i czego słuchać.
W rzadkich chwilach, gdy jakieś zdarzenie z mego otoczenia przypomni mi, żem homo sapiens, a więc człowiek rozumny – choć niektórzy tłumaczą to także: człowiek mądry, lecz tego nie odważę się powiedzieć – rozumu używać zaczynam. Dopiero wtedy, bo generalnie rzecz ujmując, na co dzień zbytnio on potrzebny nie jest. Wystarczają odruchy lub wypełnianie poleceń.
Popsuła się nam pogoda. Ale nie tylko ona. Także i życie, głównie polityczne. Wciąż słyszę bowiem narzekania, że i społeczeństwo, i politycy spsiali nam, że nie wiadomo co…
Jam, nie chwaląc się, tego dokonał – mawiał, dość często zresztą, imć Onufry Zagłoba. A ja, niczym Kubuś, miś o małym rozumku, Puchatek, przekonany byłem, że to jeno wymysł noblisty Sienkiewicza był. To znaczy, nie Kubuś Puchatek, jeno Zagłoba herbu Wczele. Aż po pół wieku boleśniem przekonał się, że w XXI wieku brakuje Kubusiów, za to aż nadmiar Onufrych. Jeno dziś nieco sprytniejsi od pierwowzoru są. Nie twierdzą wprost, że oni coś uczynili, delikatnie jednak – no nie chcę być uznanym za megalomana, powtarzając – przypisują sobie zasługi innych. Zaś inni owi milczą, dobre bowiem wychowanie z domu wynieśli i mimo lat uważają, że skromność cnotą jest i basta.
Nie ma w świecie nic bardziej nudnego niż zagajenie rozmowy stwierdzeniem „ładną (lub brzydką – w zależności od okoliczności) pogodę dziś mamy”. Jeśli w ten sposób chce ktoś poderwać osobę, która wpadła mu w oko, już na samym starcie ma przechlapane. Ale cóż, ukryć się nie da, że owa pogoda ma – i to dość znaczący – wpływ na człowieka i jego życie. Nawet tego, co to już swoje na tym świecie przeżył, liczy sobie sto kilo żywej wagi i przy tym całkiem jeszcze żwawo się rusza.
Jakiś czas zastanawiałem się nad tym i dziś jestem już pewien: zbiór tak zwanych prawd oczywistych nigdy nie pozostanie zamknięty. Każdy dzień, ba każda minuta niesie ze sobą kolejną wartą zapisania myśl.
Zaiste w ciekawych czasach żyć nam przyszło. Teoretycznie niby rozum zatryumfował nad materią, praktycznie zaś ona i tak co chce robi. Wcale nie najtęższe głowy mają coś do powiedzenia. Raczej ci, co czasem nie bardzo wiedzą, co mówią, ale to i tak mówić i istnieć im nie przeszkadza.