Nieomylni
Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? – czytamy w Księdze Hioba (7,1). Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei (7, 6). Zwłaszcza wtedy, gdy dokoła niego sami nieomylni się trafiają.
Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? – czytamy w Księdze Hioba (7,1). Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei (7, 6). Zwłaszcza wtedy, gdy dokoła niego sami nieomylni się trafiają.
Życie jest po to, aby je przeżywać. Przeżywać, a nie przeżuwać! Iść przez nie powoli – tak, by widzieć jego piękno. Nasycać się nim i samemu przy tym pięknieć.
Każdego dnia zasypywani jesteśmy tyloma informacjami, że czasem wydobyć się spod nich trudno. Z reguły raczej złymi niż dobrymi. Tych pierwszych jest tyle, że mówiąc dzień dobry sąsiadowi, zastanawiam się, czy naprawdę dla niego, a i dla mnie dzień rzeczywiście taki będzie.
Jakże miłe i znośne byłoby życie, gdyby ludzie zajmowali się tylko tym, czym powinni, zachowując przy tym wyczucie i umiar. I gdyby cechą pożądaną znów stała się skromność, a nie – jak obecnie – buta i zadufanie.
Współczesny świat jest, co prawda, mocno pokręcony, ale jednocześnie jedyny, w jakim możemy żyć. I – jak powtarzają artyści „Piwnicy Pod Baranami”, cytując modlitwę znalezioną w starym kościele św. Pawła w Baltimore, datowaną na 1692 r. – przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat. Dodam – także przy wszystkich aferach, przekrętach, panoszącemu się chamstwu itd., itp.
Ponoć światem włada człowiek rozumny. Badając jednak bliżej tę kwestię, można wszakże pewnych wątpliwości nabrać. Czym bowiem tak naprawdę zajmuje się ów człek myślący. Zamiast dbać o to, by wszystkim żyło się lepiej, łatwiej i przyjemniej, przypatruje się walce o władzę i słucha pierdół, jakich nie szczędzą nam co chwila politycy. Jakby rzeczywiście było na co patrzeć i czego słuchać.
W rzadkich chwilach, gdy jakieś zdarzenie z mego otoczenia przypomni mi, żem homo sapiens, a więc człowiek rozumny – choć niektórzy tłumaczą to także: człowiek mądry, lecz tego nie odważę się powiedzieć – rozumu używać zaczynam. Dopiero wtedy, bo generalnie rzecz ujmując, na co dzień zbytnio on potrzebny nie jest. Wystarczają odruchy lub wypełnianie poleceń.
Popsuła się nam pogoda. Ale nie tylko ona. Także i życie, głównie polityczne. Wciąż słyszę bowiem narzekania, że i społeczeństwo, i politycy spsiali nam, że nie wiadomo co…
Jam, nie chwaląc się, tego dokonał – mawiał, dość często zresztą, imć Onufry Zagłoba. A ja, niczym Kubuś, miś o małym rozumku, Puchatek, przekonany byłem, że to jeno wymysł noblisty Sienkiewicza był. To znaczy, nie Kubuś Puchatek, jeno Zagłoba herbu Wczele. Aż po pół wieku boleśniem przekonał się, że w XXI wieku brakuje Kubusiów, za to aż nadmiar Onufrych. Jeno dziś nieco sprytniejsi od pierwowzoru są. Nie twierdzą wprost, że oni coś uczynili, delikatnie jednak – no nie chcę być uznanym za megalomana, powtarzając – przypisują sobie zasługi innych. Zaś inni owi milczą, dobre bowiem wychowanie z domu wynieśli i mimo lat uważają, że skromność cnotą jest i basta.
Nie ma w świecie nic bardziej nudnego niż zagajenie rozmowy stwierdzeniem „ładną (lub brzydką – w zależności od okoliczności) pogodę dziś mamy”. Jeśli w ten sposób chce ktoś poderwać osobę, która wpadła mu w oko, już na samym starcie ma przechlapane. Ale cóż, ukryć się nie da, że owa pogoda ma – i to dość znaczący – wpływ na człowieka i jego życie. Nawet tego, co to już swoje na tym świecie przeżył, liczy sobie sto kilo żywej wagi i przy tym całkiem jeszcze żwawo się rusza.
Jakiś czas zastanawiałem się nad tym i dziś jestem już pewien: zbiór tak zwanych prawd oczywistych nigdy nie pozostanie zamknięty. Każdy dzień, ba każda minuta niesie ze sobą kolejną wartą zapisania myśl.
Zaiste w ciekawych czasach żyć nam przyszło. Teoretycznie niby rozum zatryumfował nad materią, praktycznie zaś ona i tak co chce robi. Wcale nie najtęższe głowy mają coś do powiedzenia. Raczej ci, co czasem nie bardzo wiedzą, co mówią, ale to i tak mówić i istnieć im nie przeszkadza.
Miał być koniec świata i jakoś nie było. Pewnie za to będzie koniec starego roku i początek nowego. A z pewnością nie zabraknie nigdy i nigdzie ludzi, co to pępkiem świata są dla siebie i nadziwić się nie mogą, że za takowy inni uznać ich nie chcą.
Ostatnio jakże modnym słowem stało się posłuszeństwo. Odmienia się je przez wszystkie możliwe przypadki, wciąż o nim przypomina, są nawet tacy, którzy się nim chlubią. Co do mnie, swoisty mam do niego stosunek. Może to wina wychowania, w którym nacisk na myślenie, a nie posłuszeństwo położono. A czyniono tak, bo tym się kierowano, że ojca i matkę czcić należy, a nie ślepo słuchać.
Mamy 26 listopada, a za oknem słoneczko świeci, że aż miło. Aż dziwne, że nikt jeszcze z rządzących (a pisze te słowa o 14.00) nie stwierdził, że to ich sukces. Jak tak dalej pójdzie, to przypiszą go sobie partie opozycyjne. A jak i te zaśpią, przypną się do tego rządzący niższych szczebli.
Wiele się ostatnio słyszy o rządach i rządzeniu. A i o rządzie niemało. Mieć na jego temat własne zdanie to niewątpliwe osiągnięcie demokracji. Wyrażać je głośno – o to już zupełnie inna sprawa.
Współczesny świat stał się hałaśliwy, jak nigdy wcześniej. Równie hałaśliwy jest współczesny człowiek. Krzyczy, gada, paple – jakby bał się ciszy. A może rzeczywiście się boi. Bo dziś liczą się miałkie rzeczy i miałcy ludzie. Im hałas nie przeszkadza.
Myślę więc jestem – stwierdził onegdaj jeden z filozofów. Na dodatek matematyk i fizyk. A zatem człowiek raczej konkretny. Skoro zaś konkretny, to znaczy wiedzący, co mówi. I tu mam wątpliwość. Być może owo Kartezjuszowe cogito ergo sum odnosiło się do XVII wieku i znakomicie wówczas sprawdzało. Być może wtedy, żeby rzeczywiście istnieć, trzeba było myśleć. Ale niekoniecznie sprawdza się to w wieku XXI.
Nieszczęściem władzy wcale nie jest to, że nie ma żadnej długotrwałej strategii działania i reaguje jedynie – mniej lub bardziej rozsądnie – na zaczepki opozycji. To bowiem jest tragedią społeczności, której przyszło pod rządami tejże władzy żyć. Nieszczęściem władzy jest brak pomysłów i autorytetu.
Nauka sobie, życie sobie a politycy sobie. Jak zwykle zresztą. I jak nie interesowali się losem polskiej nauki, tak i nie interesują się dalej. Podobno życie jednak nie znosi próżni. Może jest więc nadzieja i dla polskich uczelni. Wszak, jak powiadała śpiewana onegdaj przez Andrzeja Rosiewicza piosenka: student żebrak, ale pan…
Jak ma być dobrze, skoro coraz więcej osób mających pomysły na wszystko, a coraz mniej tych, którzy rzeczywiście coś robią. Ci pierwsi są przy tym pewni siebie – aż do przesady. Gorzej, że z reguły i z pomysłami, i z ambicją ich za wszelką cenę zrealizowania przesadzają.
Człowiek jest tak cudownie skonstruowany, że zawsze zrzuca winę na innych. Albo przynajmniej wynajduje sobie okoliczności łagodzące – twierdzi Éric-Emmanuel Schmitt (francuski filozof, dramaturg, eseista i powieściopisarz). I, niestety, ma rację. Dowodów tego aż nadto – wystarczy tylko rozejrzeć się wokół siebie.
Dawniej życie było nieco prostsze. A i porozumieć się było łatwiej. Słowo bowiem z reguły jedno miało znaczenie, a gdy ktoś je dawał, można było być pewnym, iż zrealizuje, co obiecał. Dziś pewności takiej mieć już nie można. Po trosze pewnie i przez rozmaite słów pojmowanie. Weźmy na przykład takie jajko, albo lepiej jaja. Kiedyś kojarzyły się wyłącznie z ptakami, osobliwie zaś z kurami, choćby przez odwieczny problem, co było pierwsze – jajko czy kura. Ewentualnie jeszcze z posiłkami, w czasie których brylowały jaja w różnych postaciach.
Rzeczywistość skrzeczy. Rzeczywiście – skrzeczy. I to tak, że aż w zębach łupie. Nie warto nawet wokół siebie się rozejrzeć, bo gdzie by człek oka nie skierował, nie ma na czym spojrzenia zawiesić.
Zastanawiam się czasem, czy aby nie powinniśmy rozszerzyć definicji współczesnego człowieka o jeszcze jedno słowo. Wydaje mi się bowiem, że dotychczas używane określenie człowiek rozumny nie do końca jest wystarczające. Charakterystyczne dla współczesnych jest bowiem ciągłe czegoś szukanie. Uważam zatem, że zasadne byłoby sformułowanie człowiek rozumny poszukujący. I na dodatek, jak to brzmi!
„Idź złoto do złota. My Polacy bardziej się w żelazie kochamy” – rzekł ponoć poseł Bolesława Krzywoustego, Skarbimir (zwany też Skarbkiem) cesarzowi rzymskiemu narodu niemieckiego, gdy ten pokazywał mu wielkie skrzynie pełne złota. I zdjąwszy pierścień z palca wrzucił go jednej z nich. Szkoda jeno, że z biegiem czasu pokochaliśmy złoto i błyskotki ponad wszystko.
Coraz mniej w tym świecie ludzi wartych szacunku, za to coraz więcej zadowolonych wyłącznie z siebie imbecylów. Może mocne to słowa, aliści niestety prawdziwe. Bo kogóż wokół nas więcej – ludzi faktycznie otaczającą ich rzeczywistością zainteresowanych, czy też zainteresowanych wyłącznie sobą?
W państwie demokratycznym obywatel powinien mieć prawo do rozliczenia polityków z obietnic. U nas może to zrobić jedynie głosując na innych niż do tej pory. Ale i tych rozliczyć będzie mógł dopiero przy kolejnych wyborach. Kłamstwo trzyma się tak mocno, jak nigdy dotąd.
Inteligenci pilnie poszukiwani? Kiedyś pewnie tak, dziś zdecydowanie rzadziej. Ważniejsze stały się inne kryteria doboru.
Czy należy bać się śmierci? Może i tak, skoro nic nie wiadomo o tym, co może być po niej. A może i nie, bo co nas obchodzi co rzeczywiście po niej się zdarzy; nas przecież i tak już fizycznie nie będzie.