Sektor bankowy na świecie traci udziały w rynku kredytowym
Zmiany w strukturze kredytodawców postępują zarówno wbrew, jak i po myśli banków. Podobnie jak wielka rzeka Nil zaczynająca bieg w dwóch bardzo odległych miejscach, mniejsze zainteresowanie banków esencją ich działalności ma dwa główne źródła.
Pierwsze to zaciśnięcie na szyjach banków bardzo mocnych więzów regulacyjnych w odpowiedzi na opłakane skutki kryzysu finansowego z lat 2008-09.
Słynna amerykańska ustawa Dodd-Frank Act ma ok. 2300 stron, a jeśli doliczyć interpretacje i ekspertyzy będą ich miliony. Podobnie wielkie wzmożenie regulacyjne nasuwające na myśl iberyjską garrotę wystąpiło w Europie.
Nieustanne zmaganie się z nadzorcami i regulatorami oraz sądami podnosi koszty, więc zainteresowanie ekspansją kredytową słabnie, zwłaszcza że pojawiły się nowe intratne obszary zarobkowania, takie np. jak finansowanie potrzeb zadłużających się ponad miarę rządów.
Drugie źródło odstępowania od udzielania kredytów przez tradycyjne banki to ryzyko utraty zdolności do spłacania zobowiązań po stronie mniejszych i średnich kredytobiorców z widocznymi śladami groźnych przejść „covidowych” na stronach ich sprawozdań finansowych. Intratniejsza i bezpieczniejsza jest obsługa firm dużych, a już zwłaszcza wielkich.
Dają też o sobie znać inne czynniki, powiązane z dwoma zasadniczymi. Wielkie obawy budzą wojny celno-handlowe Donalda Trumpa oraz jego polityka zagraniczna, więc rośnie szeroko pojmowane ryzyko ekonomiczne i geopolityczne.
Klienci zniechęceni niskim oprocentowaniem depozytów w bankach
Na teren opuszczany przez banki wlewają się środki z innych, potężniejących stale źródeł. Zachód zalany jest nadprogramową gotówką z czasów triumfu tzw. luzowania ilościowego (Quantitative Easing) w polityce monetarnej.
Świeży przykład z ostatnich dni to doniesienie firmy Crane Data, że działające w USA fundusze rynku pieniężnego (money-market funds) zgromadziły w pierwszych dniach października ’25 już 7,7 bilionów (7 700 mld) dolarów.
Od 2022 roku są to przede wszystkim głównie pieniądze wycofywane z depozytów bankowych z powodu ich niskiego oprocentowania. Ponieważ depozyty są zabezpieczeniem akcji kredytowej banków, więc ich relatywny spadek hamuje wzrost kredytów i pożyczek bankowych.
W 2017 roku aktywa amerykańskich funduszy pieniężnych miały wartość nieco ponad 2,5 bln dolarów, więc wzrosły przez 8 lat trzykrotnie
Podstawy działalności bankowej są trywialne. Zaczyna się ją od gromadzenia środków, najczęściej zewnętrznych, a gdy już są, szuka się możliwości ich zatrudnienia, czyli przekształcenia w aktywa przynoszące dochód. Potem wkracza sztuka w postaci umiejętności oceny wiarygodności kredytowej klienta i monitorowania jego wyników.
To dlatego w jej początkach do prowadzenia bankowości wystarczała ławka w biznesowej części miasta. Także dlatego żartowano, że w bankach obowiązuje sztywna reguła 3-6-3, która mówi: kup pieniądze na 3 proc., pożycz je na 6 proc., a o (3) trzeciej po południu jedź pograć w golfa.
Fintechy i private credit wkraczają do sektora finansowego
Wielki rozwój firm powoływanych do robienia biznesu na pieniądzach i ze słowem fundusz w nazwie, narastająca mnogość tzw. instrumentów finansowych o coraz bardziej niezrozumiałej strukturze oraz konkurencja ze strony nuworyszy w połączeniu z wyrafinowanym kagańcem regulacyjnym sprawiły, że bankowość to teraz biznes o wiele trudniejszy niż pół wieku temu.
Miarą odwrotu od korzeni jest malejący udział banków w całkowitej prywatnej działalności pożyczkowej (private lending). W 1974 roku wynosił on w USA prawie 55 proc., ale od początku XXI wieku jest nie wyższy niż 35 procent.
Wprawdzie wartość aktywów bankowych w relacji do amerykańskiego PKB wzrosła z 60 proc. w 1960 roku do 94 proc. obecnie, to ich udział w private lending, wynoszący w stosunku do PKB ok. 50 proc., jest taki sam wtedy i dziś.
Jest tak ponieważ w poszukiwaniach finansowania wielkie firmy sprzedają własne obligacje, małe biznesy korzystają częściej z ofert fintechów i pożyczkodawców online, a firmy zajmujące się operacjami buy-out (zdobywanie kontroli nad korporacjami) korzystają najczęściej z usług private credit.
Jednak banki nie odpuszczają. Nadal zbierają depozyty i udzielają kredytów firmom i ludności, ale zamiast trzymać aktywa pożyczkowe w swoich bilansach – sprzedają je i kupują w zamian od swych nie-bankowych konkurentów papiery wartościowe, reprezentujące m.in. wspomniane wyżej instrumenty finansowe.
Dla szerokiej publiczności wydaje się to niezrozumiałe, ale ma sens, ponieważ w przypadku pożyczek i kredytów prawo wymaga od banków utrzymywania większych kapitałów niż w przypadku aktywów w formie papierów wartościowych.
Polski sektor bankowy a deficyt budżetowy
Doszliśmy do słonia żyjącego w niewoli w Polsce. Krajowy sektor bankowy stał się dla władz chłopcem do bicia, mimo że w wielkiej części jest swój, tj. państwowy, co mu jednak w biznesie bardziej szkodzi niż pomaga.
Państwo zadłużane od wielu lat na potęgę musi zacząć spłacać długi lub choćby trzymać je w ryzach. Nie ma nic prostszego niż znany od bardzo dawna „domiar”, czyli podatek uznaniowy wedle potrzeb państwa.
Czytaj także: 97. webinar PAB WIB: „Wpływ czynników regulacyjnych i fiskalnych na wyniki finansowe banków w II kwartale 2025 roku”
Chodzi o podwyżkę podatku CIT dla banków do 30 proc. za 2026 rok i o po kilka punktów procentowych mniej w dwóch kolejnych latach. Od 2028 roku CIT bankowy miałby wynieść 23 proc. i miałby pozostać wyższy o 4 p.p. od stawki standardowej 19 procent.
Argumenty przeciw są mocne, choć nie przekonują niestety szerokiej publiczności. Argumenty mają za krótkie nóżki i dowodzą ponadto po raz n-ty potrzebę oczyszczenia palety podatków z narośli, które są jak pąkle obrastające zanurzone w wodzie kadłuby statków, spowalniając ich żeglugę i podnosząc jednocześnie rachunki za paliwo.
W przeciwieństwie do rozwiniętego Zachodu cierpimy na deficyt pracującego kapitału krajowego, co osłabia tempo wzrostu i rozwoju. Nasz sektor nie-bankowych instytucji finansowych (ang. NBFI) jest w powijakach, a zaufanie do obligacji korporacyjnych sprzedawanych przez krajowe firmy niskie.
W pozyskiwaniu środków, w przeciwieństwie do USA i Europy Zachodniej nie ma zatem w Polsce poważnej alternatywy dla banków.
„Pożytek” z podwyżki CIT będzie jednorazowy i mikry, a konsekwencje w następnych latach – przykre.
