W Polsce inflacja, w Chinach deflacja
W Polsce jedni dmą w trąby z radości, choć bić należy w tarabany. Sukces ma polegać na tym, że nasz PKB rósł w pierwszym kwartale najszybciej w calutkiej Europie. Wskaźnik wzrostu w porównaniu z ostatnim kwartałem ubiegłego roku wyniósł 3,8 proc., a drugi w klasyfikacji lilipuci Luksemburg ma na koncie zaledwie 2 proc. Jednak jest to wzrost pozorny zawdzięczany inflacji. Po uwzględnieniu jej wpływu wzrost wynosi zero.
W dodatku, rząd nie zaprzestaje sztuczek. Ponieważ „marchewki” są nie do dostania ani w detalu, ani w hurcie, używa monetarnego „kija”, a jako że pieniędzy zbieranych z podatków brakuje, pozostają pożyczki. Długi państwa rosną, przyszłość jest więcej niż niepewna, a wielkie problemy (ochrona zdrowia, edukacja, środowisko) pozostają nierozwiązywane.
A co wokół nas i w jeszcze szerszym świecie?
Zachód przesadził z falami świeżych pieniędzy prosto z drukarni, co nazwano dla niepoznaki luzowaniem ilościowym. Strefa euro już jest w lekkiej recesji, a Stany balansują między wzrostem, a spadkiem. Chińczyki też nie trzymają się za mocno.
Coraz ważniejszą rolę odgrywa jednak cała reszta świata zależna wszakże w wielkim stopniu od kapitałów gromadzonych na Zachodzie i w Chinach, które z powodu wysokich stóp procentowych są coraz droższe.
W Chinach już deflacja
Teraz nieco szczegółowszy przegląd sytuacji. Na początek skrót wieści z „fabryki świata”.
My borykamy się z inflacją tymczasem na Chiny spływa deflacja. W maju ceny konsumpcyjne były tam niższe o ułameczek (0,2 proc.) niż w tym samym miesiącu przed rokiem. Dla perspektyw gorzej, że ceny produkcyjne spadły w tym samym czasie o spore 4,6 proc. i jest to spadek największy od 2016 r.
Z inflacją jest jak z temperaturą ciała. Zarówna gdy za duża i gdy za mała świadczy o złym zdrowiu. Wobec ochłodzenia w gospodarce władze w Pekinie zamierzają skłonić Chińczyków do większych wydatków. Największe banki chińskie ogłaszają zatem, że zaczynają zmniejszać oprocentowanie depozytów, żeby zniechęcić ludzi do nadmiernego wypychania skarpet. Jeśli tak, to wkrótce spodziewać się można kolejnego ruchu, tym razem ze strony banku centralnego, który zapewne zmniejszy stopy procentowe.
W dodatku, o 7,5 proc. w porównaniu z majem ubiegłego roku spadł chiński eksport. Interpretacja niżu eksportowego nie jest łatwa, bowiem zmniejszenie chińskiej sprzedaży za granicę jest także przejawem napięć politycznych między Pekinem a Zachodem. Eksport do USA spadł o 18 proc. do Europy aż o 26,6 proc. a tymczasem do Rosji wzrósł przez rok dwukrotnie.
Rosja, gospodarka wojenna
À propos Rosji. Obserwatorzy nie widzący świata poza liczbami i wskaźnikami są ciągle zaskoczeni, że mimo wojny i sankcji Rosja radzi sobie całkiem dobrze, a w porównaniu z oczekiwaniami – nawet świetnie. W piątek 9 czerwca tamtejszy bank centralny utrzymał stopy procentowe na poziomie 7,5 proc., które są zatem od września ub.r. o dwa punkty procentowe niższe niż przed napaścią na Ukrainę. Inflacja w Rosji jest mniejsza niż 4 proc. więc w porównaniu z polskim „piekłem” tam mają cenowe „niebo”.
Na papierze sytuacja gospodarcza jest więc niezgorsza. PKB rośnie jak przed pandemią, rubel wydobył się zgrabnie z głębokiego dołu, ludzie są spokojni. Ale to raczej dobre złego początki.
Przyszłość będzie na minusach. Gospodarka rośnie, lecz głównie na produkcji uzbrojenia, czyli jak za Stalina po II wojnie. Import z Zachodu zamarł, więc z powodu bardzo niskiego popytu rynku na dolary rubel musiał nabrać sztucznej siły. Rośnie więc zależność, także przemysłowo-technologiczna, od Chin, które są skrytym wrogiem, a przynajmniej przeciwnikiem Rosji. Chyba najgorsze jest jednak zasklepienie się społeczeństwa w ruskim stuporze imperialnym i autarkicznym. Będzie z Rosją wielki kłopot.
Strefa euro w strefie recesji?
We wrota strefy euro puka recesja. Na razie leciutka. W IV kwartale 2022 r. i w pierwszym 2023 r. spadek PKB wynosił po zaledwie 0,1 proc. więc jest jedynie „techniczna” i w granicach błędu statystycznego, ale mówi się o tym, bo 20 państw strefy to jednak trzecia siła gospodarcza świata, do której Polska ciągle nie należy.
Główna przyczyna postoju Europy to spadek konsumpcji wywołany głównie szokiem energetycznym. Nieoczekiwana wojna na bliskim zapleczu Zachodu wywołała wstrząs mentalny, a wraz z nim inflację i podwyżki stóp procentowych. Obawiać się należy, że gospodarka skrywać się będzie po bezpiecznych kątach dopóty, dopóki nie wyklaruje się sytuacja na froncie wschodnim. Zawodowi przepowiadacze uważają jednak, że prawdziwa recesja strefie euro nie grozi. Wskazują zwłaszcza na mocny rynek pracy zawładnięty przez pracowników.
Wigor odzyskują zatem wierni wyznawcy Nowozelandczyka Albana W. Phillipsa, który w połowie XX wieku sformułował teorię nazwaną „Krzywą Phillipsa”. Wg kiedyś akceptowanej, później kwestionowanej zasady (?), inflacja sprzyja ograniczaniu bezrobocia. Przykład Polski, Europy, a także USA wskazuje, że krzywa ta powstaje z obumarłych.
Gospodarka USA zwalnia
W Stanach opinie mieszane, ale nie wstrząśnięte. Inflacja trwa. Bank centralny wydaje się być niezłomny w postanowieniu wytrucia jej wysokimi stopami. Pojawiają się wszakże sugestie, że Fed może złagodzić postawę. Choćby dlatego, że na rynku pracy rejwach, który mógłby świadczyć, że gospodarka może i nie kwitnie, ale jest w całkiem dobrym stanie.
Jednak podobnie jak w strefie euro, w ostatnim poprzedniego i w pierwszym kwartale tego roku amerykańska gospodarka skurczyła się w sobie o małe co nieco. Do „technicznej” (na razie?) recesji przyczynił się zastanawiający spadek wydajności. Dość niewielki, bo w I kwartale 2023 r. wydajność mierzona wielkością produkcji na godzinę pracy była mniejsza o 3 proc. Ale statystycy podpowiadają, że produktywność gospodarki amerykańskiej zmniejsza się już piaty kwartał z rzędu, a ostatnim razem coś takiego zdarzyło się tam aż dopiero w 1948 r.
Na razie za wcześnie na solidne wnioski, ale uwagę zwraca dość karkołomna hipoteza. Apteki amerykańskie informują mianowicie o wielkim niedoborze dwóch leków – jednego (Adderall) na ADHD, drugiego (Ritalin) na pobudzenie centralnego układu nerwowego. Ma ich nie być w dziewięciu na dziesięć aptek. Tymczasem wielka część PKB USA to zasługa ogromnej rzeszy innowatorów, którzy na sukcesy swoje i firm pracują dniami i nocami, a wytrzymują szalone tempo także dzięki Adderallowi na bazie amfetaminy.
Komentator The Economist radzi, żeby nie wyśmiewać tej hipotezy, bowiem jednymi z najważniejszych czynników pierwszej rewolucji przemysłowej była kawa pijana przez myślicieli i wynalazców oraz wielce kaloryczny cukier dla robotników, produkowany w Europie z buraków na masową skalę dzięki Napoleonowi.
Wraz z uzyskaniem w tych dniach porozumienia w sprawie podniesienia limitu długu nałożonego na rząd federalny, nad gospodarką USA zawisnąć mogą też inne cienie. Wprawdzie wielki program zwalczania inflacji (IRA) ma równoległy cel pobudzenia gospodarki, to z tym drugim może być kłopot.
Eksperci oceniają, że do września tego roku rząd USA pożyczy na rynkach ok. 1 bilion (1000 mld) dolarów. Tak wielka skala niezbędnego drenażu rynków oznaczać będzie z jednej strony zwrot banków w kierunku bezpiecznych obligacji rządowych ze szkodą dla finansowania przedsiębiorstw oraz dalsze osłabienie banków regionalnych poszukujących wsparcia na rynkach finansowych, zaś te z powodu popytu ze strony rządu będą się przecież wysuszać.
Nikt nie będzie wspierał rządu bez zachęt, więc wzrośnie zapewne oprocentowanie skarbowych papierów dłużnych. Ściśle powiązanych ze stopą oprocentowania obligacji rządowych jest zaś tak wiele instrumentów finansowych, że spodziewać się można wzrostu kosztów finansowych po stronie banków, firm i innych pożyczkodawców. Są już symulacje, że wzrost ten może mieć taki sam efekt jak podniesienie przez Fed stóp o jedną lub nawet dwie ćwierci punktu procentowego.
Jedyna bezdyskusyjna konkluzja z powyższego przeglądu brzmieć musi: -I bądź tu człowieku mądry.