Obligacje dają zarobić na debiutach
Kupując obligacje korporacyjne na rynku pierwotnym z myślą o ich sprzedaży po wprowadzeniu do giełdowego obrotu można nieźle zarobić. Średnia rentowność sprzedaży z ostatnich 50 debiutów na rynku Catalyst wynosi bowiem 13,66 proc. brutto.
Wprawdzie strategia zakupu papierów wartościowych w celu odsprzedaży już na pierwszej sesji kojarzy się głównie z rynkiem akcji, to często sprawdza się ona także na znacznie spokojniejszym rynku obligacji. Wśród ostatnich 50 wprowadzonych do obrotu nowych serii obligacji 31 debiutowało powyżej ceny nominalnej, a ośmioma seriami dotychczas nie handlowano. Prawdopodobieństwo sprzedaży z premią papierów zakupionych na rynku pierwotnym jest więc relatywnie wysokie. Jeśli dodać do tego także odsetki, które są naliczane od dnia przydziału obligacji, okazuje się, że przez 2-3 miesiące można zarobić tyle co przez rok na bankowej lokacie.
O tym ile uda zarobić się na odsetkach decyduje wysokość wypłacanego przez emitenta kuponu oraz długość okresu pomiędzy przydziałem obligacji, a wprowadzeniem ich do giełdowego obrotu. Do czasu debiutu na Catalyst zwykle nie ma co liczyć na dodatkowe zyski ponad odsetki wypłacane przez spółkę, ponieważ do transakcji na podstawie umów cywilno-prawnych dochodzi stosunkowo rzadko. Ale już w dniu giełdowego debiutu można istotnie podbić wypracowane zyski, oczywiście pod warunkiem, że znajdą się chętni do zakupu obligacji powyżej ich wartości nominalnej. I tak na przykład debiutujące 19 listopada obligacje spółki Granit-Color ze stałym kuponem na poziomie 9,5 proc. rocznie od dnia przydziału (8 sierpnia) wypracowały 2,68 proc. zysku z odsetek. Inwestor, który sprzedał je na debiucie z 2-proc. premią w 102 dni zainkasował łącznie 4,68 proc. nominalnego zysku. Aby zarobić tyle na samych odsetkach (bez zawierania transakcji sprzedaży) obligatariusz potrzebowałby o 78 dni więcej.
Dwa poprzednie listopadowe debiuty dały zarobić zauważalnie mniej. Inwestorzy, którzy nabyli na rynku pierwotnym obligacje firmy pożyczkowej Eurocent i sprzedali je po 101 proc. podczas pierwszej sesji w 77 dni zarobili 3,11 proc. (2,11 proc. na odsetkach i 1 proc. na sprzedaży powyżej nominału). W 30 dni 0,84 proc. dały zarobić natomiast papiery dłużne Pragmy Inwestycje. Średni nominalny zysk z 50 ostatnich debiutów na detalicznej części Catalyst wynosi 2,87 proc., zaś przeciętny czas od przydziału papierów do zawarcia pierwszej transakcji na rynku wtórnym (nie zawsze jest to pierwsza sesja) wynosi 79 dni.
Ze względu na znaczące różnice czasowe pomiędzy przydziałem obligacji, a ich debiutem na rynku giełdowym posługiwanie się nominalną stopą zwrotu może być mylące. Wszak pomiędzy 3,28 proc. zysku w 140 dni (obligacje serii B2 spółki Unibep), a 3,31 proc. w 26 dni (Kruk, seria R4) jest kolosalna różnica. W pierwszym przypadku zysk pochodzi w większości z wypracowanych odsetek, w drugim natomiast z wysokiej ceny na debiucie (102,8 proc.). Dlatego znacznie wygodniej oceniać zyskowność strategii zakupu papierów dłużnych pod ich odsprzedaż na rynku wtórnym przez pryzmat rentowności liczonej dla sprzedającego. Takie „urocznienie” wyników pozwala sprowadzić wszystkie porównywane przypadki do wspólnego mianownika. Wówczas okazuje się, że wspomniany wyżej przypadek obligacji Kruka był drugim najlepszym debiutem na Catalyst co najmniej od początku czerwca. Inwestor sprzedający papiery osiągnął rentowność na poziomie 45,4 proc. Tylko nieznacznie lepiej (45,6 proc. rentowności sprzedaży) obecność na Catalyst rozpoczęły wyemitowane w maju i wprowadzone do obrotu w sierpniu obligacje windykacyjnej spółki e-Kancelaria.
Średnia rentowność sprzedaży dla ostatnich 50 debiutów (stan na 19 listopada) na detalicznej części warszawskiego rynku obligacji wynosi 13,66 proc. Dla porównania, przeciętne oprocentowanie tych papierów w momencie wprowadzania ich do obrotu było o 5,33 pkt proc. niższe i wynosiło 8,33 proc. Różnica ta wyraźnie potwierdza, że zyski na obligacjach nie muszą pochodzić wyłącznie z samych odsetek, a strategia „kup i trzymaj” nie jest jedynym dostępnym rozwiązaniem.
Naturalnie kupując obligacje z zamiarem ich odsprzedaży na pierwszej sesji giełdowej można także stracić. Choć warto akurat podkreślić, że scenariusz ten jest rzadko spotykany, ponieważ ewentualna strata na sprzedaży papierów poniżej ich wartości nominalnej może być wyrównana zyskiem z odsetek. Wśród ostatnich debiutów w pierwszej transakcji poniżej 100 proc. wyceniano obligacje spółek Cash Flow, e-Kancelaria (seria L1), Nanotel, a także Getin Noble Banku i dewelopera Włodarzewska. Tylko w ostatnim przypadku zakończyło się to ujemną rentownością dla sprzedającego (-0,6 proc.). Rentowność papierów GNB wyniosła 3,3-3,5 proc., e-Kancelarii – 9,2 proc., a w przypadku Cash Flow i Nanotel przekroczyła 10 proc.
W historii Catalyst zdarzały się jednak i znacznie gorsze debiuty. W lipcu 2012 r. podczas pierwszej sesji papiery spółki Novainvest (obecnie Digate) przeceniono na otwarciu o 8 pkt proc. do 92 proc. Na zamknięciu obligacje kosztowały o kolejne 2 pkt proc. mniej.
Prawdopodobnie większym problemem niż możliwość osiągnięcia straty inwestując w obligacje pod giełdowy debiut jest niska płynność rynku. Z 50 wprowadzonych ostatnio do obrotu serii wciąż nie handlowano ośmioma z nich. Co więcej, nie w każdym przypadku transakcję udało się zawrzeć już podczas pierwszej sesji. Los ten podzieliły głównie te obligacje, które przyniosły inwestorom niższy zysk.
Aby móc często zarabiać na debiutach należy posiadać znacznie grubszy portfel niż w przypadku inwestowania w obligacje na rynku wtórnym. Wprawdzie rynek emisji publicznych (nieograniczona liczba inwestorów i zwykle niski minimalny poziom zapisów) zaczyna ożywać, ale to wciąż prywatne emisje – po kwietniowych zmianach w ustawie o ofercie – stanowią większość. Te jednak kierowane są do ograniczonego grona inwestorów i wymagają składania wyższych zapisów. Bynajmniej nie oznacza to, ze bez dostępu do góry gotówki nie można stosować inwestowania w obligacje pod debiuty. Pod tym względem sprawdziły się zarówno czerwcowe publiczne emisje Orlenu (10,1 i 12,7 proc. rentowności sprzedaży dla inwestorów, którzy zapisali się pierwszego dnia), jak i emisje prowadzone przez PCC Rokita (24 proc. rentowności sprzedaży z majowej emisji). Niewykluczone więc, że na debiucie zarobić da także Kruk, który 26 listopada wystartuje z publiczną emisją.
Michał Sadrak,
Open Finance