1GWh prądu w mobilnym magazynie energii dzięki rozwiniętemu rynkowi finansowemu
Trafiło się doniesienie, które ze światem banków i finansów prawie nikomu się nie skojarzy. Mnie się jednak skojarzyło i to mocno. Zaczynało się od podkreślenia niesamowitego rozwoju produkcji energii elektrycznej ze słońca. Jeśli obecne tempo się utrzyma, a tym bardziej jeśli przyspieszy, za parę-kilka dekad ambaras z paliwami kopalnymi byłby z głowy,
W beczkach miodu tkwią jednak dość często łyżki dziegciu. Nasza gwiazda uparła się nie świecić w danej okolicy po zachodzie, a jednocześnie produkcja prądu ze słońca przekracza często dzienne potrzeby tejże okolicy. Z jej magazynowaniem na później są wielkie problemy, ponieważ dzisiejsze baterie (akumulatory) są ciągle mało pojemne, ciężkie i relatywnie drogie.
Również wznoszenie tradycyjnych linii przesyłowych jest bardzo kosztowne i ciągnie się dekadami. Gdyby proces był szybszy i nie tak kapitałochłonny, to energię pozyskiwaną za dnia w Nevadzie, można byłoby przesyłać po drutach i zużywać wieczorem w Nowym Jorku.
Według szacunków ośrodka Lawrence Berkeley National Laboratory, w kolejce na podłączenie do amerykańskiej sieci przesyłowej „czeka” obecnie 2,6 TW energii, w tym 1 TW fotowoltaicznej. Jest to wielkość potencjalna, która nie jest generowana z powodu niedostatku linii energetycznych lub magazynów energii.
Skala problemu staje się wyraźniejsza, gdy wiedzieć, że całkowita moc zainstalowana w systemie energetycznym USA wynosi obecnie 1,3 TW.
Czytaj także: Alior Bank z nowym pomysłem na wspieranie start-upów
Słoneczny Pociąg dowiezie energię z OZE (w USA)
Świetny na takie kłopoty bywa niekonwencjonalny pomyślunek. Dzięki niemu powstała w Kalifornii maleńka firma SunTrain, której nazwa oddaje istotę prostego, chociaż nieoczywistego pomysłu.
Duże ilości energii wymagają wielkich baterii. Gdy jednak akumulatory stoją w jednym miejscu pożytek z nich nie jest duży. Ale mogą przecież jeździć tam, gdzie po ciemku jest za mało prądu. Jest tylko jeden warunek, wielka farma słoneczna (lub wiatrowa) musi znajdować się w pobliżu linii kolejowej.
Pierwszy „słoneczny pociąg” z logo SunTrain składający się ze stu platform, na których zamocowano 100 potężnych baterii naładowanych „pod korek” energią elektryczną ruszył w drogę wiosną 2024 roku. Prezentacje metody „Trainsmission”, czyli przesyłania prądu po torach odbyły się m.in. w portach Oakland i Long Beach.
Podczas jednego kursu można w ten sposób dostarczyć w dowolne miejsce z dostępem do torów ponad jedną gigawatogodzinę (1GWh) prądu.
Punktem odniesienia do tych możliwości jest szacunek, wg którego w 2022 roku z powodu braku dostępu do sieci przesyłowej lub możliwości magazynowania w samej Kalifornii nie można było spożytkować aż 30 terawatogodzin (30 TWh) energii ze źródeł odnawialnych. 30 TWh to wielkość rocznego zużycia prądu w 4,75 milionach amerykańskich domów.
Po to, żeby zlikwidować obecną lukę, SunTrain musiałby wysłać w drogą aż 30 000 pociągów przez rok, co daje ok. 80 składów dziennie. Taka liczba jest do osiągnięcia, zwłaszcza że sposób ma być efektywny kosztowo i nie wymaga dużych inwestycji, a zwłaszcza wielkich nakładów początkowych. Zapewne nie rozwiąże problemu, ale może bardzo pomóc.
Amerykańska szybka ścieżka dla innowacji
Pomysłowi są nie tylko Amerykanie, ale oni mają to coś, czego bardzo brakuje innym, w tym nam, więc drogę „od pomysłu do przemysłu” – jak mawiało się w PRL – mają nieporównanie krótszą i mniej wyboistą.
Tym czymś są rozbudowane i pojemne sektory rynku finansowego, które są w stanie zapewnić wstępne finansowanie tysiącom start-upów. W przypadku SunTrain pieniądze na rozruch zapewniła niewielka firma Planetary Technologies, a pierwsza transza wsparcia wynosiła zaledwie 2,25 mln dolarów. Jak na Amerykę – wielkie nic, ale bez nich SunTrain pozostałby wyłącznie w głowach swoich twórców.
Dr Rob Carlson, właściciel Planetary Technologies, a jednocześnie profesor University of Washington i znany w Stanach Zjednoczonych autor książek nt. biotechnologii opisuje rozmowę z szefem wielkiego zakładu użyteczności publicznej (utility) zmagającego się z niedoborami energii i rozpatrującego budowę własnej linii przesyłowej.
Mówi, że jej prezesowi dosłownie opadła szczęka, gdy uzmysłowił mu, że zamiast wielu dekad starań o wszelkie niezbędne zgody, wystarczy, że przyjmie u siebie kilka „słonecznych pociągów” dziennie.
Czytaj także: Publiczne wsparcie dla dostępu do proinnowacyjnych usług finansowych
Transfer technologii (przykład Japonii) i edukacja – recepta dla Polski
W Polsce mamy przedsięwzięcia Venture Capital, firmy Private Equity, zdarzają się Aniołowie biznesu, ale w relacji do potencjalnych potrzeb jest ich tyle, co kot napłakał. Brak rodzimego kapitału jest potężnym hamulcem rozwoju kraju, bo obcy głównie wyjada rodzynki z ciasta.
Będziemy go gromadzić jeszcze bardzo długo – i tym dłużej im nie zrozumiemy, że bogactwo jest nie ze spożywania rzadkich fruktów, a z ich znojnej i uporczywej uprawy. Wśród mnóstwa innych „polityk” i praktyk mam tu na myśli np. obdarowywanie świadczeniem 800+ także rodziny majętne, halucynacje o czterodniowym tygodniu pracy, ale przede wszystkim brak od lat jakiejkolwiek rozmowy o warunkach powodzenia w gospodarce.
Po drugiej stronie medalu widać, że już po roku pada w USA 10 proc., a tzw. długi czas przeżywa wyłącznie co dziesiąty start-up. W końcu bankrutuje również większość tzw. jednorożców, czyli start-upów o kapitalizacji przekraczającej 1 mld dolarów.
Z powodu tych statystyk, w połączeniu z niedostatkiem kapitału i brakiem rozbudowanej infrastruktury finansowej, start-upy nie mają i długo nie będą miały szans rozkwitać w Polsce.
Popieram zatem opinię członka Towarzystwa Ekonomistów Polskich (TEP) dr. Pawła Janukowicza z SGH, który uważa, że w naszych realiach i na obecnym etapie rozwoju powinniśmy pójść w Polsce drogą obraną dekady temu przez Japonię, która transferowała i adaptowała innowacje z państw bardziej rozwiniętych.
Dr Janukowicz wskazuje w artykule z cyklu „TEP o gospodarce”, że „Japonia po II wojnie światowej na masową skalę wykorzystywała technologie i rozwiązania powstałe w innych krajach, głównie w Stanach Zjednoczonych.
Dopiero transfer technologii w połączeniu z inwestycjami w edukację oraz prace badawczo-rozwojowe pozwolił jej później przekształcić się z imitatora w lidera innowacji w takich dziedzinach jak motoryzacja, robotyka i elektronika. Śladem Japonii obecnie podążają m.in. Chiny i Korea Południowa”.
Ma rację.