100 tysięcy ludzi uwięzionych na statkach wycieczkowych z powodu koronawirusa
Z początków pandemii zapewne mamy w pamięci obrazy statków wycieczkowych z pasażerami uwięzionymi na kwarantannie, bo u kogoś stwierdzono Covid-19.
Zatrzymana turystyka morska
Na skutek rozprzestrzeniania się wirusa zamarła branża turystyczna, ale też zmniejszył się transport morski, ponieważ spadł popyt na towary z drugiego krańca świata. Sytuację na morzach i oceanach zbadał i przedstawił w wewnętrznym raporcie Związek Armatorów Niemieckich (Verband Deutscher Reeder – VDR) z siedzibą w Hamburgu.
Autorzy raportu wyliczyli, że pandemia unieruchomiła 11,3 proc. światowej floty transportowej. Oznacza to, że 524 statki o nośności 2,65 mln tzw. kontenerów standardowych (TEU) zamiast pływać zalega gdzieś na redzie albo w porcie, najczęściej w Azji. Mieszkają na nich załogi, które mają nadzieję na jakieś zamówienie albo po prostu nie mogą wrócić do domu.
Uwięzione załogi
Do kontenerowców trzeba doliczyć wycieczkowce: pauzują wszystkie, cała światowa flota, z górą 400 jednostek. Cierpi personel. W maju głośno było o kolosie wycieczkowym pn. „Mein Schiff 3”, należącym do koncernu turystycznego TUI Cruises.
Z powodu restrykcji w podróżach załogi z floty TUI, blisko 3000 ludzi, zgromadzono na przeczekanie właśnie na „Mein Schiff 3”. Gdy u jednego członka załogi stwierdzono zarażenie koronawirusem, wszystkich poddano kwarantannie. Przez miesiąc statek tkwił w porcie w Cuxhafen. Niedawno wreszcie wypłynął i ma stanąć na redzie gdzieś na Morzu Północnym.
Bezczynność i niepewność odbijają się na psychice załóg. Wielu marynarzy i ludzie z personelu od miesięcy przebywa na pokładzie. Na psychologiczny aspekt pandemii zwrócił uwagę globalny ubezpieczyciel branży morskiej AGCS, należący do koncernu Allianz.
Volker Dierks z AGCS zauważył, że niewymienianie załóg dotkliwie daje o sobie znać, a czynnik ludzki jest główną przyczyną 75-96 proc. wypadków w żegludze morskiej.
Koszty pracownicze, techniczne i ubezpieczeniowe
Oblicza się, że na statkach wycieczkowych uwięzionych jest na całym świecie 100 000 osób personelu, marynarzy, maszynistów, techników, kucharzy, kelnerów, recepcjonistów, sprzątaczy.
Wielu ogarnia klaustrofobia, strach przed sytuacją, jak sądzą, bez wyjścia. W porcie w Rotterdamie ze statku „Regal Princess” do morza rzuciła się Ukrainka. Na „Carnival Breeze” w kabinie znaleziono 29-letniego Węgra, który popełnił samobójstwo.
W Zatoce Manili na różnych statkach przebywa 5000 osób personelu, z tego prawie połowa to Filipińczycy. Nie mogą jednak zejść na ląd, gdyż musieliby poddać się kwarantannie, a nie ma dla nich miejsca.
Do kosztów pracowniczych dochodzą dla armatora koszty technicznego utrzymania statków. Przy tak zwanym „ciepłym” pauzowaniu statki są w każdej chwili gotowe do wypłynięcia.
Przy „zimnym”, określanym mianem „cold-lay-up” większość systemów jest wyłączana. Ponowne uruchomienie wymaga uprzedniego przeprowadzenia wielu testów, a niekiedy nawet pobytu w stoczni. Koszty są ogromne.
W tej chwili przedmiotem szczególnej troski ubezpieczycieli są statki stojące na kotwicy u wschodnich wybrzeży USA, gdzie za jakiś czas rozpocznie się sezon huraganów. Szybkie przemieszczenie tych jednostek w bezpieczniejsze miejsce może okazać się trudne.
Koronawirus dotarł wszędzie, jest na lądzie, w powietrzu i na wodzie. Nie ma go chyba jeszcze tylko w odległym Kosmosie. Ale też nie wiadomo, skoro i tam docierają ludzie.