Zyski nie muszą być oznaką dobrego stanu banków

Zyski nie muszą być oznaką dobrego stanu banków
Jan Cipiur. Źródło: BANK.pl
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Pojawiła się właśnie praca sugerująca, że wielkie zyski nie muszą być oznaką dobrego stanu banków. Teza jest odważna, bowiem to właśnie wielkość zysku jest najporęczniejszym jego testem, przy czym duży ma świadczyć o świetnym zdrowiu, pisze Jan Cipiur.

W pomiarze ryzyka podejmowanego przez banki autorzy working paper pt. „Judging Banks’ Risk by the Profits They Report” opublikowanego przez amerykańskie Narodowe Biuro Badań Ekonomicznych (NBER) skupili się na domniemywanej prawidłowości, że obarczone ryzykiem roszczenia dłużne banków (głównie udzielone pożyczki i kredyty) przynoszą im w dobrych czasach duże zwroty, a w złych sprawiają, że rośnie ich ekspozycja na ryzyko kategorii „systematic”, czyli że mogą popaść w kłopoty podczas kryzysów gospodarczych.

Zanim o konkluzjach wyjaśnienie dwóch bardzo ważnych pojęć o bardzo podobnych, właściwie prawie identycznych nazwach, które opisują procesy o diametralnie różnej randze. Nie warto ich tłumaczyć na polski, bo powoduje to jeszcze więcej zamieszania.

Systemic risk i systematic risk

Pierwsze z nich – „systemic  risk” odnosi się do ryzyka upadku firmy, całego sektora, przemysłu, instytucji finansowej, a nawet całej gospodarki. W języku angielskim określenie „systemic” opisuje także szczególne kwestie wpływające na czyjś stan zdrowia i zostało zaczerpnięte do finansów w celu wykazywania jak nawet małe problemy natury finansowej stawać się mogą groźne dla gospodarki lub systemu finansowego.

Drugie to „systematic risk” (różnicę przeoczyć bardzo łatwo, nieprawdaż). To określenie odnosi się z kolei do ogólnego ryzyka rynkowego zaszytego na stałe w gospodarce, a więc da się je omijać lub zmniejszać np. przez dywersyfikację portfela aktywów (trochę akcji, trochę obligacji, jakaś nieruchomość, dwa Kossaki, złote sygnety po dziadkach…)

Przykładem systemic risk był upadek Lehman Brothers w 2008 r., a systematic risk spełniło się wówczas w formie ówczesnego kryzysu finansowego. 

Łaska deponentów i pożyczkodawców

I teraz ad rem. Istnieją dwa fundamentalne sposoby podnoszenia zwrotu na kapitale w wyrazie ROE (Return on Equity). Wskaźnik ten powstaje przez podzielenie zysku firmy przez sumę kapitału wyłożonego przez jej akcjonariuszy, tu banku.

Iloraz można powiększyć w wyniku zwiększenia zysku (dzielnej) wskutek nałożenia przez bank wysokiego oprocentowania na udzielane przezeń pożyczki, albo poprzez pomniejszenie dzielnika, czyli niepowiększanie lub nawet zmniejszanie kapitału akcyjnego, choćby w wyniku wykupu akcji własnych (buyback).

Gdy okoliczności i rynek temu sprzyjają, podnoszenie cen to nic trudnego, ale gdy nadejdzie gorszy okres, a kiedyś zawsze nadejdzie, wysokie oprocentowanie pożyczek i kredytów uniemożliwia wielu klientom obsługę zadłużenia, prowadząc często do ich niewypłacalności, co kończy się dla banku stratami.

Zmniejszenie kapitałów własnych oznacza z kolei, że bank w większym stopniu musi się finansować środkami z powierzanych mu depozytów i pożyczanych w wyniku sprzedaży obligacji własnych.

Łaska deponentów i pożyczkodawców podatnych na pogłoski i złe wieści na pstrym koniu jednak jeździ, czego ostatnim bardzo dobitnym potwierdzeniem był upadek kilku amerykańskich banków regionalnych bardzo sporej wielkości, zapoczątkowany nagłą wycofaniem miliardów dolarów przez bardzo bogatych klientów Silicon Valley Bank.

Za duży aby upaść

Na pierwszy rzut oka teza autorów (Ben. S. Meiselman z Departamentu Skarbu USA, Stefan Nagel z Booth School of Business Uniwersytetu Chicago i Amiyatosh Purnanandam z Ross School of Business Uniwersytetu Michigan przeczy doświadczeniu.

Ich mianowicie zdaniem, „wysokie zyski w dobrych czasach powinny być traktowane jako przejaw portfela aktywów obciążonego systematic risk, który będzie zapewne powodem cierpień w złych czasach”.

Laik zwany często Jasiem wywoływanym przez Panią do tablicy może te słowa odczytać w ten sposób, że zysk duży i zdrowy, a więc nie obarczony nadmiernym ryzykiem, to przede wszystkim ten wypracowywany w latach nienajlepszych dla banków. To jak z kondycją, która rośnie, gdy przedzierać się trzeba przez trudny teren i nic się z nią lepszego nie dzieje, gdy truchtać tylko po bieżni.

Pojawia się myśl, że praca jest wynikiem refleksji po wymieceniu z rynku wiosną tego roku Silicon Valley Bank i paru innych znaczących banków. Jednak Stefan Nagel podkreślił w wywiadzie, że przypadek SVB stanowi jedynie potwierdzenie wyników badania. Nie był inspiracją, ponieważ wiosenny kryzys bankowy w USA nastąpił dopiero podczas finalizacji prac zespołu.

Profesor Nagel dodał, że wniosek przedstawiony w pracy nie jest „doskonały”, jako że największe banki korzystają z uprzywilejowanej pozycji rynkowej i mogą cieszyć się wysokim zwrotami na kapitale bez brania na siebie nadmiernego ryzyka.

Czytaj – wielki może więcej, choć zauważę od siebie, że gdy olbrzym potknie się i przez to upadnie, huk może być nie do wytrzymania.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym.
Źródło: BANK.pl