Zmienne preferencje banków i kredytobiorców
Z kwartalnych analiz NBP, dotyczących sytuacji na rynku kredytowym wynika, że po trwającym od połowy 2015 r. zaostrzaniu polityki wobec kredytów mieszkaniowych, od października ubiegłego roku banki zmieniły nastawienie na bardziej pozytywne i utrzymywały tę tendencję w pierwszym kwartale obecnego roku. Przejawia się to między innymi złagodzeniem kryteriów udzielania kredytów i obniżeniem kosztów pozaodsetkowych. Te działania miały prawdopodobnie na celu podtrzymanie popytu na hipoteki, w obawie przed jego obniżeniem się w pierwszych miesiącach 2017 r. Jednocześnie mimo zauważalnego obniżenia się zainteresowania klientów kredytami konsumpcyjnymi, banki w czwartym kwartale ubiegłego roku zaostrzyły kryteria ich udzielania, na przykład obniżając maksymalną dostępną kwotę. W pierwszych miesiącach obecnego roku popyt na kredyty konsumpcyjne nieco się zwiększył, ale bankowe kryteria stały się jeszcze bardziej restrykcyjne. Trudno tę ostrożność banków uzasadnić, bo przecież wraz ze zdecydowanie poprawiającą się koniunkturą w gospodarce i na rynku pracy, przy wciąż rosnących dochodach obywateli, ryzyko niewypłacalności kredytobiorców maleje, a na kredytach konsumpcyjnych banki zarabiają najwięcej.
Należy zauważyć, że badania NBP opierają się na wynikach ankietowych, przeprowadzanych wśród bankowców, są więc wypadkową polityki poszczególnych instytucji finansowych, dyktowanej ich indywidualnymi kalkulacjami i planami, stąd łatwo tu zarówno o zmiany ocen, jak i o nadmierne uogólnienia, które nie muszą odnosić się do wszystkich banków. Bardziej obiektywny charakter mają dane liczbowe dotyczące kredytów, choć również one mogą być poddawane zróżnicowanym interpretacjom. Dane zaś wskazują, że po kilkuletnim, po trwającym do połowy 2015 r. okresie dynamicznego wzrostu, od trzech lat wartość naszego zadłużenia w bankach zwiększa się w bardzo umiarkowanym tempie, wynoszącym nieco ponad 4 proc. rocznie, a więc o prawie połowę wolniej niż w czerwcu 2015 r. Pierwsze trzy miesiące 2017 r. były pod tym względem najsłabsze od prawie czterech lat. Jak z tego wynika, do zadłużania się nie skłaniają Polaków ani rekordowo niskie stopy procentowe, ani poprawiająca się kondycja finansowa gospodarstw domowych. To zjawisko można próbować interpretować posługując się podziałem Polaków na tych, którzy chcą korzystać z kredytów i tych, którzy muszą się nimi posiłkować, by zaspokoić swoje podstawowe potrzeby. Liczba tych, którzy chcą, jest w miarę stała i nie zmienia się radykalnie wraz z poprawą koniunktury. Ci, którzy muszą pożyczać, chętnie z tego rezygnują lub zmniejszają swoje zadłużenie, gdy tylko sytuacja im na to pozwala. Za potwierdzeniem tej tezy przemawia słabnąca dynamika kredytów o terminie do jednego roku, zaciąganych najczęściej na niewielkie kwoty, przeznaczane na niezbędne zakupy, na które nie starcza z bieżącej pensji. Jeśli nie liczyć 5 proc. skoku ich wartości z sierpnia ubiegłego roku, jej przyrost wyraźnie maleje od wiosny 2016 r., czyli mniej więcej od rozpoczęcia programu 500+. W pierwszych miesiącach obecnego roku wartość zadłużenia w tej kategorii zwiększa się o zaledwie 1,1-1,4 proc., podczas gdy średnia dynamika z ostatnich kilku lat przekracza 3 proc. Z podobną tendencją, a nawet bezwzględnym spadkiem wartości kredytów krótkoterminowych, mieliśmy poprzednio do czynienia w latach w latach 2011-2013, początkowo wskutek restrykcyjnej polityki kredytowej banków, a później w wyniku poprawy koniunktury, następującej po spowolnieniu spowodowanym kryzysem finansowym.
Ze spowolnieniem dynamiki, choć nie tak wyraźnym, jak w przypadku kredytów konsumpcyjnych, mamy do czynienia w tym roku w kredytach hipotecznych. W latach 2015-2016 ich wartość rosła średnio o 6,6 proc. rocznie, zaś w pierwszym kwartale 2017 r. jedynie o 3,5-3,6 proc. Prawdopodobnie to efekt skumulowania w poprzednich latach zakupów przy wykorzystaniu rządowego programu MdM oraz kolejnego zwiększenia wymaganego wkładu własnego od początku bieżącego roku.
Co ciekawe, jedyną kategorią kredytów, których wartość dynamicznie rośnie, są te zaciągane na okres od 5 do 10 lat. Choć nie ma konkretnych danych dotyczących przeznaczenia pieniędzy z tych pożyczek, można postawić na dwie bardzo prawdopodobne hipotezy. Pierwsza to zakupy dóbr trwałego użytku, a jeśli tak, to na myśl przychodzą nowe samochody osobowe. Lodówkę, telewizor, czy meble, najczęściej spłaca się w krótszym okresie, natomiast wydatek rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych w przypadku auta, wymaga z reguły rozłożenia na kilkadziesiąt rat. W 2016 r. w Polsce pobito wieloletni rekord rejestracji nowych samochodów osobowych (ponad 416 tys.), a pierwsze miesiące obecnego roku pokazują, że dynamika zakupów wciąż utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie (od stycznia do marca wzrost o 18,5 proc.). Druga hipoteza to inwestycje w nieruchomości wspomagane kredytem. O boomie zakupów mieszkań za gotówkę mówi się już od kilkunastu miesięcy. Szacuje się, że w największych miastach stanowią one od 25 do nawet 50 proc. sprzedaży lokali ogółem. Nie docenia się chyba jednak częściowego wspomagania tych inwestycji kredytem bankowym. Od marca 2016 r. do marca 2017 r. wartość kredytów o okresie spłaty od 5 do 10 lat zwiększyła się o 12 proc., czyli o prawie 11 mld zł. W tym samym czasie zadłużenie z tytułu kredytów na ponad 20 lat, czyli typowych „hipotek” zwiększyło się o niemal tyle samo, ale procentowo wzrost wyniósł jedynie 3,6 proc.
Roman Przasnyski
GERDA BROKER