W polityce monetarnej lepiej robić mniej niż dużo więcej
Jadłodajnia szykuje tymczasem jednogarnkowe danie eintopf dla wszystkich, a kucharz ma ciągle wątpliwości, więc dosala, dosypuje pieprzu, potem dosładza, dokwasza, no i jeszcze zioła.
Mamy więc stale awanturę, bo najeść się trzeba, a eintopf wykrzywia gęby. Każdemu jest przy tym źle inaczej – jeden lubi słone, ale nie cierpi majeranku, a drugi akurat odwrotnie.
Najciekawiej obserwować awantury na tym tle w Stanach, gdzie rządzi się finansami świata i jego przyszłością.
Punkt wyjścia to olbrzymia góra aktywów (papiery wartościowe, głównie obligacje) zgromadzona po kryzysie finansowym 2007-2009 przez Fed. Celem skupu aktywów prowadzonego przez bank centralny było zasilenie buksującej w miejscu gospodarki w środki finansowe, czyli umowną gotówkę. Fed „drukował” na potęgę świeże pieniądze i kupował za nie wspomniane aktywa. Robił to, ponieważ stopy procentowe już sprowadził w okolice zera, a mimo to gospodarka nie chciała zaskoczyć
Dosypywanie gotówki do gospodarki zakończyło się dwa lata temu, gdy jej góra urosła do 9 bilionów (9 000 mld) dolarów, stanowiąc wtedy prawie jedną trzecią PKB USA.
Porównanie z produktem brutto wydaje się trafne, bowiem nasuwa na myśl kogoś wybierającego się do sklepu za rogiem po produkty na obiad z walizką studolarówek zamiast portmonetki w garści.
Teraz bardzo długi skok nad wieloma tematami z palącej konieczności uniknięcia przekształcenia notki w powieść.
Na horyzoncie ograniczanie zacieśniania ilościowego QT
W dążeniu do obniżenia inflacji bank centralny USA (Fed) nie zmniejszył 1 maja wysokości swoich stóp procentowych. Pozostały na relatywnie bardzo wysokim poziomie ok. 5,3 proc. Za bezruchem tym czai się oczekiwanie, że skoro kredyt pozostanie drogi, to biznesy i ludzie ograniczą swe żądze, popyt spadnie, a wraz z tym spadną ceny.
Ogłoszono jednak równocześnie, że począwszy od czerwca, czyli już za niecały miesiąc, zacznie się spowolnianie tzw. zacieśniania ilościowego QT (quantitative easing) polegającego na stopniowym zmniejszaniu piramidy aktywów Fed wzniesionej w ramach odwrotnej operacji luzowania (QE).
QT (pasywne) polega w praktyce na tym, że gdy jakaś pula obligacji w posiadaniu Fed osiąga datę ważności, bank nie inwestuje wpływów z ich odkupu przez emitenta w nowe obligacje, a co za tym idzie jakaś porcja dotychczasowej „gotówki” po prostu znika z obrotu, więc piramida aktywów Fed staje się mniejsza.
Pierwsze próby powstrzymywania przyrostu wielkości aktywów w posiadaniu Fed podjęte zostały już w 2010 r. Jednak postęp nastąpił dopiero w minionych dwóch latach, kiedy w wyniku wprowadzonej polityki zacieśniania (QT), tj. zmniejszania bilansu banku centralnego o maksimum 95 mld dol. miesięcznie, aktywa Fed skurczyły się do obecnej wysokości ok. 7,4 mld dol., a więc są już „tylko” 10 razy większe niż 20 lat temu.
Teraz proces QT ma spowolnić. Zamiast max. 95 mld dol. miesięcznie, Fed zamierza wycofywać co miesiąc dostęp rynku do góra 60 mld dol. gotówki.
QT i efekt motyla
Pojawili się niezadowoleni z tej zapowiedzi. Niektórzy znają nawet powód swego niezadowolenia.
Bin Wei z oddziału Fed w Atlancie podzielił się mianowicie efektem swoich badań, z których wynikać ma, że trwające trzy lata, pasywne obniżanie bilansu Fed prowadzące do zmniejszenia wielkości aktywów o 2,2 biliony (2 200 mld) dolarów to równoważnik podwyższenia stóp procentowych o 26 punktów bazowych (0,26 pp.) w normalnych czasach lub o 74 punkty bazowe w czasach burzliwych, czyli takich jak obecne.
Skutek zmniejszania puli aktywów Fed w następstwie QT ma być zatem taki, że rośnie presja na utrzymywanie stóp procentowych na wysokim poziomie, a więc na trzymanie w ryzach aktywności gospodarczej, co przekładać ma się na niedolę Amerykanów utrzymujących się z pracy.
Zgodnie z praktyką podziałów w każdej dziedzinie, a już zwłaszcza w polityce, stoją więc teraz naprzeciw siebie dwie grupy. Jedna zła, bo QT zbyt wolne, druga, że za szybkie.
Pora na spostrzeżenia, niechby nawet naskórkowe i nie do pogodzenia z myśleniem innych.
Kryzysy gospodarczo-finansowe są z nami od tysięcy lat. Zbyt gwałtowna z nimi walka, jest równie bezskuteczna jak hipotetyczne mury, które miałyby chronić przed trąbami powietrznymi.
Lepiej przejść do defensywy, niż w imię celów ponoć zbożnych, a po prawdzie głównie polityczno-wyborczych, atakować kryzysy na oślep i bez względu na nieznane skutki uboczne.
W tym kontekście luzowanie QE na tak wielką skalę było i pozostaje błędem, tym bardziej, że nie wiadomo jak w miarę bezpiecznie powrócić do status quo ante.
Jeśli pominąć nazbyt już palące kwestie klimatyczno-środowiskowe i energetyczne, cele długofalowe są nieobecne w polityce. Liczy się tu i teraz, więc porażek i klęsk na różnych polach będzie coraz więcej.
Kryzysy to bankructwa, bezrobocie, deflacja/inflacja, marazm gospodarczy. Boli zatem wszędzie, a lekarstw (narzędzi polityki monetarnej i fiskalnej) bardzo mało. Trzeba zatem dokonywać wyboru i leczyć najpierw to, co najbardziej niebezpieczne i bolące.
Jeszcze 150 lat temu finanse były stosunkowo proste. Dziś spec od obligacji najczęściej nie wyznaje się na ruchach kursów walut. Z uwagi na zatrzęsienie nowych instrumentów, rynków, polityk, odnosi się wrażenie, że sporo zjawisk ekonomiczno-finansowych może potwierdzać prawdziwość domniemanego efektu motyla, który machnie skrzydełkiem nad wyspami Tonga, wywołując „Katrinę” nad Zatoką Meksykańską.
Czy ktoś wie, jak znaleźć tego cholernego motyla? Nie udawajmy zatem, że wiemy wszystko i tylko my mamy rację.