W obronie pożyczek-chwilówek
Zbliżają się Święta i koniec roku. W tym okresie zwiększa się naturalna potrzeba zaciągnięcia kredytu. Konieczność zakupu świątecznych upominków, eleganckich kreacji sylwestrowych czy potrzeba realizacji marzeń np. wyjazdów do górskich kurortów czy też zakupu dóbr luksusowych powoduje więcej wydatków niż zwykle.
Nie można zapominać też, że wiele osób udających się po kredyt kieruje się bardziej prozaicznymi powodami – koniecznością zaspokojenia podstawowych potrzeb, tj. zakupu zimowej odzieży czy nawet żywności. W świątecznym okresie, wraz ze zwiększającym się popytem na kredyty, wzrasta edukacyjna rola mediów, które za swój podstawowy obowiązek uznają kierowanie do obywateli różnego rodzaju ostrzeżeń przed zaciąganiem pożyczek, a w szczególności przed zadłużaniem się w firmach pośrednictwa kredytowego lub w podmiotach, które powszechnie nazywa się „pożyczkowniami” lub nawet „parabankami”.
Forma i treść medialnych ostrzeżeń nie jest specjalnie wyszukana. Autorzy często idą po linii najmniejszego oporu, używając określeń typu „oprocentowanie do kilkuset procent”, „niejasne zapisy w umowach”, „bajońskie wynagrodzenie firm pożyczkowych”. Przekaz jednoznacznie pejoratywny. Nikt nie zadaje sobie trudu, aby zjawisko to przedstawić w sposób obiektywny, szczególnie z punktu widzenia pożyczkodawców, którzy też przecież swoje pieniądze narażają na niemałe ryzyko. Przecież z tych dodatkowych środków finansowych korzystają osoby, które w punktach oferujących rzeczone pożyczki pojawiają się dlatego, że gdzie indziej potraktowano ich jak klientów niepożądanych, czyli takich którym nie można zaufać i których nie można wspomóc nawet najmniejszym kredytem. Ci sami klienci uzyskują w opinii mediów oraz instytucji nadzoru bankowego status osób z góry pokrzywdzonych. Jako osoby niewiarygodne dla instytucji zaufania publicznego, w relacji z firmami udzielającymi pożyczek z własnych funduszy stają się osobami zagrożonymi zbyt wysokim kosztem pożyczek czy wysokim poziomem restrykcyjnych zapisów w umowach pożyczkowych.
Inna sprawa to fakt, że banki nie udzielają kredytów nie tylko z powodu zbyt wysokiego poziomu przekredytowania klientów lub nierzetelnie spłacanych rat zaciągniętych już zobowiązań. Często również dlatego, że według narzuconych przez krajowy nadzór regulacji, klienci ci nie posiadają wystarczającej zdolności kredytowej czyli możliwości spłaty wysokości kredytu wraz z odsetkami w terminach określonych w umowie kredytowej. Poziom tej zdolności – wzorem rozwiązań unijnych – określany jest w sposób administracyjny, a swoboda jego kształtowania przez banki jest ograniczona. Decydują regulacje nadrzędne, z których najbardziej znane to różnego rodzaju rekomendacje wydawane przez polski nadzór bankowy. Nie wszystko jednak można ująć w ramy administracyjne, szczególnie w kraju, gdzie wiele obszarów wymyka się spod kontroli i w żadnych ramach utrzymać się nie daje.
W polskim PKB udział tzw. szarej strefy szacowany jest na co najmniej 25%, przy czym średnia europejska to 15%. Dwa lata temu w badaniach przeprowadzonych przez PKPP Lewiatan ponad 33% firm zatrudniało pracowników w szarej strefie, co stanowiło większy poziom niż w roku poprzednim i było potwierdzeniem niekorzystnego trendu. To jeden z przyczynków do dyskusji ile warte są administracyjne ograniczenia udzielania kredytów. Zatrudnieni w szarej strefie (1/3 wszystkich pracowników) nie mogą wykazać się rzeczywistymi dochodami, w świetle obowiązujących banki regulacji nie mogą więc ubiegać się o kredyty wyliczone od podstawy ich rzeczywistych dochodów, gdyż te nie są udokumentowane. Pomimo rzeczywistej zdolności kredytowej nie uzyskają środków finansowych. Z innej strony wiele banków specyfikuje tak zwane listy zawodów, dla których uzyskanie kredytów jest łatwiejsze (mniej restrykcyjne i szybsze procedury, wyższe kwoty). Mowa tu o prawnikach, lekarzach, pielęgniarkach, weterynarzach, architektach… To bowiem zawody, gdzie możliwości uzyskania nieewidencjonowanych dochodów są wyższe.
Warto zatem zadać sobie pytanie czy nie powinniśmy skończyć z oskarżeniami adresowanymi wobec tzw. „pożyczkowni” czyli firm udzielających pożyczek z własnych kapitałów i ponoszących niewspółmierne do banków ryzyko udzielania tych środków finansowych.
Nie implementujmy unijnych przepisów bez należytej analizy warunków i specyfiki polskiego rynku. Nie twórzmy dla tych firm kolejnych barier jak te, które wynikają z proponowanych zapisów do tzw. nowej ustawy antylichwiarskiej. Chrońmy pożyczki chwilówki, gdyż wypełniają one olbrzymią lukę na rynku kredytowym i są ze wszech miar ważnym instrumentem rozwoju konsumpcji, a co za tym idzie wzrostu gospodarczego kraju. Nie budujmy kolejnej fikcji, stawiajmy sprawy uczciwie. Tego życzę na Święta i Nowy Rok.
Paweł Kosmala
Prezes Zarządu
Górnośląskiego Towarzystwa Finansowego GTF Sp. z o.o.