Tydzień należał do banków centralnych

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

teklinski.michal.mennica.wroclawska.01.267x400Kurs złota w zakończonym tygodniu poszedł w dół o ponad dwa procent po tym, jak amerykańska Rezerwa Federalna doprecyzowała termin podniesienia stóp procentowych. Uncja kosztuje obecnie około 1200 dolarów za uncję.

Zgodnie z zapowiadanym w poprzednim komentarzu scenariuszem, początek minionego tygodnia był dla posiadaczy złota nieudany. Kiedy kurs dotarł do górnego ograniczenia trendu wzrostowego na linii 1230-1220 dolarów za uncję, do głosu doszli sprzedający i obniżyli pułap do około 1200 dolarów. Do końca tygodnia popytowej stronie rynku nie udało się dość do głosu wrócić do poziomów sprzed korekty. Największymi przeszkodami były spadające ceny ropy oraz umacniający się dolar. Amerykańska waluta rośnie niemal nieprzerwanie od połowy tego miesiąca. U.S. Dollar Index, obrazujący siłę dolara w stosunku do pozostałych światowych walut, w minionym tygodniu wzrósł do poziomu 89 punktów i już tylko kilku oczek brakuje mu do 10-letniego maksimum z końcówki 2005 roku.

Właściwie płaski w drugiej części tygodnia wykres cen złota zupełnie nie oddaje tego, co rzeczywiście działo się na rynkach. Od mocnego akcentu zaczął Bank of Russia, który nieoczekiwanie (teraz właściwie żaden scenariusz jeśli chodzi o Rosję nie jest „oczekiwany”) szósty raz w tym roku podniósł stopy procentowe, tym razem o…6,5 punktu do 17 procent. Była to najwyższa podwyżka od 1998 roku. Wszystko po to, żeby ratować lecącego na łeb, na szyję rubla. Dolar w stosunku do rosyjskiej waluty tylko w ciągu miesiąca podrożał o 26 procent – obecnie Rosjanie płacą za niego około 60 rubli. Gdyby nie bank centralny w Moskwie, byłoby dużo gorzej. Jeszcze we wtorek za dolara płacono 76 rubli. Spadki w drugiej części tygodnia ustąpiły, ale rosyjski bank centralny doskonale wie, że to nie koniec problemów, bo drastyczna obniżka stóp to miecz obusieczny. Wystarczy tylko czekać na pierwsze doniesienia o bankrutujących przedsiębiorcach, zatrzymaniu inwestycji oraz załamaniu na rynku mieszkaniowym, a to wszystko przez gigantyczny koszt kredytu.

Tymczasem na przeciwległym biegunie znajdują się USA, gdzie stopy procentowe wahają się w pobliżu zera. Sporo jednak w tej kwestii zmieniło ubiegłotygodniowe posiedzenie Rezerwy Federalnej, podczas którego członkowie banku wykreślili wpis, który odnosił się do terminu podniesienia stóp. Wpis był jednak w bardzo enigmatyczny – zgodnie z nim, koszt pieniądza miał pójść w górę „znaczny czas po zakończeniu programu QE3″. W środę niejasny fragment zniknął, a zastąpiła go deklaracja, że „Fed będzie cierpliwy w procesie normalizacji stóp procentowych”, z zastrzeżeniem jednak, że w ciągu najbliższych dwóch posiedzeń żadnych zmian nie będzie. Mimo że nowy przekaz banku nadal wiele nie wyjaśnia, to jednak został odebrany przez inwestorów jest bardziej konkretny i jastrzębi, co widać było po notowaniach dolara w minionym tygodniu. Konsensus rynkowy zakłada, że stopy w USA pójdą w górę w czerwcu przyszłego roku.

Po bankach rosyjskim i amerykańskim, które wstrząsnęły rynkami w zakończonym tygodniu, sporą niespodziankę sprawił też Narodowy Bank Szwajcarii, który zdecydował się uciąć stopy procentowe poniżej zera – LIBOR3M spadł do przedziału od minus 0,75 do plus 0,25 procent. Decyzja była zaskoczeniem, mimo że szef banku niedawno przyznał, że w ostatnich tygodniach trzeba było dokonać wielu transakcji walutowych, żeby utrzymać kurs w stosunku do euro 1,2. Decyzja nie miała jednak większego przełożenia na posiadaczy złota w kraju.

Michał Tekliński
Mennica Wrocławska