Tomasz Siemoniak o Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych i o Wojsku Polskim
Robert Lidke: Jak dużą armię zdaniem Pana powinniśmy mieć w Polsce?
Tomasz Siemoniak: Miałem okazję o tym mówić długo przed wyborami. Według mnie 150-tysięczna armia zawodowa, plus 30-40 tysięcy żołnierzy obrony terytorialnej, 20-30 tysięcy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej plus kilkaset tysięczne rezerwy. To jest właściwa konfiguracja, jeśli chodzi o liczebność Wojska Polskiego. Oznacza ona zwiększenie liczebności żołnierzy w porównaniu do stanu na dzisiaj.
Obecnie jest szczególnie trudna sytuacja z żołnierzami zawodowymi, bo mamy do czynienia od dwóch lat z rekordowymi odejściami ze służby.
Mam świadomość, że nad dyskusją o liczebności armii unosi się demon zapowiedzi 300-tysięcznego wojska. Ja nie wykluczam, że armia powinna być dalej kadrowo rozbudowywana, ale wydaje mi się, że etap rozbudowy o 40 tysięcy żołnierzy jest niesłychanie trudnym przedsięwzięciem z powodu braku chętnych do bycia żołnierzami. To jest problem całego rynku pracy w Polsce. Nie możemy w żadnym wypadku wyręczać się obywatelami innych państw.
Ten plan, o którym mówię jest bardzo trudny, ale realistyczny.
Jakie powinny być nasze wydatki na obronność? Trzy procent PKB, może więcej, może mniej? Jak powinny być finansowane wydatki zbrojeniowe – z budżetu państwa, z pożyczek, emisji obligacji?
Myśmy zaakceptowali w Ustawie o obronie Ojczyzny wzrost wydatków z budżetu państwa na obronność do co najmniej 3 proc. Produktu Krajowego Brutto. Tutaj absolutnie nic nie może się zmienić.
Zagrożenia są i one wymagają dużego wysiłku, jeśli chodzi o polskie wojsko, o obronę narodową przez najbliższe, i to raczej długie lata, a nie kilka lat.
Jest kilka kwestii, które wymagają refleksji, np. dotyczących Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych. Obecnie rządzący uznali, że dużą część wydatków obronnych należy wyprowadzić poza budżet państwa. Ma to oczywiście zalety i wady. Natomiast myśmy bardzo mocno podnosili kwestię kontroli społecznej podejmowanych decyzji.
Wydatki poza budżet państwa można wyprowadzać w sytuacji, gdy potrzeba większej elastyczności w rozmaitych działaniach, natomiast nie można rezygnować z tego, co jest zaletą wydatków budżetowych – mianowicie przejrzystości, kontroli parlamentarnej, kontroli Ministerstwa Finansów.
Myśmy takie poprawki wnosili do Ustawy o obronie Ojczyzny, żeby sejmowa Komisja Obrony Narodowej również zajmowała się tym Funduszem.
Tymczasem stworzono go dość nieprzejrzyście i w zasadzie przypadkiem dowiedzieliśmy się, że zakupy uzbrojenia w Korei Południowej odbędą się na kredyt.
Miały być też obligacje. Ale sprzedaże obligacji na cele obronne nie wychodziły.
Potrzeba bardzo jasnej informacji co i ile będzie kosztowało oraz z czego to ma być finansowane.
Ja nie wiem czy jest ktoś w Polsce w tym momencie, mam nadzieję, że w rządzie Prawa i Sprawiedliwości jest ktoś taki, kto po prostu to wszystko wie.
Wydatki obronne to nie powinna być tajemnica. To są pieniądze podatników i powinno być dokładnie powiedziane co kupujemy, ile trzeba będzie zapłacić i co będzie źródłem finansowania.
Jakie ma Pan przesłanie dla nowego ministra obrony narodowej?
Powinien słuchać wojska i szanować wojsko. Oczywiście podkreślając cywilny charakter kontroli nie może dopuszczać do upartyjniania wojska.
Należy odbudować apolityczność wojska. Nie organizować żadnych politycznych konferencji prasowych na tle żołnierzy.
Myślę, że warto rekomendować sięgnięcie po tych wszystkich oficerów, którzy odeszli, czy też musieli odejść, bo są to setki świetnych fachowców, którzy powinni mieć prawo powrotu do armii. To jest ważne nie tylko dla jakości armii, ale także dla moralnego klimatu.
Potrzebna jest organiczna praca, żeby zdolności obronne Polski rosły i świadomość, że nie ma tu dróg na skróty, że trzeba po prostu pewne procesy uruchomić. Procesy, które przywrócą jakość, jeśli chodzi o zdolności obronne Polski.