Teoretycznie mamy hossę i szanse na jej kontynuację
Choć obserwując bieżącą sytuację na warszawskiej giełdzie trudno w to uwierzyć, wciąż jesteśmy w fazie hossy. Zdecydowanie przeważają też przesłanki przemawiające za możliwością jej kontynuacji. Nie widać fundamentalnych powodów, zagrażających temu pozytywnemu scenariuszowi, ale trzeba się liczyć z ryzykiem wystąpienia głębszej korekty spadkowej na głównych giełdach światowych.
Wątpiącym w to, że nasz rynek znajduje się w fazie byka, warto polecić spojrzenie na wykresy indeksów w horyzoncie nieco dłuższym niż kilka miesięcy. Ten obraz pozwala jednoznacznie zdefiniować stan rynku jako hossę. Trwa ona, podobnie jak na większości giełd świata, od wczesnej wiosny 2009 r., z przerwa na sięgającą 30 proc. korektę, z jaką mieliśmy do czynienia w 2011 r. Dzieli ona dominującą tendencję na dwa okresy. Pierwsze dwa lata charakteryzowały się dużą, wynoszącą w przypadku indeksu szerokiego rynku 140 proc. dynamiką wzrostu. Kolejne trzy lata to zwyżka już znacznie bardziej spokojna, z dłuższymi okresami postoju. Licząc od dołka z jesieni 2011 r., WIG wzrósł w tym czasie o niecałe 50 proc. W przypadku wskaźnika największych spółek pierwsza faza przyniosła wzrost o 135 proc., druga zaś jedynie o 22 proc. Zarówno na tle pozostałych segmentów naszego rynku, jak i większości giełd światowych, ostatnie trzy lata w wykonaniu WIG20 rażą ślamazarnością zwyżki, każącą niektórym powątpiewać, czy ten stan wciąż można nazywać hossą. Istotne powody tej względnej słabości to w największym skrócie, dominacja w składzie indeksu spółek cyklicznych, wrażliwych na spowolnienie koniunktury gospodarczej i istotne pogorszenie się ociąganych przez nie wyników finansowych, przynależność naszego rynku, oglądanego przez inwestorów zagranicznych przez pryzmat największych firm do emerging markets oraz konsekwencje zmian w funkcjonowaniu funduszy emerytalnych. Od wpływu tych czynników wolne są w sporej części pozostałe indeksy, stąd ich lepsze zachowanie w ostatnim czasie.
Dla tej drugiej fazy hossy na naszym rynku, charakterystyczne są częste i długie okresy przestojów, widoczne w przypadku większości indeksów. Spośród trzech tego typu przypadków, dwa pierwsze, z lat 2011-2012 i z 2013 r., mają wyraźne podłoże fundamentalne w postaci osłabienia gospodarczego, najpoważniejszego od czasu kryzysu z lat 2008-2009. Ten ostatni, trwający od końca 2013 r., to w przeważającej mierze efekt przynależności do rynków wschodzących oraz obaw związanych z konsekwencją zmian w OFE. W ostatnich miesiącach coraz większy wydaje się wpływ drugiego z tych czynników, bowiem emerging markets radzą sobie coraz lepiej. W wyniku tych obaw mamy do czynienia z tłumieniem pozytywnego efektu, jaki powinien się na naszym rynku pojawić w związku ze zdecydowaną poprawą sytuacji w gospodarce i optymistycznymi perspektywami makroekonomicznymi. Można się spodziewać, że ujawni się on, być może ze zdwojoną siłą, w momencie, gdy niepokój związany z wpływem zmian w funkcjonowaniu funduszy emerytalnych ulegnie zmniejszeniu, co powinno nastąpić w najbliższych tygodniach. Poprawa sytuacji na rynku może być dynamiczna w związku z tym, że negatywny scenariusz wpływu OFE na naszą giełdę w dużej mierze wydaje się być już uwzględniony w cenach.
Choć ryzyka związanego z możliwością wyczerpywania się dynamiki poprawy w gospodarce, zarówno polskiej, jak i globalnej, nie należy lekceważyć, nie wydaje się ono zbyt groźne. O podtrzymanie wzrostu gospodarczego wciąż dbają banki centralne i nie zawahają się one użyć swych narzędzi w razie potrzeby. Szanse na stopniową poprawę koniunktury wraz z korzystnym wpływem polityki pieniężnej, powinny stanowić wystarczające paliwo do kontynuacji hossy. Choć nie brakuje czynników ryzyka dla tego scenariusza, mogą one sprowadzić na rynki głębszą korektę, która i tak części parkietów się należy. Nie widać na razie naprawdę poważnych przesłanek, które mogłyby doprowadzić do trwałej i znaczącej zmiany pozytywnych tendencji na giełdach, której możliwość sygnalizują jedynie nieliczni dyżurni czarnowidze.
Roman Przasnyski,
Open Finance