Temat numeru: Rewolucja śmieciowa
Termin zawarty w tytule pochodzi z Ministerstwa Środowiska. Polska ma dołączyć do europejskiego standardu zagospodarowania śmieci komunalnych. Na terenie całego kraju porządek powinien zapanować - według resortu - najpóźniej do połowy 2013 r.
Wiesław Sędzicki
W opisie zmian mających nadejść w gospodarce śmieciami padły dwa ważne, choć czasem nadużywane słowa: „rewolucja” i „porządek”. Rewolucja sama w sobie nie kojarzy się na ogół z porządkiem, wręcz odwrotnie, oznacza przewrócenie wszystkiego do góry nogami, aby potem… postawić to z powrotem na te nogi. Relacja następstw jest zatem oczywista, rewolucja ma prowadzić do porządku. Jeśli byłaby szansa na przeprowadzenie ankiety wśród rewolucjonistów na świecie z ostatnich 200-300 lat, to na pytanie, co jest twoim największym marzeniem, większość z nich odpowiedziałaby zapewne: dom z ogródkiem. Rewolucja nie jest nigdy celem samym w sobie, tylko środkiem do celu, a jest nim zawsze przeciwieństwo rewolucji. Dom z ogródkiem to marzenie i symbol mieszczańskiego spokoju.
Trudno się dziwić Ministerstwu Środowiska, że takich sformułowań użyło. W sprawozdaniu opublikowanym przez Eurostat w marcu 2012 r. sześć najbardziej zaawansowanych państw członkowskich (Belgia, Dania, Niemcy, Austria, Szwecja oraz Holandia) składuje mniej niż 3 proc. odpadów komunalnych. Polska znajduje się na przeciwnym biegunie, u nas współczynnik ten wynosi ponad 90 proc. W recyklingu proporcje się odwracają, też niekorzystnie. W niektórych krajach, np. Szwajcarii, recykling surowców (szkła czy aluminium) wynosi ponad 90 proc. – w Polsce poziom recyklingu to niespełna 14 proc. wszystkich odpadów.
Wiesław Sędzicki – jest wykładowcą Wyższej Szkoły Bankowości w Gdańsku. e-mail: wessed@gmail.com |
Ekonomiści XX w. próbowali znaleźć uniwersalny wskaźnik, jakiś niezaprzeczalny współczynnik wyrażony liczbowo, który odzwierciedlałby samodzielnie poziom rozwoju cywilizacyjnego danego kraju. Początkowo była to ilość wytwarzanej stali w przeliczeniu na mieszkańca – nie wytrzymał ten wskaźnik próby czasu, kraje zachodnie zaczęły przenosić huty ze względów ekologicznych gdzie indziej, poza kontynent. Następnie zaproponowano wskaźnik mówiący o ilości wyprodukowanych w danym kraju tranzystorów, także w przeliczeniu na mieszkańca. Produkcję ze względów ekonomicznych też zaczęto przenosić do krajów Trzeciego Świata. W ostatnich latach próbowano wprowadzić przelicznik polegający na obliczeniu udziału usług w całym PKB. Okazało się, że w tym zestawieniu wygrywały Kajmany, gdzie się nic nie produkuje, tylko świadczy usługi finansowe, głównie przechowuje pieniądze.
Proponowałbym zatem ekonomistom, aby rozważyli wprowadzenie któregoś z dwóch wskaźników opartych na moich doświadczeniach z kilkudziesięciu krajów świata co do oceny stopnia ucywilizowania narodu czy całego kraju. Pierwszym z nich byłoby wyżej wymienione składowanie odpadów komunalnych, a drugim stan kolei.
Każdy z podróżujących Polaków ma w zanadrzu przykłady radzenia sobie społeczeństw ze śmieciami w różnych krajach świata. Podobnie jak z szacunkiem do przyrody, pracy, sąsiadów, czyli ogólnie do zastanych za granicą uwarunkowań cywilizacyjnych, dość często Polak stosuje inne normy zachowania w kraju i za granicą, choć niektórzy mają je naganne lub bez zarzutu i tu, i tam.
To, że Polska przy takim stanie zagospodarowania odpadów wygląda może jeszcze nie laboratoryjnie czysto i schludnie, ale jednak coraz lepiej pod tym względem, zakrawa i tak na cud. Patrząc na nasz kraj, można dojść do wniosku, że najbardziej zorientowanymi proekologicznie, jak to się dziwacznie mawia, są u nas panowie (zdarzają się także panie) precyzyjnie, wręcz kunktatorsko dokonujący każdego dnia sortowania odpadów w śmietnikach i na wysypiskach. Ich bacznemu oku nie ujdzie żadna puszka i butelka po piwie, karton jest oddzielany od papieru, a złom jeszcze niebędący złomem, staje się złomem, niechby to nawet było przęsło mostu czy szyna zamontowana na podkładzie kolejowym. Recykling daje się najłatwiej zaobserwować w symptomach rewolucji oddolnej. Niby jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale od czegoś trzeba zacząć. Wspomniany poziom 14 proc. recyklingu w Polsce obliczany jest szacunkowo, bez podziału na sektory. Może i dobrze, bo jeszcze by się okazało, że wspomniana grupa społeczna dźwiga na swych spracowanych barkach większość ciężaru pozyskiwania surowców wtórnych.
Intencją ustawodawcy była nie tylko potrzeba wprowadzenia unijnych standardów w dziedzinie gospodarowania odpadami komunalnymi, ale także efekt analizy niektórych zjawisk, które w Polsce zaczęły narastać lub zbyt małe efekty dawały wobec istniejących problemów lata edukacji i wprowadzanie restrykcyjnych systemów kar.
Dzikie wysypiska (jest ich w Polsce podobno 4700), palenie śmieciami w domowych piecach, podrzucanie odpadów sąsiadom, brak segregacji, brak faktycznej kontroli nad firmami wywozowymi (a co za tym idzie, informacji dotyczących realizacji umów o wywozie śmieci na terenie gminy), niski poziom recyklingu i dziesiątki innych problemów gospodarki śmieciowej wymaga radykalnych kroków. Doświadczenia krajów, które radzą sobie z problemem wskazują jednoznacznie, że nic się nie da zrobić, jeśli nie będzie zjawisku towarzyszyć wzmożona, długotrwała kampania edukacyjna. Kto w Polsce słyszał o wycieczce szkolnej do zakładu utylizacji śmieci?
Skonstruowano przepisy, które za jednym zamachem miały uzdrowić problem. Z Z zapowiedzi ministerstwa wynika, że od 1 lipca 2013 r. staniemy się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, krajem czystym niczym Wodogrzmoty Mickiewicza w Tatrach. Nikomu nie będzie się opłacało wywozić śmieci do lasu lub zakopywać w ogrodzie, nikt nie będzie palił liści jesienią, nikt nie będzie opalał mieszkania czy domu butelkami plastikowymi, nie będzie nocnego jeżdżenia po mieście, aby gdzieś podrzucić worki ze śmieciami itd.
Ustawa przerzuca na gminy rozwiązywanie gospodarki odpadami, czyniąc ją ich właścicielami. Od 1 stycznia 2013 r. znane są stawki za wywóz śmieci w przeliczeniu na jednego mieszkańca gminy, z rozróżnieniem na segregowane i pozostałe. Do 1 lipca 2013 mają być wyłonione w drodze przetargu firmy, które będą te śmieci wywozić. Trochę dziwi ta kolejność, bo skoro pół roku wcześniej wiadomo w gminach, ile ma kosztować m.in. wywóz śmieci, to w jaki sposób przetarg ma mieć charakter wyboru oferty bardziej uzasadnionej ekonomicznie. Ustawa zakłada wybór przez gminę wariantu zastosowania przepisów w stosunku do mieszkańców gminy, w domyśle korzystnego dla tych mieszkańców. Wysokość opłaty będzie jednakowa dla każdego mieszkańca, a jej wysokość ustali rada gminy na podstawie następujących metod:
- liczba mieszkańców,
- ilość zużytej wody w gospodarstwie domowym,
- powierzchnia lokalu.
Liczba wariantów ma sprawiać wrażenie swobodnego wyboru. Gminy stają jednak przed dylematem, w którym każde rozwiązanie będzie za sobą niosło niezadowolenie części mieszkańców. Z Z punktu widzenia samorządu ma to znaczenie w sumie drugoplanowe, ponieważ zapisy ustawy zabraniają dokładania z innych funduszy pieniędzy na wywóz oraz składowanie i utylizację śmieci. I I nnymi słowy, jakby nie liczyć, wszystko trzeba zsumować, a następnie podzielić na mieszkańców i wyliczyć koszt jednostkowy.
Sama idea, mająca na celu zapewne spowodowanie myślenia: „po co mam wywozić do lasu śmieci, skoro i tak płacę tyle, co sąsiad”, wydaje się słuszna, ale jest wprowadzaniem porządku niejako kuchennymi schodami. Płacenie tyle samo przez wszystkich z ewentualnym rozróżnieniem na tych, którzy sortują i nie sortują (co z mieszkańcami bloków? Jak rozróżnić tych pro- i tych anty-?) to jednak rozwiązanie ryzykowne. Oprócz recyklingu najważniejszą kwestią związaną z odpadami pozostaje ich objętość. Wiele osób wykształciło już w sobie odruch składania kartonów, rozdeptywania plastikowych butelek (z braku pojemników na plastik w okolicy), co wiązało się w efekcie ze zmniejszeniem objętości śmieci, a tu masz. Nie opłaci się upychać, składać, wiązać, bo to i tak bez różnicy. C C o prawda przyjdzie walec i wyrówna, na śmietnisku wszystko zostanie sprasowane, ale model braku limitów objętościowych nie jest znany i praktykowany w krajach zachodnich. Po sprasowaniu i tak będzie decydować waga. A z nią też jest niezbyt dobrze. W 1995 r. mieszkaniec Europy wytworzył średnio 460 kg odpadów, w 2007 r. liczba ta wyniosła niemal 552 kg. Szacuje się, że do 2020 r. ilość odpadów na 1 osobę przekroczy 680 kg. Kiedy dojdzie do 730 kg, będzie to oznaczać, że każdy człowiek, to dwa kilogramy odpadów dziennie. Szczupły obywatel Europy wytworzy tyle śmieci w miesiąc, ile sam waży. Słowo „wytwarzać” sugerować by mogło, że to konsument wytwarza opakowania, taką przyjęto nomenklaturę, kompletnie odwróconą. Obywatel i konsument w jednym nie produkuje kartonów, butelek, puszek i miliona innych opakowań. On je przynosi do domu, następnie wyrzuca. To tylko odpady komunalne, a gdzie dane dotyczące odpadów przemysłowych. Do wytworzenia jednej puszki groszku konserwowego potrzeba ponad 100 litrów wody, która nie jest potem zdatna do picia.
Ustawa o porządku i czystości w gminach, podobnie, jak wiele innych, stanowi pewien krok w nieznane. Nie da się w prosty sposób kalkować rozwiązań innych krajów, ponieważ większość realiów po prostu się nie pokrywa. W Austrii, Holandii czy Szwajcarii ciemny, śmierdzący dym z komina u sąsiada, to niemal automatyczny telefon na policję i konsekwencje niewspółmierne do przypadkowo spalonego w kominku plastiku. U nas świadomość obywateli wzrasta szybciej niż tworzenie i przestrzeganie prawa. Policja wzywana do przypadków palenia śmieciami w domach wykazuje najczęściej irytację i grozi obciążaniem finansowym za następne „nieuzasadnione wezwanie organów ścigania”. Obrazek, na którym obywatel precyzyjnie oddziela szkło zielone, od brązowego i przezroczystego, wrzuca je do odpowiednich pojemników, a następnie obserwuje, jak przyjeżdża samochód ciężarowy i opróżnia wszystko to do przestrzeni ładunkowej, jak leci, nie stanowi niczego irytującego. A powinno.
W krajach Europy zachodniej, do której poziomu chcemy doszlusować, nikt nie zna pojęcia „zsyp śmieci”. To dziwaczne udogodnienie znane tylko w naszej kulturze, a stanowiące naturalną trasę przemarszu mrówek w blokach, czasem jakiegoś niewielkiego pożaru z niedopałka i w ogóle potencjalnego siedliska chorób i insektów, o zapachu nie wspominając ma być w końcu zlikwidowane. W dyskusjach na forach internetowych dotyczących ustawy śmieciowej nagminnie używa się jednostki objętościowej „kubeł”. W Danii czy Luksemburgu ktoś wychodzący na ulicę z kubłem śmieci dość szybko mógłby być zatrzymany przez policję i zapytany, dlaczego w ten sposób (czyli bez plastikowego worka) przenosi śmieci, no i dokąd właściwie. No tak, dokąd ze śmieciami?
W czasie przemiany ustrojowej mającej w Polsce na przełomie lat 80. i 90. byłem po raz pierwszy w Szwajcarii, przeszedłem się na początek samotnie po stolicy, Bernie, chcąc nawdychać się trochę powietrza „normalnego świata”. Po zjedzeniu batonika rozejrzałem się dokoła w poszukiwaniu kosza na śmieci, nie chcąc rzucać ot, tak w krzaki papierka, jak to się w Polsce zwykło czynić. Kilka minut poszukiwań przedłużyło się w kilkanaście, nigdzie śladu kosza. Postanowiłem więc wejść do jakiegoś podwórka i poszukać normalnego śmietnika. Jedno, drugie, piąte i nic. Żadnego. Schowałem papierek do kieszeni i wróciłem do znajomych z pierwszym pytaniem dotyczącym ich „dziwnego kraju”. Okazało się, że żadnych koszy na śmieci w miastach nie ma, śmietników także. I I co za tym idzie, much. Na każdą ulicę o określonej porze w określone dni przyjeżdża śmieciarka, która zabiera czarne worki ze śmieciami o różnej wielkości, na każdym z nich musi być przyklejona płatna banderola. Do makulatury specjalne, płatne sznurki do wiązania.
Sortowane śmieci są mniej kosztowne. Oszustwa nie popłacają, zdarzają się agenci przeszukujący worki pod kątem prawidłowości sortowania śmieci. Biada temu, kto zrobił coś nie tak. Następnie na stacji zobaczyłem kolejkę nie po paliwo, tylko do tajemniczego automatu przypominającego taki do gier hazardowych. Obywatele z wypełnionymi po brzegi workami pełnymi puszek po piwie wrzucali je po kolei, jak żetony, a co jakiś czas wyskakiwała wygrana. Hazard recyklingowy. Wszystko to w 1990 r. ubiegłego wieku.
Podobne spostrzeżenia dotyczące sortowania, usuwania, recyklingu i w ogóle stosunku do śmieci z różnych krajów świata mógłbym pomieścić w osobnym tomie esejów, tylko co z tego, skoro muszę niedługo znowu zetrzeć z tarasu czarny osad, bo sąsiad zmienił skład opału na bardziej plastikowy chyba.
Zmiany ustawowe, które wchodzą w życie, a dotyczą dbałości o czystość i porządek w gminach, są krokiem w pożądanym kierunku. Z Z apewne ustawa będzie nowelizowana, życie przyniesie serię pytań, modyfikacje staną się nieuchronne. I I dobrze. Gdyby wielość pytań i wątpliwości związanych z mającą nastąpić realizacją zapisów ustawy śmieciowej wydrukować, to objętościowo przypominałaby zapewne książkę telefoniczną Nowego Jorku. Data 1 lipca 2013 r. spędza sen z powiek wielu samorządowcom – od tego dnia wyłonione w przetargu przez gminy firmy będą odbierać śmieci na terenie całego kraju. Każdy mieszkaniec będzie mógł oddać dowolną ilość śmieci – w tym np. te wielkogabarytowe, a osoby segregujące śmieci będą premiowane mniejszymi rachunkami za odpady. Gminy, które wcześniej będą przygotowane do nowych uregulowań, mogą wprowadzić je przed tą datą.
Należy się spodziewać według niektórych ocen np. fali uprzątania strychów i piwnic. Brak ograniczeń objętościowo-wagowych nieuchronnie tym grozi. Ale czy to rzeczywiście groźba? Ten, kto pamięta powódź na Dolnym Śląsku i był tam wówczas, pamięta zapewne, że fala powodziowa zabrała ze sobą zawartość piwnic – farby, rozpuszczalniki, całą paletę chemii gospodarczej i setki różnych mniej lub bardziej toksycznych śmieci, które popłynęły do Bałtyku. Może rewolucja śmieciowa zacznie się od porządków właśnie, a nie przewrotu.
O ile mnie pamięć nie myli, to Aleksy Tołstoj powiedział: Niech każdy posprząta koło swojego domu, a cała ulica będzie czysta.
Najważniejsze, aby rewolucja śmieciowa, a zwłaszcza słowo „rewolucja” nie nabrało pierwotnego znaczenia językowego z wczesnośredniowiecznej łaciny, gdzie revolutio oznaczało toczenie się do tyłu, powrót. Toczenie się wstecz, zwłaszcza śmieci, byłoby czymś wielce niepożądanym. W krajach Europy zachodniej od czasu do czasu machina śmieciowa się zacina, widzimy wówczas w mediach miasta przywalone górami odpadów. Z Z astanawia mnie wówczas hipokryzja, hmm, tylko nie wiem, czyja. Z Z jednej strony podejmuje się batalię np. przeciwko torebkom jednorazowym (ileż to ptaków się nimi dusi), zastępuje się je następnie niby samodegradującymi się innymi torbami (oczywiście płatnymi), których degradacji nie doczeka żaden żyjący dzisiaj na Z Z iemi człowiek. Z Z drugiej strony nikt nie protestuje przeciwko jednorazowym bateriom, preferując akumulatorki, nikt nie protestuje przeciwko serkom, w których każdy plasterek jest zawinięty osobno, następnie w większe opakowanie, następnie w większe…, wędlina na wagę zawijana jest tak, że waga folii dorównuje wadze plasterków szynki, nikt nie widzi nic złego w bombonierkach, w których więcej jest kartonu niż czekolady. Tam, gdzie wchodzi w grę biznes i zachęcenie klientów do kupna, im większe opakowanie, tylko lepiej. Kupowanie czegoś na wagę to margines, nawet węgiel kupuje się w opakowaniu. Ale niektórych dóbr, np. rozumu, nie sposób kupić ani na wagę, ani w opakowaniu.
..