Coraz większą – wręcz rynkową – wartością, którą Bóg bardzo niesprawiedliwie rozdziela pośród maluczkich, jest uczciwość, rzetelność i odpowiedzialność za swoje czyny. Nie każdy miał to szczęście, aby nauczyli go tego rodzice, szkoła lub najbliższe środowisko. I w takim przypadku powinna pojawić się interwencja państwa, które jako ustawodawca narzuca wspólnocie moralne reguły tego, co można i tego, co nie powinno się robić. Do tej pory te zasady nawiązywały bezpośrednio do „Dekalogu”, ale dziś coraz częściej sięgają do neomarksizmu. Bo jak inaczej wytłumaczyć uwalnianie coraz większej części klientów banków od wymogu regulowania należności? Coraz większa ochrona „konsumentów” przed globalnymi gigantami jest coraz częściej pomyślana jako sposób nauczenia ich wyuczonej bezradności, aby unikać prawnej odpowiedzialności za kredyty, nieprzemyślane zakupy, stałe uleganie presji reklam.