Sygnaliści czy kapusie?
Czy świątek, czy piątek, otworzysz jakiś odbiornik z przekazem wiadomości i kolejny przekręt, afera, skandal w pieniądzu mierzony. U nas media łaszczą się jeszcze na miliony, na Zachodzie piszą i mówią już tylko, gdy chodzi o miliardy.
Zespół złożony ze specjalistów globalnej firmy doradztwa finansowego Crowe oraz z badaczy angielskiego Uniwersytetu Portsmouth ocenił w kolejnym raporcie na ten temat, że koszty oszustw popełnianych przez firmy i ludzi działających „na własny rachunek” mogą wynosić ponad 5 bilionów (5 000 mld) dolarów.
To dużo, bo więcej niż rocznie wytwarza Japonia. Ponieważ 5 bilionów dolarów to ok. 5 – 6 proc. globalnego produktu brutto, co dwudziesty dolar z dorocznego dorobku wszystkich ludzi ląduje w kieszeniach oszustów.
Musi to mieć wpływ na stopień nierówności dochodowych i majątkowych. Może nawet większy niż systemy podatkowe.
Przyczyny oszustw
Wartości bezwzględne mają bardzo ograniczoną wartość. Oszustwa to przecież czarna strefa, w której nikt nie podaje danych na tacy. Istotniejsza jest przypuszczenie graniczące z pewnością, że proceder narasta.
Profesor Jim Gee – jeden z autorów powyższych oszacowań podaje, że od 2007 do 2019 r. straty z ich powodu wzrosły o 40 proc., a przeciętny wieloletni wskaźnik strat ponoszonych w badanych pod tym względem przedsiębiorstwach wynosi ok. 6 proc. ich wydatków.
W bardzo obrazowym ujęciu, gdyby możliwe było zmniejszenie globalnej przestępczości finansowej o 40 proc., to do dodatkowej dyspozycji świata byłyby środki wytwarzane dziś w formie PKB przez wszystkie państwa nienależące do czołówki tworzącej G7. Gdyby je rozdzielić proporcjonalnie na wszystkie kraje poza siedmioma z czołówki, reszta byłaby dwa razy bogatsza, a gdyby trafiały tylko do najbiedniejszych, nędza przeszłaby do przeszłości.
W sprawie przyczyn oszustw nie oczekujmy rewelacji. Główna to chciwość i w ogóle niedoskonałość natury ludzkiej podatnej na bodźce. Pospolitemu złodziejstwu oraz biznesowemu „masowaniu” kosztów i wyników bardzo sprzyjają czasy ciągłego wyścigu, w których żyjemy.
Short-termism i nałóg manipulacji wynikami
W ścisłej czołówce przyczyn nie objętych kodeksem karnym jest tzw. short-termism, czyli rozliczanie szefów przede wszystkim z bieżących wyników, co pociąga za sobą manipulacje przechodzące często w nałóg.
Wśród tzw. tech start-upów pompowanie danych finansowych do czasu akceptacji przedsięwzięcia przez rynek ma nawet swoją dewizę „fake it till you make it”, czyli mniej więcej – kręć i matacz aż biznes odpali wreszcie.
Profesor Kelly Richmond Pope z Uniwersytetu Chicago, autorka książki o oszustwach pt. „Fool Me Once: Scams, Stories, and Secrets from the Trillion Dollar Fraud Industry” podkreśla, że defraudacje biznesowe reagują na pogodę w gospodarce.
Gdy gospodarka pędzi, łatwiej jest ukryć fałszerstwa. Recesje sprzyjają z kolei ujawnianiu przekrętów, ale z drugiej strony jest zaczynem kolejnych, bo trzeba ratować interes.
Wielkim podgrzewaczem i akuszerem przestępstw finansowych była pandemia Covid-19. Wystarczy wspomnieć polskie afery z maseczkami, czy respiratorami. Także praca zdalna ma swój wkład, ponieważ utrudnia kontrolę.
Nie można pominąć czynnika technologicznego, w tym powstania kryptowalut i grabieży dokonywanych w tym dość szemranym środowisku.
Podzielić należy opinię prof. Pope, że wygrażanie instytucjom rządowym i audytorom za nieudolność i brak skuteczności w zwalczaniu oszustw jest nieproduktywne. Namacalne efekty przynosi przede wszystkim wspieranie i ochrona sygnalistów, ponieważ nikt nie ma lepszych szans odkrycia oszukaństwa niż osoby z wewnątrz.
Tylko w USA sygnaliści mogą cieszyć się rzeczywistym i skutecznym wsparciem ze strony państwa. W Polsce „kapusie” nie mogą liczyć na pobłażanie. Donosicielstwo jest u nas gorsze od kradzieży.