Ryzyko geopolityczne działało dotąd na naszą korzyść
Słyszymy w kółko: ryzyko geopolityczne. Co to naprawdę znaczy?
– Ryzyko geopolityczne jest jednym z głównych zagrożeń dla gospodarki i – w konsekwencji – również dla banków. To rodzaj ryzyka, które zawsze istniało, ale nie było eksponowane na pierwszych stronach gazet. Dostało się na nie, gdy doszło do napaści Rosji na Ukrainę oraz zmiany agendy politycznej w Stanach Zjednoczonych, ale trzeba na nie patrzeć szerzej. Te elementy są bardzo widoczne, są zdarzeniami symbolicznymi, lecz pokazują szersze trendy. Od długiego już czasu widzimy na świecie postępującą polaryzację i fragmentaryzację.
Ale takiej wojny, jaką mamy w Europie, nie było prawie 80 lat.
– Po upadku Związku Radzieckiego Francis Fukuyama pisał o „końcu historii”. Koniec wcale nie nastąpił, a w tej chwili mamy postępującą fragmentaryzację świata i polaryzację w zakresie globalnej architektury militarnej, politycznej i przemysłowej, co znajduje odzwierciedlenie także w architekturze finansowej. To główne obszary ryzyka geopolitycznego i są one bardzo szerokie. W tej chwili na pierwszych stronach gazet widzimy dyskusję o wojnach celnych i innych barierach pozataryfowych, które na sztandary wziął sobie prezydent Donald Trump, ale to są tylko narzędzia prowadzące do realizacji szerszej polityki przemysłowej i technologicznej. Bo przez cła chodzi o powrót produkcji kluczowych technologii fizycznie do Stanów Zjednoczonych. Czyli o reshoring z jednej strony, a z drugiej o kontrolę eksportu ważnych technologii, takich jak choćby półprzewodniki, co dotknęło Polskę przy decyzjach o tym, do których krajów mogą być eksportowane np. procesory Nvidii. Elementem tej samej polityki są ograniczenia w dostępie do rynków i do surowców krytycznych.
Wojny czysto militarne to także trend?
– Napięcia militarne nie dotyczą przecież tylko Rosji i Ukrainy. Rosną jednocześnie w wielu, też historycznie, zapalnych punktach na świecie. Oprócz wojny, która toczy się najbliżej naszych granic, również na Bliskim Wschodzie prowadzone są realne, na dużą skalę działania wojenne, zresztą o ogromnym koszcie humanitarnym. Widać rosnące napięcia wokół Tajwanu i to z kolei ma wpływ na łańcuchy dostaw, ceny surowców i pogłębia nierówności społeczne.
Wyjątkowo duża elastyczność i zdolność adaptacji polskich przedsiębiorców do zmieniających się warunków powodowała, że polska gospodarka skutecznie sobie radziła ze światowym spowolnieniem. Niewielu Polaków jest świadomych, że jesteśmy chyba jedynym oprócz Australii krajem – pomijając okres spadku PKB wywołanego lockdownami – który praktycznie od 30 lat nieprzerwanie notuje wzrost gospodarczy.
Jakie to ma skutki dla sektora finansowego?
– Zmiana polityki przemysłowej i fragmentaryzacja prowadzą do rosnącej fragmentaryzacji globalnej architektury finansowej, która – jak kiedyś wydawało się – obejmowała cały glob. W tej chwili mamy rosnące rozbieżności już na poziomie takich elementarnych rzeczy, jak rozliczenia transgraniczne z powodu sankcji, które też są elementem pogłębiającej się fragmentaryzacji. Do tego dochodzą rozbieżności w regulacjach, które Donald Trump też wziął na swoją agendę prezydencką. Deregulacja prowadzi do tego, że kraje czy obszary zaczynają między sobą konkurować tym, na ile łatwo albo trudno będzie się prowadziło w nich biznes, w tym również biznes bankowy.
Jakie są kanały transmisji tych ryzyk do polskiego sektora bankowego?
– To zabrzmi nadzwyczajnie optymistycznie, ale jest faktem, że do tej pory polski sektor bankowy i polska gospodarka wykazały się relatywnie dużą odpornością na szoki zewnętrzne związane z materializacją ryzyka geopolitycznego. Główne kanały transmisji ryzyka geopolitycznego do gospodarki danego kraju i jego systemu bankowego można podzielić na: makroekonomiczny, rynkowy oraz operacyjny i regulacyjny. Jeżeli chodzi o kanał makroekonomiczny, to do tej pory Polska nie doznała spowolnienia wzrostu gospodarczego związanego z materializacją ryzyk geopolitycznych ani też jakiejś istotnej zmienności kursów walutowych. Można by powiedzieć, że – paradoksalnie – nasza pozycja geograficzna okazała się dla nas korzystna, bo akurat materializacja ryzyka geopolitycznego na świecie była dla Polski w krótkim okresie raczej gospodarczo korzystna, niż była zagrożeniem.
Skorzystaliśmy na wojnie w Ukrainie?
– Paradoksalnie tak. Nieszczęście naszych sąsiadów przez ostatnie trzy lata okazało się bardzo korzystne dla polskiej gospodarki wskutek kilku elementów sytuacji makroekonomicznej. Duża migracja wymuszona napaścią Rosji na Ukrainę spowodowała dużo większy popyt detaliczny w Polsce dzięki dużej liczbie migrantów. Spora część migrantów podjęła w Polsce pracę i to spowodowało, że mieliśmy wyższy wzrost PKB niż gdyby tego napływu nie było. Migracja pomogła nam złagodzić bardzo duże problemy, które mamy z demografią, bo pamiętajmy, że demografia Polski jest jedną z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszą w Europie i w bardziej rozwiniętym świecie. Spory napływ migrantów w wieku produkcyjnym pomógł nam poradzić sobie z tym wyzwaniem. Dalszy skutek jest taki, że Polska znalazła się na radarze bardzo wielu instytucji, w tym instytucji finansowych, bo zwróciły uwagę – także dzięki bliskości konfliktu – na nasz sukces gospodarczy niespotykany, jeśli chodzi o inne kraje po upadku muru berlińskiego. Symbolem tego była okładka „The Economist” sprzed kilku miesięcy, poświęcona właśnie polskiemu cudowi gospodarczemu. W związku z tym Polska nie tylko nie zaobserwowała odpływu kapitału, ale wręcz na nowo inwestorzy zwrócili uwagę na nasz kraj i zalety tego, że materializacja ryzyka geopolitycznego dla innych głównych gospodarek, dla Polski może być korzystna.
Jak jeszcze skorzystaliśmy?
– Konkretne wskaźniki widać w portfelu kredytowym polskiego sektora bankowego. Jego jakość jest dobrym papierkiem lakmusowym, pokazującym zdrowie czy kondycję gospodarki. Widzimy, że od zakończenia pandemii systematycznie maleje koszt ryzyka kredytowego, czyli straty z tytułu niespłacanych kredytów, które banki ponoszą. Wielkość portfela niepracującego cały czas jest pod kontrolą. Jak dotąd transmisja ryzyka geopolitycznego do banków – poprzez kanał sektorowy, czyli przez przenoszenie się ryzyka w branżach wrażliwych na geopolitykę – też nie miała istotnego wpływu na jakość portfela kredytowego i na polską gospodarkę. Nawet sektory, które mogłyby się wydawać bardziej wrażliwe na geopolitykę, np. sektor motoryzacyjny, też radzą sobie relatywnie dobrze, pomimo wyraźnego spowolnienia tego sektora u naszego zachodniego sąsiada.
Nie miała, ale czy nie będzie miała?
– To pytanie zadawaliśmy sobie przed każdym większym kryzysem i do tej pory zawsze ci, którzy wieszczyli nadchodzący kryzys, okazywali się nadmiernymi pesymistami. Bo wyjątkowo duża elastyczność i zdolność adaptacji polskich przedsiębiorców do zmieniających się warunków powodowała, że polska gospodarka skutecznie sobie radziła ze światowym spowolnieniem. Niewielu Polaków jest świadomych, że jesteśmy chyba jedynym oprócz Australii krajem – pomijając okres spadku PKB wywołanego lockdownami – który praktycznie od 30 lat nieprzerwanie notuje wzrost gospodarczy. To jest właśnie przypisywane przede wszystkim relatywnie dużej dywersyfikacji polskiej gospodarki, silnemu popytowi wewnętrznemu, a jednocześnie dużej zdolności adaptacji polskich przedsiębiorstw i przedsiębiorców do zmieniających się warunków. Ta zdolność adaptacji wydaje się być zdecydowanie większa, niż to co widzimy u niektórych naszych zamożniejszych sąsiadów w Europie Zachodniej.
Czy polscy przedsiębiorcy mogą utrzymać zdolność adaptacji, skoro od dekady nie inwestują?
– Przedsiębiorcy są bardzo skuteczni w adaptacji rozwiązań, które wymyślono gdzie indziej. W związku z tym adaptujemy coś, co nie jest w naszych statystykach inwestycji, ale korzystamy z tego po stronie produkcyjnej. Więcej na ten temat można przeczytać np. w raporcie naszych ekonomistów „O fetyszu stóp inwestycji” https://makroekonomia.mbank.pl/295060-o-fetyszu-stop-inwestycji
Co ten bilans ryzyk – ich pozytywnych i negatywnych przejawów – oznacza dla banków?
– Rolą zarządzających ryzykiem jest przede wszystkim zastanowienie się, jakie negatywne scenariusze są przed nami. Ale również odpowiedzenie sobie na pytanie, co one mogą znaczyć dla gospodarki, dla naszych klientów i – w konsekwencji – dla jakości naszego portfela kredytowego. Ostatnie pięć lat było wyjątkowym testem kreatywności dla zarządzających ryzykiem. Bo spora część bardziej zaawansowanych banków używa tzw. modeli wewnętrznych do wyznaczania wymogów kapitałowych na ponoszone ryzyko. Modele te są akceptowane przez nadzór bankowy, czyli w Polsce przez Komisję Nadzoru Finansowego, w strefie euro przez Europejski Bank Centralny. W skrócie te modele opierają się na tym, że przeszłość jest dobrym źródłem do przewidywania przyszłości. A to co się wydarzyło przez ostatnie pięć lat, czyli najpierw pandemia i zamknięcie gospodarki, później bardzo duży szok inflacyjny, największa konwencjonalna wojna w Europie od 1945 r., a teraz polityka USA będąca źródłem raczej destabilizującym niż stabilizującym porządek światowy.
No właśnie, same czarne łabędzie…
– Każde z tych zdarzeń nie jest czymś, co pozwala wnioskować z przeszłości, tylko jest kolejnym scenariuszem stresowym. Musimy sobie odpowiedzieć, w jaki sposób wpłynie on na portfel kredytowy, w jaki sposób wpłynie na naszych klientów. To po stronie banków oznacza konieczność budowania bardzo dynamicznych scenariuszy stresowych i dużo bardziej dynamicznego zarządzania ryzykiem kredytowym, patrzenia na poszczególne limity sektorowe. Zarządzający ryzykiem muszą dużo bardziej aktywnie monitorować klientów w czasie rzeczywistym, no i zastanowić się, jakie bufory, i w którym miejscu są potrzebne, żeby bezpiecznie przeprowadzić bank przez takie zawirowania. Być może najważniejszy w tym zakresie, po stronie korporacyjnego portfela kredytowego, jest stały dialog z klientami, bo dzięki temu dialogowi jesteśmy w stanie zrozumieć ryzyka, z którymi oni się mierzą w swoich modelach biznesowych. Możemy też tak pomóc klientom strukturyzować finansowanie, żeby było jak najbardziej dopasowane do ich potrzeb i ryzyk związanych z prowadzoną działalnością.
Jaka jest w tym wszystkim rola państwa – czy szerzej – władz publicznych. Powinno mitygować ryzyka? Jak? A może państwo powinno być risk-takerem?
– Na to pytanie ekonomiści próbują odpowiedzieć co najmniej od czasów wielkiego kryzysu lat dwudziestych, czyli już od wieku. Jaka jest rola państwa w gospodarce? Przez te 100 lat różni ekonomiści mieli różne punkty widzenia, ale tak naprawdę dyskurs się toczy w dwóch wymiarach, czyli w jaki sposób państwo buduje scenę dla prowadzenia działalności gospodarczej, na ile zapewnia stabilne i przewidywalne warunki jej prowadzenia oraz na ile organy państwa i państwo samo w sobie powinno być aktywnym uczestnikiem życia gospodarczego i ile państwa powinno być w gospodarce. I w tej chwili widzimy, że stopniowo akcent przesuwa się coraz bardziej na rosnącą rolę państwa w wielu obszarach gospodarki. Polska jest przykładem, że rola państwa w wielu sektorach, takich jak np. bankowość, jest nieporównywalnie większa niż chyba w jakimkolwiek innym kraju w Unii Europejskiej. Podobnie jeżeli chodzi o sektor energetyczny.
Jak to wygląda z pana perspektywy?
– Rolę państwa widzę przede wszystkim w tym, żeby zapewnić przewidywalność prowadzonej działalności gospodarczej, pozwalającą antycypować ryzyka polityczne i fiskalne, które mogą nastąpić. Chodzi o to, żeby nie było gwałtownych zmian warunków prowadzenia działalności. Jeśli chodzi o różne rodzaje poręczeń czy wsparcia ze strony państwa, to niewątpliwie jego rolą jest stymulacja inwestycji prywatnych w warunkach bardzo dużej niepewności. W okresie covidowym widzieliśmy, że wszystkie programy wsparcia są istotną dźwignią dla banków, pomagającą im wziąć ryzyko. To także rola stymulacji długoterminowej transformacji gospodarki, a przede wszystkim tak bardzo potrzebnej Polsce transformacji energetycznej. Pamiętajmy, że chodzi nie tylko o źródła wytwarzanej energii, ale też o całą infrastrukturę przesyłową, która wymaga inwestycji. Rola państwa polega na tym, żeby punktowo celować w te miejsca, obszary i struktury finansowania, w które banki same nie mogą albo nie chcą wejść z finansowaniem. Ważną rolą państwa jest też to, żeby zapewnić redukcję ryzyka systemowego, czyli zabezpieczenie z jednej strony ciągłości ścieżki transformacyjnej, a z drugiej strony – zabezpieczenie finansowania transformacji strategicznych sektorów, czyli odnawialnych źródeł energii, jak też strategicznych branż przemysłowych tak, żeby nieciągłość w finansowaniu nie była powodem spowolnienia bądź braku tych koniecznych transformacji.
Spotkałem się z opiniami, że państwo się za bardzo rozpycha, zwłaszcza jeśli chodzi o finansowanie…
– Nie powiedziałbym, że programy państwowe wypychają kredyt prywatny ze strony banków, bo ogólnie popyt na kredyt w Polsce jest niski. Ale warto zwrócić uwagę na to, jaka jest w ogóle struktura bilansu polskiego sektora bankowego, bo polskie banki w większym stopniu w tej chwili kredytują polskie państwo przez portfel obligacji skarbowych, które mamy na bilansach, niż polskie przedsiębiorstwa. Polskie państwo pożyczyło od polskich banków więcej pieniędzy niż wszystkie polskie przedsiębiorstwa razem wzięte.
I co pan na to? „To się nie może źle skończyć”, czy też – „to się musi źle skończyć”?
– Może jest jakaś trzecia odpowiedź?
Warto zwrócić uwagę na to, jaka jest w ogóle struktura bilansu polskiego sektora bankowego, bo polskie banki w większym stopniu w tej chwili kredytują polskie państwo przez portfel obligacji skarbowych, które mamy na bilansach, niż polskie przedsiębiorstwa. Polskie państwo pożyczyło od polskich banków więcej pieniędzy niż wszystkie polskie przedsiębiorstwa razem wzięte.
Proszę bardzo.
– Faktycznie wielkość obligacji Skarbu Państwa w bilansach banków w Polsce jest jedną z najwyższych w Unii Europejskiej. I wśród ekonomistów na świecie z powodów systemowych to zawsze jest pewien powód do obaw. Te ryzyka mityguje fakt, że bardzo duża część długu państwowego znajduje się bezpośrednio w polskich rękach, czyli mamy podobną sytuację jak Japonia, która ma dużo wyższy poziom długu w stosunku do PKB niż Polska, ale dzięki temu, że finansuje go głównie na rynku lokalnym, udawało jej się zapewnić stabilność tego finansowania w długim okresie. Natomiast na pewno powinno być uważnie obserwowane to, jak zwiększanie koncentracji, zwiększanie poziomu finansowania ze strony inwestorów zagranicznych w całość wyemitowanego długu, wpływa na zmienność rynku i na stabilność tego finansowania. I w jaki sposób finansowanie jest kontynuowane w dłuższym okresie, bo w tej chwili źródłem troski społeczności ekonomistów jest dość wysoki poziom deficytu budżetowego zarówno w tym, jak i w przyszłym roku. Jest też świadomość, że część tego deficytu pochodzi z bardzo gwałtownie zwiększonych i koniecznych wydatków na obronność, tym niemniej dyskusja o stabilności deficytu i jego finansowaniu w dłuższym okresie będzie wymagała uwagi. Dobrze, udało mi się znaleźć trzecią drogę?
Perfekcyjnie dyplomatycznie. Zapytam zatem o nowe propozycje dotyczące podatku bankowego – podwyżki CIT i niewielkiego zmniejszenia wymiaru podatku od aktywów. Czy to zgodne z oczekiwaniami sektora?
– Plan trwałego podwyższenia CIT tylko dla banków jest ewenementem w UE i budzi kontrowersje: rządzący argumentują, że sektor powinien podzielić się nadzwyczajnymi zyskami z okresu wysokich stóp procentowych, krytycy ostrzegają przed ryzykiem destabilizacji i ograniczeniem kredytowania gospodarki. Wyższy podatek uszczupli kapitały własne banków, które i tak już gwałtownie stopniały w ostatnich latach w porównaniu do wielkości gospodarki realnej. To w długim terminie istotnie może obniżyć zdolność finansowania inwestycji prywatnych i publicznych. Sektor bankowy, jest w Polsce głównym filarem rynku kapitałowego i głównym źródłem finansowania rozwoju, a już teraz należy do najbardziej obciążonych podatkami branż. Nowe obciążenia mogą zniechęcać inwestorów i podnosić koszty kredytu. Już spotykamy się z pytaniami inwestorów zagranicznych: „jaki jest politycznie dozwolony poziom zysku z sektora bankowego w Polsce?”. To nie wpływa dobrze na klimat inwestycyjny w naszym kraju. Polacy odczują skutki podwyżki pośrednio – w postaci niższych dywidend funduszy emerytalnych i spadku wartości oszczędności ulokowanych na giełdzie. Choć dodatkowe wpływy CIT są ważne dla finansów publicznych, brak równowagi między fiskalizmem a stabilnością sektora może osłabić potencjał transformacji gospodarczej. Optymalnym rozwiązaniem byłaby czasowa, sprawiedliwiej rozłożona danina lub rekompensaty regulacyjne, które pozwoliłyby bankom zachować zdolność finansowania potrzeb państwa i przedsiębiorstw. W długim interesie kraju leży bowiem zarówno silny budżet, jak i zdrowy, rentowny przez cały cykl gospodarczy sektor bankowy.
Narzędzia AI są bardzo pomocne w wykrywaniu anomalii i zagrożeń – pod warunkiem właściwego nadzoru. Dzięki nim banki są w stanie wykryć zagrożenia czy schematy zagrożeń, które w innych sytuacjach byłyby dużo trudniejsze do wyłapania. Pieniądzom zwykłych ludzi bardziej niż wyrafinowani szpiedzy zagrażają pospolici, lecz coraz bardziej przebiegli przestępcy.
Czy jesteśmy cały czas na ścieżce nasilania się wojny w cyberprzestrzeni i czy jest to związane bezpośrednio z agresją Rosji na Ukrainę?
– Cyberzagrożenia są wielowymiarowe. Faktem jest, że banki – jako infrastruktura krytyczna każdego państwa – są potencjalnym celem ataków. Są w sytuacji wojennej bądź wojny przez pośrednika. Trzeba docenić kolegów bankowców z Ukrainy, bo dzięki ich zdolności powstrzymywania ataków na infrastrukturę krytyczną ze strony wrogich krajów Ukraina była w stanie ponad trzy lata wojny przetrwać jako całkiem sprawnie funkcjonujące państwo i gospodarka. Gdyby niesprawnie funkcjonujący ukraiński system bankowy, to dzisiaj ta sytuacja mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. Polskie banki też do tej pory zaprezentowały wysoką odporność w zakresie cyberbezpieczeństwa, w szczególności jeśli chodzi o istotne ataki. Natomiast gdy mówimy o cyberzagrożeniach, to od frontu wojennego bardziej istotne jest codzienne funkcjonowanie banków i naszych klientów. Bez względu na to, jak zaawansowane narzędzia stosuje bank, to człowiek jest najsłabszym ogniwem. Przestępcy – przy rosnącej profesjonalizacji ich działalności i jej optymalizacji kosztowej – uderzają tam, gdzie najłatwiej uzyskać zwrot, czyli atakują najsłabsze ogniwo, a więc pojedynczego klienta. Dlatego tak ważne są liczne kampanie, zarówno sektora bankowego jako całości przez Związek Banków Polskich, jak i mBanku, który ma program budowania wzrostu świadomości klientów na cyberzagrożenia. To m.in. nasz najnowszy program „Jazgot”.
Komu bardziej pomaga sztuczna inteligencja – bankom czy przestępcom?
– Sztuczna inteligencja jest z mojej perspektywy akceleratorem ryzyka, bo poszerza zestaw narzędzi i powierzchnie ataku przez zdolność do generowania fałszywych tożsamości czy fałszywych rozmówców. Umożliwia bardzo zaawansowaną manipulację danymi i w konsekwencji osoby, które są nieprzyzwyczajone czy nie mają świadomości, że takie narzędzia istnieją, mogą być dużo łatwiej zmanipulowane, niż było to możliwe w przeszłości. Narzędzia, które służą czy pomagają w generowaniu fake newsów, o których dużo mówi się na innych frontach, są bardzo szeroko wykorzystywane w działalności przestępczej. Ale jak przy każdym wyścigu zbrojeń, przestępcy się zbroją w nowe narzędzia AI, a z drugiej strony banki też wzmacniają swoje systemy obrony. Narzędzia AI są bardzo pomocne w wykrywaniu anomalii i zagrożeń – pod warunkiem właściwego nadzoru. Dzięki nim banki są w stanie wykryć zagrożenia czy schematy zagrożeń, które w innych sytuacjach byłyby dużo trudniejsze do wyłapania. Pieniądzom zwykłych ludzi bardziej niż wyrafinowani szpiedzy zagrażają pospolici, lecz coraz bardziej przebiegli przestępcy.