Rynek sztuki analizować bez wypieków na twarzy

Rynek sztuki analizować bez wypieków na twarzy
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Rynek dzieł sztuki może i da się wtłoczyć w schludną tabelę, ale - w przeciwieństwie do akcji na giełdzie - niemal każda transakcja wzięta będzie z innego świata. Jako przykład dla wysnuwania trendów posłużą dwa obiekty z katalogu poniedziałkowej aukcji - oba niosące w sobie mroczny ślad wojny i lekką dla ucha wiadomość o niedoszacowaniu.

#IwonaWojnarowicz: #MarekWłodarski z pewnością należy do artystów, którzy przez lata pozostawali niedoceniani przez rynek #Libra @AlternatywnePL

Erna na pierwszy ogień

Zanim ostatni z słupków aukcyjnego obrotu zasili „Zamglone okno”, wiadomo, że ma spodziewaną wartość w przedziale 100-120 tys. zł i pójdzie pod młotek na nadchodzącej aukcji Libry w Warszawie. Czy to dużo, jak na obraz malarki, której nazwisko przed paroma laty nawet nie przewijało się na licytacjach?

Obierając najprostszy wyznacznik, zapytamy o rekord – padł w ubiegłym roku, kiedy o równie tajemniczą kompozycję rywalizowano od progu 90 tys. zł, kończąc na stawce 320 tys. zł, kilkadziesiąt tysięcy wyższej od górnej granicy estymacji.

 

 

Co mówi wykres?

 

Na pytanie, jak odczytywać fakt, że akcja rozwija się na wykresie dopiero od niedawna, można natomiast odpowiadać z pewną przychylnością, dlatego że zwyżka na rynku dzieł konkretnego artysty nie stygnie zwykle natychmiast – jeśli ceny zaczynają się wyraźnie podnosić, w inwestorach nie budzi się raczej oszczędność, tylko zainteresowanie obiektem coraz śmielej docenianym przez kolekcjonerów.

Zestawiając ze sobą dane z 2018 i 2015 roku możemy podać dwie takie wzmagające apetyt obserwacje: aukcyjny obrót zwiększył się prawie 24-krotnie, a średnia cena wzrosła 744 proc.

Czy zdecydował o tym wyłącznie rekord, dominujący w krajobrazie niskich i sporadycznych notowań?

Tym razem nie – w ubiegłym roku wylicytowano aż 45 prac Erny Rosenstein, co prowadzi już wyłącznie do pytania, co kolekcjonerzy widzą w obrazach złożonych z linii grubości niteczek i popielatych maźnięć.

 

Co mówi obraz?

Szczęśliwie dla analityków, obraz przemawia zwykle trzema drogami: swoją warstwą malarską, tytułem i kontekstem jego powstania. Czy to „Zamglone okno” jest więc samym widokiem na jakąś zadymioną przestrzeń, którą trawi żywy ogień, czy może radosną wariacją, do której artystkę popchnęła jesienna pogoda? Czy malowane cienką warstewką plamki w rogu to pląs rozgrzanego powietrza, czy opadający popiół? Znamy tytuł, widzimy obraz, trzeba więc zapytać o konteksty.

Erna Rosenstein jest artystką wyjątkową, a fakt, że przeżyła holocaust sprawił, że trauma wojny bywa bardzo czytelna w jej pracach, choć nie zawsze sprowadza się to do ciężaru podejmowanych tematów. Częściej musimy przyjrzeć się dokładniej – palecie barw, rozedrganemu sposobowi malowania, cieniom. Niektóre elementy – jak na przykład ten pełznący płomień widoczny na „Zamglonym oknie” – wyrażają to napięcie mniej dosłownie, jak w wierszu, metaforze – komentuje Iwona Wojnarowicz ze stołecznej Libry, w której obraz wisi na ścianie tuż obok innej zagadki, którą pozostawił Marek Włodarski, zanim właściwie stał się na dobre Markiem.

 

Henryka tu nigdy nie było

Co mówi wykres?

Tym razem wykres skutecznie nas zwodzi, dlatego że w porównaniu do rynku prac Erny Rosenstein sugeruje znacznie bardziej rozwiniętą sytuację. Obserwując go dokładniej, przekonamy się, że to nieprawda, bo wskaźnik ujęty jest jakby o krok wcześniej – Marka Włodarskiego dopiero czeka zainteresowanie na aukcjach, a pozornie pokaźne słupki bazują na stosunkowo niskiej próbie.

Jeśli chcielibyśmy zestawić na przykład aukcyjny obrót z ubiegłego roku z wynikiem sprzed czterech lat, uzyskamy tłusty rezultat przekraczający 1500 proc. wzrostu, tymczasem wszystko, co analizowaliśmy to: 11 obiektów wylicytowanych w roku 2018 i jeden sprzedany w 2014. Skąd wiadomo jednak, że niebawem należy się spodziewać solidniejszych danych?

– Marek Włodarski z pewnością należy do artystów, którzy przez lata pozostawali niedoceniani przez rynek, dlatego stwierdzenie, że jego dorobek będzie drożał, nie jest w obecnej sytuacji wróżeniem na wyrost. W świetle informacji o kilku wystawach jego twórczości przygotowywanych i w Polsce, i zagranicą, spodziewamy się w najbliższym czasie znacznego ożywienia popytu – dodaje Iwona Wojnarowicz.

Co na to wystawione dzieło, które przecież miało pamiętać wydarzenia czarne, a tymczasem gra mandoliną i pogodnymi barwami, jakby nic się nie stało?

Co mówi obraz?

Malowany olejną farbą „Posiłek” Marka Włodarskiego powstał niedługo przed wybuchem wojny, w 1938 r., wobec czego można o nim właściwie mówić jako o dziele Henryka Strenga – prawdopodobnie jedynego polskiego surrealisty, który w latach 20. obracał się w najściślejszym paryskim kręgu tego nurtu.

3 czerwca na stołeczną licytację trafią trzy jego prace, przy czym każda wyceniana w innym przedziale: surrealistyczna akwarela warta najpewniej kilkanaście tysięcy złotych, ważny w dorobku szkic za kilkadziesiąt tysięcy i wspomniany obraz olejny, którego estymacja dochodzi do 150 tys. zł.

Jak czytać „Posiłek”, żeby dostrzec w nim ten ładunek grozy? Najpierw warto obejrzeć dokładnie to, co powstało przed wojną: krzesło w tle przywodzące wnętrza Van Gogha, niebieską siwiznę, modelunki twarzy, zacieniony brzeg stołu koloru wrzosów, szafirowe krawędzie, aż wreszcie nieziemską zupę, która paruje na stole jak czynny wulkan.

Wojnę widać natomiast w tym, czego brakuje – jak wskazują eksperci Libry, w rogu obrazu jest co prawda miejsce sygnatury Henryka Strenga, ale artysta zamalował ją najpewniej już jako Marek Włodarski, usilnie wymazujący swoją poprzednią tożsamość.

– Ze względu na swoje żydowskie pochodzenie, zmienił nazwisko na Marek Włodarski i przez kolejne dwa lata ukrywał się w kompletnym zamknięciu za szafą – opisuje powojenne losy malarza aukcyjny katalog – zniszczył potem wszystkie dokumenty, identyfikujące go jako Henryka Strenga i zmienił sygnatury na pracach.

Jak dodaje Iwona Wojnarowicz, stojąc naprzeciwko pracy, przez wiele lat nie było nawet wiadomo, że Henryk Streng ocalał – cień wojny padł w końcu również na obrazy, które w kameralnych scenach dokumentowały jeszcze spokojne czasy.

Źródło: Alternatywne.pl