Rok 2016 rozpoczął się od krachu
Rok 2016 na światowych giełdach rozpoczął się od krachu w Chinach. W poniedziałek tamtejszy indeks CSI300 spadł o 7%, a Shanghai Comp. zanurkował o 6,9%. Dziś władze Chin nie dopuściły do kontynuacji przeceny, ale to nie zamyka tematu. Mleko już się rozlało.
Wczoraj indeks CSI300, grupujący 300 największych firm notowanych w Państwie Środka, spadł o 7% do 3469,1 pkt. Była to największa jednodniowa przecena od sierpnia 2015 roku, gdy chiński rynek akcji przeżył prawdziwy krach, spadając w ciągu 2 miesięcy o 45%.
Równie mocno w poniedziałek stracił na wartości indeks Shanghai Comp., który po przecenie o 6,9% znalazł się na poziomie 3296,3 pkt., wyznaczając 2,5 miesięczny dołek i kreśląc na wykresie złowróżbną formację podwójnego szczytu.
Wtorkowa sesja na chińskich giełdach rozpoczęła się od kontynuacji spadków, ale pojawił się już (wykreowany sztucznie) popyt na przecenione akcje. Ostatecznie indeks CSI300 zamknął dzień wzrostem o 0,3%, a Shanghai Comp. spadkiem o 0,3%. Przed przeceną rynek uchroniły zakupy akcji dokonywane przez państwowe fundusze, jak również wiara w to, że ewentualne podjęcie przez Pekin administracyjnych kroków zmierzających do ograniczenia spadków, odwróci sytuację na giełdzie. Przy czym należy pamiętać, że w tym drugim przypadku jest to też bardzo negatywny czynnik, gdyż uniemożliwiona zostanie sprzedaż akcji przez inwestorów, którzy chcieliby się ich pozbyć. W innych okolicznościach może więc to doprowadzić do zwiększonej podaży akcji w obawie właśnie przed wprowadzeniem zakazu sprzedaży.
Wczorajsza przecena w Chinach była największa od lata 2015 roku. Zarówno wtedy, jak i teraz u źródeł wyprzedaży leżały obawy o kondycję chińskiej gospodarki i strach przed jej twardym lądowaniem. Obecnie pretekstem do takiego myślenia, pretekstem do paniki, były fatalne dane z tamtejszego przemysłu oraz osłabienie juana. Indeks PMI obrazujący kondycję dużych chińskich, głównie państwowych, firm z sektora produkcyjnego, spadł w grudniu do 48,2 pkt. z 48,6 pkt. w listopadzie, podczas gdy oczekiwano jego wzrostu do 49 pkt. Tym samym kolejny już miesiąc koniunktura w przemyśle pogarszała się. Cieniem na nastrojach położyła się też przecena juana. W relacji do dolara był on najsłabszy od 2011 roku.
Obawy o Chiny w sposób tradycyjny przełożyły się na wzrost awersji do ryzyka, stając się przyczynkiem do wyprzedaży akcji zarówno na azjatyckich, jak i europejskich oraz amerykańskich parkietach. Wczoraj japoński Nikkei spadł o ponad 3%, zamykając się najniżej od 2 i pół miesiąca. Indeks DAX spadł o 4,3%, CAC o 2,5%, a S&P500 o 1,5%. Wyprzedaż nie ominęła również Polski. Reprezentujący szeroki rynek indeks WIG zanurkował o 2,4% do 45356,6 pkt., a grupujący największe spółki indeks WIG20 o 2,9% do 1804,4 pkt.
Dzisiejsze uspokojenie sytuacji na chińskim rynku akcji przynosi już niewielką poprawę nastrojów w Azji oraz ma szansę zaowocować odbiciem na giełdach w Europie i USA. Należy jednak mieć świadomość, że przysłowiowe mleko już się rozlało. Poprawa w Chinach najprawdopodobniej jest tylko krótkoterminowa, a spadki mogą być w kolejnych dniach kontynuowane. Wskazuje na to chociażby układ sił na wykresach tamtejszych indeksów. I tak w przypadku indeksu CSI300 wrażenie robi nie tylko sama skala wczorajszej przeceny (7%), ale również fakt, że zainicjowane pod koniec sierpnia odbicie na chińskiej giełdzie zostało zatrzymane na poziomie 38,2% zniesienia spadków z okresu czerwiec-sierpień 2015, a w poniedziałek została przełamana ponad 4-miesięczna linia impulsu wzrostowego. To zapowiada spadek w kierunku sierpniowego dołka na poziomie 2952 pkt., czyli przecenę jeszcze o 15%.
Podsumowując, załamanie cen akcji na giełdzie w Chinach może oznaczać nową falę strachu przed twardym lądowaniem tamtejszej gospodarki. To zaś oznaczałoby, że pierwsza połowa stycznia upłynie pod znakiem spadków cen akcji na światowych giełdach i korektę wycen indeksów o 10-20%. I to zapewne nie będzie ostatnia odsłona chińskiego strachu w tym roku. Gospodarka znajduje się bowiem na równi pochyłej. Z kwartału na kwartał wzrost jest coraz wolniejszy. Kiedyś zakończy się to kryzysem, który przerodzi się w kryzys światowy. Jednak jeszcze nie teraz. Teraz inwestorzy będą się tylko tego kryzysu obawiać.
Marcin Kiepas,
Admiral Markets