Rekomendacja U: regulacja rynku czy niebezpieczny precedens?
Z mec. Piotrem Czublunem, radcą prawnym, ekspertem ds. prawa ubezpieczeniowego przy Komisji Europejskiej, rozmawiał Karol Jerzy Mórawski
Karol Jerzy Mórawski: W najbliższym czasie możemy się spodziewać ogłoszenia przez Komisję Nadzoru Finansowego Rekomendacji U. Czy jest w ogóle dobrym krokiem stworzenie takiej rekomendacji – i czy powinna ona obejmować swym zakresem cały, niezwykle zróżnicowany rynek ubezpieczeń, umownie określanych jako bancassurance? Czy – jeżeli uznajemy, że słusznie wybrano drogę rekomendacji – powinny zostać wyodrębnione określone rodzaje produktów ubezpieczeniowych, dla których odpowiednie będą dane uregulowania?
mec. Piotr Czublun: Na początku musimy w ogóle założyć, że Rekomendacja U i jej treść mieści się w delegacji ustawowej, jaką daje KNF-owi Prawo bankowe do tego, żeby regulować działalność bankową w drodze rekomendacji. Zakładając, że ten sposób regulowania rynku w tym konkretnym przypadku jest zasadny, można podnieść pytanie, jakiego obszaru rynku bancassurance ta rekomendacja powinna dotyczyć. Czy wszystkich ubezpieczeń, czy też może jedynie takich ubezpieczeń, które mają związek z jakimś ryzykiem bankowym – a więc na przykład produktów zabezpieczających ryzyko spłaty kredytu bankowego. U źródeł rekomendacji i u jej przyczyn były produkty takie, które niewiele mają wspólnego z zabezpieczeniem ryzyka banku. Były to produkty, które mają charakter inwestycyjny. W tym obszarze były wysokie prowizje bankowe, pojawiały się problemy – chociażby z tak zwanymi opłatami likwidacyjnymi. Z tego powodu KNF uznał, że trzeba ten rynek w ten czy inny sposób uregulować. Oczywiście, otwartą kwestią jest to czy regulujemy jakiś segment tego rynku. Na dobrą sprawę trudno byłoby uregulować wyłącznie jakiś wybrany obszar bancassurance.
KJM: Mamy przykład brytyjski, gdzie pewne formy przeregulowania rynku dotyczące części rynku bancassurance – czyli ubezpieczeń PPI, związanych z ryzykiem spłaty kredytu bankowego – spowodowały sparaliżowanie tego segmentu rynku. Czy Polsce grozi w tym momencie wariant brytyjski, czy też nie ma powodu do aż takich obaw?
PC: Aż tak poważnych konsekwencji bym tu nie widział. W przypadku rynku brytyjskiego było kilka istotnych zmian, które spowodowały, że rynek praktycznie umarł. Na przykład zakazano sprzedaży ubezpieczenia bezpośrednio przy zakupie produktu bankowego – należało oferować takie ubezpieczenie w ciągu 14 dni od zawarcia umowy o kredyt bankowy. Spowodowało to, że odsetek produktów ubezpieczeniowych kupowanych przez klientów banków drastycznie spadł. W Polsce na szczęście takich propozycji nie ma. Są oczywiście inne, które mogą w dalszym stopniu utrudnić rozwój tego rynku, natomiast nie ma moim zdaniem tak drakońskich rozwiązań, które groziłyby totalnym i całkowitym załamaniem tego rynku.
KJM: Krytykując rozwiązania brytyjskie, trzeba jednak oddać sprawiedliwość w jednej kwestii: w miejsce obowiązkowego dostarczania rozległej, nierzadko niezrozumiałej dla przeciętnego klienta dokumentacji wprowadzono tam konieczność poinformowania klienta przez sprzedawcę o istotnych warunkach nabywanego produktu. W polskim przypadku zmierza to w odwrotnym kierunku – wymagania dotyczące przedkładanych dokumentów wzrastają i to znacznie.
PC: Dotknął Pan bardzo istotnego elementu Rekomendacji U, budzącego najwięcej kontrowersji. Jedną z przyczyn, dla których rekomendacja powstała, był fakt, ze klienci – zdaniem KNF – byli niedoinformowani odnośnie zakresu ochrony, podmiotu, który dostarcza ochrony, kosztów ochrony. Niestety, to, co wydarzyło się na poziomie rekomendacji, to w zasadzie całkowite wylanie dziecka z kąpielą. Dziś klient powinien dostać od banku chociażby warunki ubezpieczenia dotyczące jego praw i obowiązków, ogólne warunki ubezpieczeń, kartę produktu i wiele innych informacji. W tym gąszczu informacyjnym łatwo się pogubić. Moim zdaniem ten problem można było w bardzo prosty sposób rozwiązać – chociażby idąc tym śladem, który proponuje Polska Izba Ubezpieczeń: wprowadzając kartę produktu. Ten pomysł pojawia się zresztą również w Rekomendacji U. Wykorzystajmy kartę produktu jako podstawowy dokument w komunikacji z konsumentem, określający podstawowe, istotne dla danego ubezpieczenia parametry.
KJM: Nie sposób się oprzeć wrażeniu, że przy okazji regulator otworzył pewną puszkę Pandory – wprowadzając obowiązek testowania „odpowiedniości i adekwatności” informacji przekazywanych poszczególnym klientom. To dość niebezpieczny precedens.
PC: Gdyby w tym obszarze chcieć literalnie wypełniać rekomendację, to powiem szczerze: ja sobie tego nie wyobrażam. Na dobrą sprawę – po wejściu w życie rekomendacji bank czy ubezpieczyciel zanim zaproponuje klientowi ubezpieczenie, powinien się upewnić, ze klient rozumie, co kupuje, dlaczego kupuje i po co mu to jest potrzebne. Bank w zasadzie w ogóle nie powinien sprzedać klientowi ubezpieczenia, kiedy nie ma pewności, że ma on pełną wiedzę odnośnie produktu i naprawdę tego chce. Zmierza to moim zdaniem w kierunku niebezpiecznym. To właśnie Komisja Nadzoru Finansowego, wraz z innymi organami państwa, powinna zaangażować się w szeroko zakrojoną akcję edukacyjną – której celem powinno być uświadamianie Polakom, czym jest ubezpieczenie, czym jest ubezpieczenie do kredytu i cała masa pojęć, które powinny być znane przez każdego dorosłego Polaka.
KJM: Ostatnia sprawa: regulacja prowizji pobieranej przez banki – w szczególności w sytuacji, gdy występują one w roli pośrednika ubezpieczeniowego. Zdarzają się wprawdzie sytuacje, gdy cena określonych towarów i usług regulowana jest na podstawie obowiązującego prawa – ale stosowane jest to w sytuacjach wyjątkowych. Czy sprzedaż produktów ubezpieczeniowych naprawdę wymaga aż tak głębokiej interwencji w wolny rynek?
PC: W mojej ocenie, tego typu regulacje w znaczący sposób wykraczają poza obszar bezpiecznego, stabilnego zarządzania bankiem – a tylko w tym obszarze KNF może wydawać rekomendacje. Samo narzucanie rynkowi, jak ma kształtować wysokość prowizji samo w sobie jest niezgodne z prawem. KN ustawowej, a rodzaju rekomendacje wydawać. Kolejna kwestia to nadmierna ingerencja w prowadzenie działalności gospodarczej – bez względu na fakt, czy mówimy o rynku regulowanym, czy też nie, bo w tym akurat przypadku przepisy mówiące o rynku regulowanym nie wyłączają swobody działalności gospodarczej, gwarantowanej przez Konstytucję. Jeżeli mówimy o ograniczeniu swobody działalności gospodarczej, to może ona podlegać ograniczeniom wyłącznie w drodze ustawowej i tylko i wyłącznie z uwagi na ważny interes publiczny. Tutaj takiego przypadku nie mamy- a ingerowanie w wysokość prowizji to nic innego jak ograniczanie swobody działalności gospodarczej. Inna sprawa to fakt, że zapisy rekomendacji 18 są na tyle niejednoznaczne i szerokie, że konia z rzędem temu, kto na podstawie przywołanej rekomendacji chciałby oszacować, jaka właściwie prowizja spełnia oczekiwania KNF, czyli dla przykładu „nie narusza zaufania klienta do rynku finansowego”. Jest to moim zdaniem rzecz kuriozalna i bardzo niebezpieczna.
Fot. www.cztr.pl