Raport specjalny – „Ranking największych banków w Polsce”: W pełni wykorzystaliśmy możliwości polityczne i gospodarcze
Setna rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę to znakomita okazja, by spojrzeć na bankowość polską dwudziestolecia międzywojennego i po roku 1989. Jakie podobieństwa i różnice mógłby pan wskazać w obydwu okresach?
– Próba porównania dwóch kamieni milowych w dziejach polskiej bankowości jest ciekawym, ale niezmiernie trudnym i ryzykownym zabiegiem. Chcąc przeprowadzić takową analizę w sposób odpowiedzialny i wyczerpujący, należałoby uwzględnić w pierwszej kolejności różnice pomiędzy uwarunkowaniami politycznymi, gospodarczymi, społecznymi i – last but not least – technologicznymi, panującymi w Europie i Polsce po roku 1918 i 1989. Równocześnie nietrudno wskazać wiele podobieństw między obydwoma tak odległymi epokami. Należy do nich m.in. mnogość kryzysów finansowych, jakie miały miejsce tak na rynkach globalnych, jak i w Polsce.
Zarówno czas budowy niepodległej Polski, jak też transformacja systemu gospodarczego powojennej Polski w kierunku społecznej i konkurencyjnej gospodarki rynkowej przebiegały w okresie wysokiej inflacji, skutkującej koniecznością podjęcia procesu dezinflacji przez organy odpowiedzialne za sytuację ekonomiczną kraju. W obydwu przypadkach toczył się też spór o miejsce banku centralnego. W dwudziestoleciu międzywojennym ścierały się koncepcje roli banków centralnych wyniesione z poszczególnych zaborów, podobne różnice poglądów towarzyszyły wypracowywaniu modelu nadzoru nad rynkiem kredytowym. Późniejsze lata II Rzeczypospolitej to z kolei okres nacisków podejmowanych przez władze centralne, które dążyły do bezpośredniego wpływu na politykę monetarną i kredytową. Tymczasem w okresie transformacji po 1989 r. kwestia autonomii banku centralnego była nieporównanie bardziej oczywista, podobnie jak wizja nadzoru nad rynkiem kredytowym i bankowym. Walczyliśmy głównie o to, aby doprowadzić do większej harmonizacji i silniejszego współdziałania poszczególnych instytucji.
W obydwu przełomowych dla Polski momentach dziejowych toczyła się z kolei walka między różnymi ośrodkami o wpływy na politykę monetarną i kredytową. Te niełatwe doświadczenia z przeszłości i teraźniejszości, jak również obserwacje uwarunkowań panujących na innych rynkach sprawiły, że Związek Banków Polskich wystąpił z wnioskiem o zagwarantowanie konstytucyjnej autonomii banku centralnego, jak również o powołanie Rady Polityki Pieniężnej i kolegialnej Komisji Nadzoru Bankowego. Chodziło o to, by te wszystkie polityki były bardziej skoordynowane.
W dwudziestoleciu międzywojennym ścierały się koncepcje roli banków centralnych wyniesione z poszczególnych zaborów, podobne różnice poglądów towarzyszyły wypracowywaniu modelu nadzoru nad rynkiem kredytowym. Późniejsze lata II Rzeczypospolitej to z kolei okres nacisków podejmowanych przez władze centralne, które dążyły do bezpośredniego wpływu na politykę monetarną i kredytową. Tymczasem w okresie transformacji po 1989 r. kwestia autonomii banku centralnego była nieporównanie bardziej oczywista.
W obu przypadkach mieliśmy do czynienia z kształtowaniem się niejako od nowa polskiego sektora bankowego. Czy podobne paralele dotyczą również funkcjonowania samych instytucji finansowych na polskim rynku?
– Oczywiście, także i w tym obszarze wskazać można zarówno wiele podobieństw, jak też istotnych odmienności. Chciałbym zwrócić uwagę na jeden z ważniejszych, w moim przeświadczeniu, aspektów, jakim jest udział kapitału zagranicznego w polskim sektorze bankowym. Po roku 1918 był czas, kiedy owo zaangażowanie było dość istotne i mocno sprzyjało tendencjom rozwojowym. Równocześnie jednak rządzący Polską decydenci wyznawali pogląd, jakoby taka sytuacja ograniczała im wpływ na kierunki realizacji polityki gospodarczej. W efekcie po 1930 r. można obserwować intensywne wycofywanie się kapitału zagranicznego z polskiego rynku. Proces ten był zasadniczo kontynuowany przez całą dekadę poprzedzającą wybuch II wojny światowej, dzisiaj na podstawie analizy przepływów finansowych śmiało można stwierdzić, że Polska stawała się pod tym względem coraz bardziej osamotnionym krajem.
To jest symptomatyczne, że w obliczu napaści ze strony Niemiec i ZSRR zabrakło gospodarczych przesłanek do angażowania się innych krajów w obronę sytuacji Polski. Istniały oczywiście ważkie powody militarne i polityczne, jednak zabrakło motywów stricte ekonomicznych, mierzonych skalą utraconego kapitału. Przestrzegałbym rzecz jasna przed dokonywaniem jakichkolwiek prostych analogii lub porównań z obecną sytuacją geopolityczną czy też ekonomiczną naszego kraju. Polska jest dziś członkiem Rady Europy, Unii Europejskiej, stroną i uczestnikiem wielu traktatów, umów międzynarodowych i międzynarodowych instytucji finansowych. Narodowy Bank Polski jest trwale zakotwiczony w europejskim systemie banków centralnych. Ważnym czynnikiem integrującym nasze państwo z Europą i globalnym otoczeniem makroekonomicznym są rozliczne związki gospodarcze, nie tylko w obszarze rynku finansowego, takie jak choćby wysoki poziom inwestycji zagranicznych i eksportu czy też rosnące powiązania kooperacyjne.
Przejdźmy do wyzwań współczesności, a konkretnie – do digitalizacji sektora. W jakim stopniu technologie dają szansę na obniżenie kosztów, a na ile same stanowią koszt, który obniża stopę zwrotu?
– Polska bankowość przeszła dobrze przez kryzys, ponieważ mogliśmy intensywnie rozwijać zakres świadczonych usług i zapraszać do współpracy nowe rzesze Polaków. Przypomnę, że w ciągu zaledwie kilkunastu lat poziom ubankowienia Polaków zwiększył się ponad dwukrotnie, z niespełna 40% do obecnych 86%. Taki rezultat oznacza jedno: nowoczesne technologie pozwoliły na świadczenie usług dla znacznie szerszej grupy klientów, a w konsekwencji znacząco wpłynęły na wynik sektora bankowego. Innowacyjne rozwiązania głównie z branży IT umożliwiły też zaoferowanie nieskończonej liczby operacji płatniczo-rozliczeniowych. Płatności zbliżeniowe, ponad 35 mln rachunków bankowych dostępnych przez internet i 16 mln regularnych użytkowników, wreszcie 2 mln 300 tys. internetowych kont sektora MŚP, z czego 1,5 mln pozostaje w ciągłym użyciu – to są bezdyskusyjne oznaki postępu.
Takowym symptomem jest także cały system płatniczo-rozliczeniowy oraz mechanizmy zarządzania ryzykiem, bazujące na takich instytucjach, jak Biuro Informacji Kredytowej, Biuro Informacji Gospodarczej InfoMonitor czy kilkanaście baz danych administrowanych przez ZBP i Centrum Prawa Bankowego i Informacji. Dzięki wdrożeniom IT możliwe było chociażby stworzenie rejestru nieruchomości i cen transakcyjnych. Z drugiej wszakże strony należy dostrzec to, że pomimo ogromnego wysiłku w redukowaniu kosztów ich współczynnik do przychodów uległ podwyższeniu. Przypomnę, iż skala wzrostu aktywów sektora bankowego w ciągu kilku ostatnich lat była bardzo znacząca, sięgająca blisko 200 mld zł, a zwrot z kapitału i aktywów pozostał na niezmienionym poziomie, czyli przeciążenie branży jest już dziś bardzo wyraźne. Jest to efekt po części transferów na restrukturyzację SKOK-ów i zwiększających się danin przekazywanych do budżetu państwa, część środków, rzecz jasna, pozostało w gestii klientów, jednak takie działania nie służą długookresowemu rozwojowi.
Czy zatem spadek dochodów banków i osłabienie akcji kredytowej stanowi przejściowe zjawisko, czy też możemy mówić o trwałej tendencji wywołaną nadmierną regulacją sektora i podatkami?
– Nie ma najmniejszych wątpliwości, iż spadek dochodowości banków jest w pierwszej kolejności następstwem funkcjonowania w środowisku niskich stóp procentowych. Na drugim miejscu należy wskazać podwyżkę wpłat dokonywanych na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, do tego dodać trzeba jeszcze bardzo wysoki poziom dodatkowego obciążenia w postaci podatków i parapodatków. W tej dość obszernej kategorii znajduje się zarówno podatek od instytucji finansowych, koszty pomocy kredytobiorcom walutowym ponoszone z związku z aprecjacją franka, jak również wydatki na budowę funduszu wsparcia kredytobiorców. Wprowadzaniu tych wszystkich kosztów towarzyszyło tymczasem ustawowe ograniczenie możliwości zarabiania przez banki na rozwoju nowych technologii. Zbyt głębokie ograniczenie interchange fee to poważny błąd, który zmniejszył możliwość ponoszenia nakładów na innowacje w bankowości polskiej, np. na rozwiązania z dziedziny cyberbezpieczeństwa.
Dodatkowy podatek bankowy z kolei, poprzez fakt penalizowania działalności kredytowej, spowodował zmianę sposobu finansowania części projektów rozwojowych. Polskie banki występują w wielu przypadkach tylko w charakterze butików, zaś rola właściwego podmiotu finansującego przypada podmiotom z zagranicy. W takim przypadku zarobek wykazywany jest w innym miejscu. Do tego obserwujemy stopniowe wypychanie kredytu przez inne instrumenty, a to oznacza zmniejszenie tempa inwestycji. Na to wszystko nakłada się niepewność regulacyjna, niestabilność całego systemu prawnego w Polsce. Wśród czynników pozaregulacyjnych mających fatalne skutki dla rynku finansowego należy wskazać kreowany sztucznie, negatywny klimat wokół sektora. Dlatego tak bardzo konieczna jest dyskusja na temat przyszłości polskich banków, z udziałem jak największej liczby interesariuszy. Pamiętajmy, że pomimo spodziewanego wzrostu znaczenia rynku kapitałowego rola banków przez długi jeszcze czas będzie pierwszoplanowa, ponad 73% aktywów finansowych naszego kraju znajduje się obecnie w dyspozycji tych właśnie podmiotów.
Cofnijmy się o ćwierćwiecze, kiedy zaangażował się pan w budowanie zrębów polskiej bankowości. Jak pan ocenia ten okres i czy uważa, że polska bankowość mogłaby wyglądać inaczej aniżeli wygląda. A jeżeli tak, to jak?
– Bez wątpienia był to fascynujący okres, który będzie przez wielu historyków opisywany jako szczególny. Mieliśmy to szczęście, że wiele tysięcy osób zechciało odkryć swe talenty i wykorzystać je dla dobra wspólnego, jakim była budowa od podstaw systemu finansowego w Polsce. To dotyczy pracowników bankowości, regulatorów, nadzorców i polityków, ale też milionów klientów, którzy uwierzyli, że można bezpiecznie lokować swe oszczędności i korzystać z bezpiecznych usług bankowych. Dziś śmiało możemy powiedzieć, iż w pełni wykorzystaliśmy możliwości międzynarodowe, tak polityczne, jak i gospodarcze.
Czy można było inaczej? Zawsze jest jakaś inna opcja. Czy byłoby wówczas lepiej? Być może, to jest nie do stwierdzenia. Wydaje się, że najlepszą odpowiedzią na to pytanie są rezultaty osiągane przez polską gospodarkę. Przez ten cały okres mamy do czynienia z dynamicznym wzrostem, w ogromnej mierze realizowanym dzięki stabilnemu funkcjonowaniu systemu bankowego. Jeżeli w innych krajach w podobnych warunkach doszło kilka razy do kryzysu i recesji, a w Polsce z tym nie mieliśmy do czynienia, wniosek nasuwa się oczywisty: wybraliśmy właściwy model. To, że potrafiliśmy uwzględnić nieuchronne prawa rynku i zmniejszyć liczbę banków o ponad 1200 instytucji w ciągu 25 lat, nie generując w toku tego procesu zagrożenia dla środków powierzonych przez deponentów, to jest wielki sukces. Jeżeli mimo globalnego kryzysu w Polsce sukcesywnie rośnie zaufanie do sektora bankowego, to też jest oznaka siły.
Nietrudno oczywiście wskazać i kilka kwestii, które moglibyśmy zorganizować lepiej, jak choćby stabilniejszy i pewniejszy system skłonności do oszczędzania, nowoczesny system wspierania budowy kapitału przez MŚP czy efektywny model wspierania innowacji i współpracy między uczelniami a przedsiębiorcami. Należy jednak wziąć pod uwagę, iż te wyzwania w znacznej mierze wykraczają poza działalność systemu bankowego i regulacje dla tego sektora. Banki w społecznej gospodarce rynkowej mają jasno określoną rolę: powinny być bezpiecznym pośrednikiem i dobrze zarządzać aktywami. Z tego punktu widzenia możemy stwierdzić, iż się udało. Oczywiście, zawsze powinniśmy być czujni, rozważni, musimy umieć korzystać z doświadczeń przeszłości i nie popełniać błędów, jakie zdarzyły się w innych krajach. Stąd szeroka współpraca ze środowiskami naukowymi, którą sobie bardzo cenimy.