Prof. Witold Orłowski: credit crunch jest możliwy
Nawiązując do raportu zrealizowanego przez zespół badawczy kierowany przez prof. Iwonę Dorotę Czechowską i odnosząc się do aktualnej sytuacji polskiej gospodarki, prof. Witold Orłowski potwierdził, że dla Polski kończy się dość komfortowa sytuacja, jaką dawały zasoby pracy.
– Przy obecnym stanie rynku pracy wykorzystaliśmy wszystkie możliwości, jakie były dostępne, co doprowadziło do wchłonięcia bezrobocia – podkreślił prelegent, dodając, że w obecnych uwarunkowaniach cena pracy będzie rosła, niezależnie od podejmowanych w tej materii działań administracji publicznej.
Profesor zgadza się z premierem w kwestii stopy inwestycji
Jedynym sposobem jest zatem znaczące zwiększenie poziomu inwestycji, co nabiera szczególnego znaczenia w przypadku takich państw jak Polska, nadrabiających dystans dzielący je od liderów.
– Ekonomiści mogą się spierać jak wielką część PKB powinno się inwestować. Ja powołam się na byłego prezesa banku komercyjnego, obecnie premiera Mateusza Morawieckiego, który mniej więcej cztery lata temu w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju napisał, że polska gospodarka ma niski poziom inwestycji w stosunku do PKB, a warunkiem jej rozwoju jest stopa inwestycji wynosząca co najmniej 25%. Muszę się zgodzić z panem premierem – zauważył przedstawiciel Akademii Finansów i Biznesu Vistula.
Dodał on, iż polska gospodarka tym się różni od amerykańskiej, że ta ostatnia dysponuje olbrzymimi zasobami know-how, których symbolem jest Dolina Krzemowa.
– Polska, jako goniąca gospodarka, nieznajdująca się w czołówce postępu, musi potężnie inwestować by poprawić swój poziom – sugerował Witold Orłowski.
Czytaj także: Dostępność kredytowa w nowej rzeczywistości gospodarczej
Firmy prywatne za mało inwestują
Przyjęcie tak dynamicznego tempa rozwoju jest istotne także i dlatego, że cały świat wchodzi w fazę Gospodarki 4.0, która cechuje się tym, że nie ma w niej miejsca dla średniaków. W efekcie, rezygnując z bycia liderem spada się do peletonu, w którym jadą sami outsiderzy.
W tym kontekście dane, przedstawione przez prelegenta, budzą poważne zaniepokojenie. Stopa inwestycji w naszym kraju za rok 2020 wyniosła 16,5% PKB, i był to najniższy wynik od roku 1990, kiedy rozpoczęto pomiary. O ile za sam ten rezultat w dużym stopniu można obwiniać pandemię, to już sukcesywny spadek stopy inwestycji od roku 2015, pomimo doskonałej koniunktury obserwowanej w tym samym czasie, daje do myślenia.
Prof. Orłowski zaznaczył, że lata 2018-2019 należy postrzegać jako przykład nieskutecznej polityki pobudzania długoterminowego wzrostu, dodając, że szczególnie słabo na tym tle wypadają inwestycje firm prywatnych.
Polska należała do trzech państw UE, w których w latach 2015-19 poziom inwestycji sukcesywnie spadał
– Polska jest krajem, w którym szczególnie duże znaczenie mają inwestycje publiczne – podkreślił prelegent, dodając, że nie wszystkie z nich należy mierzyć jedną miarą. Budowa infrastruktury w rodzaju dróg rowerowych czy parków to nie to samo, co inwestowanie w technologie.
Na domiar złego, ostatnie lata przyniosły istotny spadek wartości inwestycji firm. O ile w roku 2000 ich wartość sięgała 15% PKB, a po kryzysie lat 2007-2011 obniżyła się do 13%, to obecnie nie jest w stanie osiągnąć 1/10 PKB.
– Spadek ten obserwowany jest od roku 2015, co wskazuje, że jest on pokłosiem polityki gospodarczej rządu – dodał prof. Witold Orłowski.
Grozi nam stagflacja
Wymownym wskaźnikiem tego niekorzystnego trendu jest fakt, iż Polska należała do trzech państw UE, w których w latach 2015-19 poziom inwestycji sukcesywnie spadał. Rzecz w tym, że wśród pozostałych państw jednym była przeżywająca poważne problemy Grecja, drugim zaś Holandia, gdzie spadek miał charakter względny, jako że odnosił się do boomu inwestycyjnego w latach poprzedzających.
– W pozostałych krajach stopa inwestycji rosła, przy dobrej koniunkturze – dodał prelegent.
Przestrzegł on, iż utrzymywanie tak niekorzystnej sytuacji może prowadzić do stagflacji, gdyż mamy do czynienia z równoczesnymi problemami z kapitałem technologią i pracą.
Stymulacja rynku pracy odbyła się kosztem gigantycznego zadłużenia
Jednym z czynników przyspieszających inflację jest stałe stymulowanie popytu, przy jednoczesnym opóźnieniu po stronie podażowej.
– Ceny energii i paliw odpowiadają raptem za mniej niż połowę bodźca inflacyjnego – wskazał prof. Orłowski.
Silne osłabienie złotego to już czarny scenariusz gospodarczy
To, co na chwilę obecną ratuje polską gospodarkę, to niższy spadek produkcji wskutek pandemii niż w wielu krajach „starej” UE. Przykładowo, w Polsce regres wyniósł 4%, przy 10% dla Hiszpanii, co jest wynikiem struktury polskiego sektora gospodarki realnej, z małą reprezentacją takich segmentów jak turystyka czy eventy.
Nie mieliśmy tez do czynienia ze wzrostem bezrobocia, można powiedzieć, iż nawet odnotowano w tej dziedzinie spadek, niemniej był on okupiony olbrzymimi wydatkami z rządowych programów antykryzysowych. Stymulacja rynku pracy odbyła się zatem kosztem gigantycznego zadłużenia.
W obecnych uwarunkowaniach nie ma tez powodów do paniki jeśli chodzi o kurs złotego, para PLN/CHF kształtuje się stabilnie, w przeciwieństwie do kryzysu sprzed kilkunastu lat, kiedy to mieliśmy do czynienia z tąpnięciem polskiej waluty o kilkadziesiąt procent, co tak rozzłościło frankowiczów.
Rzecz w tym, że zdaniem prof. Orłowskiego, jest to efekt tego, że wciąż jesteśmy „w oku cyklonu” gdzie jest jeszcze względnie spokojnie, a kapitał co do zasady nie ma bezpiecznej przystani. Kiedy pandemia zacznie ustępować, czekają nas potężne zawirowania również i w tej sferze – przestrzegał prelegent, dodając, że w tej sytuacji credit crunch jest możliwy.